[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uśmiechał. Nie mówił nawet. Potrafisz sobie to wyobrazić?! Prawie w ogóle nie
mówił. Dopóki nie zjawił się ten kot. I po raz drugi już mu go nie zabierzesz. Nie
pozwolÄ™ ci na to!
Max Dunne cofnął się o krok. Zmienił mu się wyraz twarzy, choć trudno było
się zorientować, na czym ta zmiana polegała. W każdym razie patrzył na nią tak,
jakby widział ją po raz pierwszy. Jego usta przybrały smutny wyraz.
Nigdy mi o tym nie...
Bo nie słuchałeś! krzyknęła. Próbowałeś mnie zastraszyć i odebrać
dziecku żywą istotę, dzięki której wrócił do normalności. Ale pomyliłeś się grubo!
Będę z tobą walczyć do końca. W polu, na ulicach, na wzgórzach! Gdy znajdę się
pod ścianą, będę walczyć choćby tak! Ułomkiem butelki. Ale się nie poddam.
Musiała jej się przypomnieć scena z jakiegoś filmu, bo nie zastanawiając się ani
przez chwilę schwyciła butelkę z piwem za szyjkę i zbiła ją o kant stołu. Odłamki
szkła poszybowały w powietrzu i z brzękiem upadły na podłogę. Lindsey
wzdrygnęła się, bo szyjka butelki pękła także i skaleczyła ją w rękę. Ale po chwili
przestało ją to interesować, choć z dłoni spływała jej krew. Piwo zapieniło się,
opryskując ich oboje. Zalało folder Maxa i ściekało strużkami ze stołu.
Mojego syna życie dostatecznie doświadczyło i nie pozwolę go nikomu
skrzywdzić. W oczach lśniły jej łzy. Ale były to łzy złości. Nikt go już więcej
nie zrani!
Ani ty, ani twoi sławni prawnicy! Rozumiesz? dokończyła drżącym głosem.
Wpatrywał się w nią nieruchomym wzrokiem. Na policzku zadrgał mu mięsień.
Ale tylko przez moment.
Rozumiem. Spojrzenie jego chmurnych oczu spoczęło na jej krwawiącej,
zaciśniętej w pięść dłoni.
Jeśli mnie do tego zmusisz, to wezmę dziecko i kota i ucieknę do Meksyku!
nadal krzyczała z furią. Ucieknę na koniec świata. Zaszyję się w mysiej dziurze.
Nigdy nas nie znajdziesz! Prędzej ciebie, twoje pięćdziesiąt tysięcy i twoje głupie
firmy szlag...
Przecież powiedziałem, że rozumiem. A poza tym się skaleczyłaś. Uchwycił
jej krwawiącą rękę. Pozwól! Musimy to obejrzeć.
Wyjął ostrożnie szkło i oglądał zranioną dłoń. Lindsey spojrzała na niego
osłupiała. Nie wyobrażała sobie, aby tak ogromny mężczyzna był w stanie tak
delikatnie ją dotykać. A on tak to właśnie robił. Spostrzegła nagle, że mocno
krwawi i to nie mniej ją zaskoczyło.
Zostaw mnie! Próbowała się od niego odsunąć.
Przytrzymał ją mocno za przegub i objął wolnym ramieniem.
Uspokój się! nakazał. Nie przejmuj się tym kotem. Jakoś to rozwiążemy.
Mimo iż się opierała, pociągnął ją w kierunku kambuza.
Mój mały... Nie dotarło do niej to, co powiedział. Mój mały chłopiec...
Zaczęła powtórnie. Była tak wzburzona, że nie potrafiła sklecić logicznego zdania.
Uspokój się powtórzył. Twojemu małemu chłopcu nic złego się nie stanie.
Powiedziałem przecież, że jakoś to wszystko rozwiążemy. Nie martw się o syna.
Zamrugała powiekami, niepewna, czy dobrze go usłyszała.
Jakoś to rozwiążemy?
Tak. Trzymaj rękę pod kranem. Pójdę po apteczkę.
Puścił jej rękę i w momencie, gdy to zrobił, poczuła omdlewającą słabość w
nogach. Patrzyła na niego z mieszaniną niedowierzania i zdumienia w oczach.
I może byś tak zdjęła ten cholerny kapelusz rzucił wyraznie zdegustowany.
Wyciągnął rękę, sam go jej zdjął i położył na blacie kuchennym. Ich oczy się
spotkały. Minęła krótka, pełna obopólnego zakłopotania chwila, zanim Max się
oddalił.
Wrócił prawie natychmiast, tak cicho, że aż ją przestraszył.
Pokaż to burknął. Ujął jej zranioną dłoń, osuszył ją czystym ręcznikiem i
powiódł Lindsey w kierunku tapczanu. Nie chciała wcale usiąść, nie chciała, by się
nią opiekował, ale miękkie kolana spłatały jej złośliwego figla. Osunęła się na
tapczan. Podtrzymał ją i usiadł obok niej.
O rany! zaczął gderliwie. Jak ci coś strzeli do głowy, to zawsze robisz to
tak na cały gaz? Masz szczęście, że obejdzie się bez szwów. Ciekawe, kto by się
opiekował tym dzieciakiem i kotem, gdybyś się wykrwawiła na śmierć.
Wydała z siebie jakiś nieokreślony dzwięk czkawkę czy szloch i bardzo ją
to zawstydziło.
Wprawnie owinął jej skaleczoną dłoń gazą i umocował opatrunek plastrem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]