[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Bushy'ego przedstawiającym wnętrze. Cieszysz się?
Uzgodnili co trzeba, wymienili kilka ciepłych słów i Qwil*leran powrócił do lektury, którą już po chwili
przerwał mu dzwonek telefonu.
* Qwill! Zapomniałam ci powiedzied. Rewelacja! Nasza kapryśna pani burmistrz odwiedziła dziś
księgarnię i wyobraz sobie kupiła książkę! Co więcej, zielone kamizelki twierdzą, że była bardzo miła!
* Co kupiła?
* Nie mogę zdradzad listy zakupów moich klientów. To nieetyczne * drażniła się z nim Polly.
* Szelma. Wracaj do swojej książki. Co czytasz?
* To tajna informacja. I tak dalej.
Zwykle kiedy się tak przekomarzali, koty zaczynały biegad w kółko po domu. Dlaczego? Kiedyś napisze o
tym książkę...
Rozdział trzynasty
Miniony weekend obfitował w sensacyjne wydarzenia, które omawiano teraz w kawiarniach, na ulicach i
w kręgach plotkarzy.
Zabójstwo na zjezdzie rodzinnym:
* Wypuścili podejrzanego z braku dowodów, ale na moje oko to było morderstwo.
* Do tego dochodzi, kiedy do miasta zjeżdżają tłumy obcych.
* Dzięki Bogu nie padło na nikogo z naszej rodziny. Nowa reporterka w gazecie:
* Musieli ją sprowadzad aż z Kalifornii?
* Podoba wam się jej styl?
Aukcja Przedmiotów Odziedziczonych:
* Widzieliście ten miedzioryt Lincolna w gazecie?
* Moja matka miała złoty medalion z podobizną Lincolna i jego podpisem z drugiej strony. W środku
znajdował się strzępek materiału z jego kamizelki, którą miał na sobie, kiedy go zastrzelono. Niestety
medalion gdzieś się zapodział.
* Ludzie przynoszą prawdziwe skarby ze starych szaf. Nie wiadomo tylko, kto co przyniósł. Czy to z
powodu podatków?
Wielki pożar:
* Nie byłaś na przedstawieniu? Widziałam je już trzy razy.
* Moi dziadkowie stracili w pożarze dom, stodołę, zwierzęta hodowlane, cały majątek! Mieli szczęście, że
uszli z życiem razem z dziedmi. Pogoda:
* Myślisz, że ładna pogoda się utrzyma?
* Jest idealna na parady i zjazdy rodzinne, ale niezbyt dobra dla zboża.
* Deszcz spłukałby pyłki. Wielu ludzi narzeka na alergie.
Na pierwszej stronie piątkowego wydania gazety pojawił się nagłówek zaznaczony tłustym drukiem:
DZIECIAKI CAMPBELLA ZNOWU W AKCJI
Artykuł wychwalał studentów Burgessa Campbella, którzy zdobywali cenne umiejętności, pracując
jednocześnie dla dobra społeczności. Pod kierownictwem mentora omawiali problem, opracowywali
oryginalne rozwiązanie, angażowali służby miejskie i dokonywali cudów. Sporo pracy wkładały właśnie
służby miejskie, ale największe zasługi miała entuzjastyczna młodzież.
 W naszym mieście brakowało ośrodka zajęciowego dla seniorów. Burgess Campbell ofiarował im stary
budynek w centrum Pickax. Pieniądze na jego przystosowanie pochodzą z Aukcji Przedmiotów
Odziedziczonych zorganizowanej dzięki hojności starych rodzin oraz kwestom prowadzonym przez
studentów. Przedsięwzięcie wspierają lokalne organizacje, kupcy oraz media".
W sobotni poranek uczestnicy aukcji zebrali się w kolejce pod ratuszem, żeby kupid bilety: pięd dolarów
dla widzów zasiadających na balkonie i dziesięd dla licytujących, którzy dostali kartki z numerami.
Na długich stołach pod ścianami wystawiono drobne przedmioty; większe znalazły się na podeście.
Każdy został opatrzony kartką z napisem NIE DOTYKAD. Pilnowali ich pracownicy ochrony w eleganckich
strojach. Była nawet muzyka w tle, nie z taśmy, ale na żywo: skoczne rytmy podawane przez gitarę,
klarnet i flet.
Jeden ze studentów ogłosił:
* Proszę zająd miejsca: żółte bilety na dole, zielone na balkonie.
W jednej chwili zapanowała cisza. Przewodniczący powitał zebranych i zapowiedział ulubionego
licytatora Moose Coun*ty,  który ofiarował nam swoje cenne doświadczenie, Foxy'ego Freda"
(entuzjastyczny aplauz!).
Fred wszedł na scenę w stroju roboczym, który składał się z sombrera, czerwonej apaszki i kowbojskich
butów.
* Witam! Witam! * zaczął. * Dobrzy ludzie, wiecie, że podczas licytacji nie ma hałasowania, a pracownicy
obsługi wykonują swoje obowiązki.
Pomocnicy i kasjerzy mieli na sobie niebieskie koszulki z białym nadrukiem college'u i czerwone apaszki.
Stali na wprost publiczności i obserwowali zebranych z kamiennym wyrazem twarzy. Zapadła kompletna
cisza.
Jeden ze studentów wniósł obraz oprawiony w ramy i ustawił go na podium. Foxy Fred zerknął na ściągę
i obwieścił:
* Mamy tu plakat reklamowy pochodzący z początków dwudziestego wieku, który rozlepiano w
trolejbusach. Jest w doskonałym stanie. Przedstawia reklamę zdrowych, kruchych płatków
śniadaniowych z truskawkami i śmietaną. Jaka jest cena wyjściowa?
* Sto dolarów! * odezwał się stanowczy męski głos.
* Sto dolarów. Kto da dwieście?
* Dwieście! * publicznośd rozpoznała pracownika stacji radiowej PKX FM.
* Pozwolicie mu odejśd z tą rzadką pamiątką z dobrych starych czasów?
* Trzysta! * zawołał Qwilleran,
* Mamy trzysta. Niech będzie czterysta... Pogodny Jimmy uniósł kartkę z numerem.
* Jest czterysta... Czy ktoś da piędset? Kto? Publicznośd wstrzymała oddech.
* Piędset od pana z wąsami! To mi się podoba... Czy ktoś da sześdset? Piędset pięddziesiąt... Nie?...
Piędset po raz pierwszy, piędset po raz drugi...
* Piędset pięddziesiąt * krzyknął Pogodny Jimmy. Publicznośd ryknęła.
* Sześdset! * wołał Qwilleran.
Oczy wszystkich utkwiły w Pogodnym Jimmym, który potrząsnął głową.
Publicznośd jęknęła.
* Sześdset po raz pierwszy, sześdset po raz drugi. Sprzedane za nędzne sześdset dolców. A to prawdziwy
zabytek!
Publicznośd oklaskiwała Qwillerana, którego poprowadzono do najbliższej kasy.
Pierwsza licytacja tak się spodobała publiczności, że licytowano wysoko. Foxy Fred był geniuszem w
manipulowaniu publicznością. Podbił cenę za cztery przedmioty prezentowane w gazecie, podczas gdy
pozostałe przepuszczał bez walki. Jego taktyka wzbudzała podniecenie i obiecywała, że każdy ma szansę
zabrad coś do domu. Kiedy entuzjazm opadał, szokował wszystkich, oferując najniższą stawkę.
Hipnotyzował ludzi śpiewnym głosem:  Ktooo, no ktooo... daaa... więcej???"
Były krótkie przerwy dla rozprostowania nóg i dłuższe,
podczas których można było zejśd do baru na napoje i przekąski. W sumie Fred zabawiał gości przez bite
sześd godzin.
* Skąd on bierze na to energię? * zdumiewała się Polly.
* Jest zawodowcem * odparł Qwilleran. * Jestem ciekaw, jak poprowadzi aukcję kotów w najbliższą
sobotę.
Portret Lincolna poszedł za cztery tysiące, zegar stojący za trzy tysiące, a trzy porcelanowe filiżanki
Qwilleran kupił za trzy*
sta.
* Co będziesz z nimi robił? * spytała Polly.
* Będę urządzał herbatki * odparł bez namysłu.
Największe poruszenie wzbudził przedmiot wystawiony przez anonimowego ofiarodawcę. Był to ostatni
z czterech okazów prezentowanych na łamach  Coś tam" * masywny stół biblioteczny z rzezbionego
dębu z dwiema pękatymi nogami z przodu i realistycznym posążkiem basseta stojącego na tylnich łapach
i podtrzymującego blat z tyłu. Należał do majętnego ojca Sary Plensdorf, o czym wiedzieli nieliczni.
Komentowano szeptem:  Założę się, że pozbyła się go z ulgą. Kto chciałby mied w domu taką kobyłę?
Ciekawe, za ile pójdzie".
Zwyciężyła oferta pewnego agenta z Lockmaster, który kupił stół za dziesięd tysięcy!
Qwilleran i Polly wyszli razem po skooczonej aukcji. On niósł trzy porcelanowe filiżanki, ona książkę
podróżniczą Marka Twaina Włóczęga za granicą opatrzoną autografem autora.
* Lisa Compton ucieszy się, że ją kupiłam. Należała do jej prababki, która miała szczęście poznad Marka
Twaina podczas jego wystąpienia w Pickax w roku 1895. Pomyśl, Qwill, miał odczyt na scenie opery * tej
samej, na której teraz występujesz w Wielkim pożarze. Na myśl o tym mam gęsią skórkę! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl