[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zamyśleniu.
 Więc ci młodzi byli zaręczeni. Jak długo?
 Mniej więcej od roku  pospieszyła z wyjaśnieniem pani Bantry. Sir Ambrose
sprzeciwiał się ich małżeństwu z powodu zbyt młodego wieku Sylvii. Ale po roku zaręczyn
zgodził się na ślub, miał się on wkrótce odbyć.
 Czy Sylvia miała jakiś majątek?  badał dalej komisarz.
 Prawie nic. Jakieś sto, dwieście funtów rocznie.
 Nie tu leży pies pogrzebany, Clithering  roześmiał się pułkownik Bantry.
 Teraz kolej na doktora  wycofał się sir Henry.  Ja pasuję.
 Powoduje mną przede wszystkim zawodowa ciekawość  rzekł doktor Lloyd. 
Chciałbym wiedzieć, jakie było orzeczenie lekarskie, o ile pani wie lub pamięta.
 Tak, z grubsza wiem. To było zatrucie, które spowodował digitalis. Czy dobrze
wymawiam?
Doktor Lloyd przytaknÄ…Å‚.
 Naparstnica, czyli digitalis, działa przede wszystkim na serce. Odpowiednio
spreparowana jest cennym lekiem stosowanym przy schorzeniach serca. To dziwne, nigdy nie
przypuszczałem, że spożycie liści naparstnicy może być tak fatalne w skutkach. W ogóle jest
sporo przesady w twierdzeniu, że trujące liście lub jagody powodują śmierć. Niewielu ludzi
zdaje sobie sprawę z tego, że do śmiertelnego zatrucia trzeba by użyć aktywnego związku lub
alkaloidu w czystej postaci, a to wymaga fachowej wiedzy i wielu prób laboratoryjnych.
 Pani MacArthur przesłała pewnego dnia jakieś specjalne cebulki dla pani Toomie 
powiedziała panna Marple.  A kucharka pani Toomie wzięła je za zwykłą cebulę i cała
rodzina poważnie się rozchorowała.
 Ale nikt nie umarł, prawda?  spytał doktor Lloyd.
 Nie, nie umarł  potwierdziła panna Marple.
 Znałam dziewczynę, która zmarła na skutek zatrucia ptomainą  dodała Jane Helier.
 No więc musimy wyjaśnić tę zbrodnię  skonstatował sir Henry.
 Zbrodnię??  aktorka była ogromnie zaskoczona.  Sądziłam, że to nieszczęśliwy
wypadek.
 Myślę, że gdyby tu chodziło wyłącznie o wypadek, pani Bantry nie opowiadałaby nam
tego wszystkiego. Nie, sądzę, że z pozoru miało to wyglądać na nieszczęśliwy wypadek, ale
pod spodem kryje się coś znacznie gorszego. Przypominam sobie zdarzenie, gdy goście
zebrani na przyjęciu gawędzili sobie po kolacji. Zciany w pokoju były wprost pokryte
rozmaitą starodawną bronią. Jeden z gości wziął do ręki pistolet i dla żartu skierował go w
stronę jednego z zebranych udając, że strzela. Tymczasem pistolet był nabity i wypalił, a
ofiara  żartu została zabita na miejscu. Policja miała za zadanie zbadać, kto nabił po
kryjomu broń, a po drugie kto tak pokierował rozmową, że sprawa przybrała tragiczny obrót.
Mężczyzna bowiem, który strzelał, był tylko kozłem ofiarnym, absolutnie nie winien tego, co
się stało.
Wydaje mi się, że tak samo jest i w naszym wypadku. Liście naparstnicy zostały celowo
zmieszane w liśćmi szałwi przez kogoś, kto działał z ukrycia i spokojnie czekał na wynik
operacji. Jako że nie podejrzewamy o to kucharki  bo wykluczamy ją, prawda? 
pozostaje więc zapytać, kto zebrał trujące liście i dostarczył je go kuchni?
 Na to mogę łatwo odpowiedzieć, a w każdym razie na drugą część pytania  rzekła
pani Bantry.  Zaniosła je do kuchni sama Sylvia. To należało do jej codziennych zajęć.
Zawsze zbierała jarzyny, sałatę, zioła czy pęczki młodej marchewki, bo ogrodnicy nigdy nie
potrafią tego należycie zrobić. Nie znoszą wprost wyrywać młodych pędów, czekają, aż te
wyrosną na okazałe rośliny. Sylvia razem z panią Carpenter zajmowały się dostawą zieleniny
do kuchni. W kącie ogrodu rosła szałwia na przemian z naparstnicą, która wyrosła tam dziko,
więc pomyłka rzeczywiście mogła wchodzić w rachubę.
 Ale czy Sylvia zbierała jarzyny w tym właśnie dniu?
 Tego nikt nie wiedział na pewno, ale tak ogólnie myślano.
 Przypuszczenia często zawodzą  zawyrokował sir Henry.
 Z całą pewnością mogę powiedzieć jedno. Na pewno nie zbierała ich pani Carpenter,
bo tego ranka spacerowała ze mną po tarasie. Wyszłyśmy razem po śniadaniu, bo było bardzo
ciepło. Zupełnie jak wczesną wiosną. Sylvia poszła do ogrodu sama, ale pózniej widziałam,
jak szła pod rękę z Maud Wye.
 Pewnie bardzo się przyjazniły  zauważyła panna Marple.
 Tak  potwierdziła pani Bantry, a potem zawahała się, jakby chciała coś dodać. Ale
nic nie powiedziała.
 Czy długo przebywała w ich domu Maud Wye?  zapytała starsza pani.
 Około dwóch tygodni  ton głosu pani Bantry zdradzał lekki niepokój.
 Nie lubiła pan Maud Wye?  dociekał komisarz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl