[ Pobierz całość w formacie PDF ]
próbowałem się z nią umówić, nie znoszę babsztyla. Nazwała mnie pętakiem, czy coś w tym
rodzaju.
Janie pokręciła głową. To rzeczywiście musiało zaboleć mężczyznę tak ambitnego jak
Harley.
- Najgorsze jest to, że chyba miała rację - zaśmiał się kwaśno Harley, zatrzymując
samochód przed domem. Wyłączył silnik. - Ciągle się przechwalałem, że mam świetne
przygotowanie wojskowe. A tu guzik. Kiedy szedłem na akcję przeciwko Lopezowi, miałem
mgliste pojęcie o walce. Wiedziałem tylko tyle, ile wyniosłem z oglądania filmów
gangsterskich.
- Ale spisałeś się świetnie.
- Każda walka jest ohydna. Nie ma się czym chwalić - odparł Harley z nagłą powagą.
- Dzięki za zaproszenie na bal - Janie zmieniła temat, czując, że Harlej nie bardzo chce
o tym rozmawiać.
Chłopak rozluźnił się.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Było wspaniale, prawda? Gdybyś jeszcze kiedyś
chciała się zabawić, daj znać. Możemy się wybrać do kina.
- Albo na potańcówkę.
- Koniecznie. Świetnie mi się z tobą tańczy. Chciałbym się nauczyć tańców
latynoskich. Widziałaś Griera?
- O, tak. Pan Grier jest zupełnie inny, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
- A co ty możesz o tym wiedzieć? - spytał Harley zaciekawiony.
PDF stworzony przez wersję demonstracyjną pdfFactory www.pdffactory.pl/
- Zatrzymał mnie kiedyś na Victoria Road. Jechałam trochę za szybko.
- To szczęście, że tam się znalazł. Wiesz, że krążą o nim plotki?
- Tak? - zaciekawiła się Janie.
- Pewnie to tylko puste gadanie.
- Harley! Teraz już musisz mi powiedzieć!
- Mówią, że kiedyś Grier był płatnym mordercą. Pracował dla CIA.
- Ojej! - Janie zakryła dłonią usta.
- Kiedy byłem Strażnikiem Teksasu, pojechaliśmy na akcję z polecenia rządu.
Dołączył do nas superkomandos. Facet bardzo się zmienił, ale czasem człowieka można
rozpoznać choćby po sposobie poruszania się. To chyba był Grier. - Janie poczuła, jak po
plecach przebiega jej zimny dreszcz. - Walczył w Afganistanie, brał udział w wojnie w
Zatoce.
- Może nie powinieneś nikomu o tym opowiadać? - przerwała niepewnie.
- Toteż nikomu nie opowiadam. Wiem, że u ciebie jak w banku. Nawet jeśli tylko
połowa z tych historii jest prawdziwa, to niesamowity człowiek. Dziwne, że Judd Dunn nie
boi się z nim zadzierać. Fakt, że Judd jest za stary dla Christabel. Dziewczyna jest w twoim
wieku, a Judd w wieku Harta.
Janie wiedziała, do czego Harley pije. Leo był dużo starszy od niej. Sama o tym często
myślała, ale teraz, gdy usłyszała to z ust kogoś innego, zrobiło się jej przykro, choć zdawała
sobie sprawę z tego, że Harley próbuje ją tylko pocieszyć.
Chłopak chciał jeszcze coś dodać, ale zgnębiony wyraz twarzy Janie powstrzymał go.
- Wiem, co czujesz do Harta, Janie - powiedział po chwili milczenia. - Może jednak
powinnaś się zastanowić? On nie należy do tych, którzy się żenią.
Janie odwróciła się w jego stronę.
- Codziennie to sobie powtarzam. Może kiedyś wreszcie to do mnie dotrze.
Harley delikatnie otarł z jej policzka łzę, która wymknęła się spod długich rzęs.
- Wiem, co to znaczy, kochać bez wzajemności. Na pocieszenie powiem ci, że z
czasem ból mija.
- Nie zamierzam czekać, aż mi przejdzie! Już ja pokażę temu draniowi, że potrafię
rozkochać w sobie pół miasta! - zawołała Janie gniewnie.
- To tylko zwiększy twoje cierpienie - ostrzegł ją Harley. - A ran nie uleczy.
- Masz rację. Och, Harley - westchnęła Janie. - Dlaczego nie ma sposobu, żeby zmusić
kogoś do miłości?
PDF stworzony przez wersję demonstracyjną pdfFactory www.pdffactory.pl/
- Chciałbym to wiedzieć - uśmiechnął się Harley i lekko pocałował ją w policzek. -
Dzięki za wspaniały wieczór. Szkoda, że ty nie bawiłaś się równie dobrze jak ja.
- Ależ skąd! Bawiłam się wspaniale. Przecież mogłam wylądować na balu w
towarzystwie ojca.
- Twój tata wyjechał, prawda?
- Tak, do Denver. - Janie westchnęła ciężko. - Próbuje namówić jakąś firmę, żeby
zainwestowała w nasze akcje. Jesteśmy w tarapatach finansowych. Tylko nikomu nie mów,
dobrze?
- Jasne. Przykro mi, Janie.
- Sprawy się skomplikowały, kiedy tata stracił swojego najcenniejszego byka. Gdyby
Leo nie pożyczył nam swojego, nie wiem, co by z nami było. Dobrze, że przynajmniej tatę
lubi. Leo, nie byk - uśmiechnęła się blado.
Harley pomyślał sobie, że chyba jednak Leo lubi bardziej córkę Freda. Inaczej nie
upiłby się z jej powodu do nieprzytomności. Ale tę uwagę zachował dla siebie.
- Czy mógłbym wam w czymś pomóc? - spytał.
- Dzięki, Harley. Naprawdę równy z ciebie facet, ale tata potrzebuje dość sporej sumy,
żeby wyjść na prostą. Chyba będę musiała zrezygnować ze szkoły w przyszłym semestrze.
Powinnam znaleźć jakąś pracę.
- Janie! - zawołał Harley.
- Taty nie stać na opłacenie czesnego - powiedziała po prostu. - Widziałam ogłoszenie,
że w zajeździe „Shea” potrzebują kogoś do pracy.
- Janie! - Harley odzyskał głos. - Nie możesz pracować w „Shea”! To najgorsza
spelunka, zajazd przydrożny. Zjeżdżają się tam podejrzane typy. Alkohol płynie hektolitrami!
- Serwują tam także pizzę i kanapki. Dam sobie radę. Harley nie mógł sobie wyobrazić
kruchej, delikatnej Janie w takim miejscu.
- Czemu nie poszukasz pracy w jakiejś kawiarni w mieście?
- Bo w „Shea” dają wysokie napiwki. Harley, nie przekonasz mnie. To już
postanowione.
- Skoro tak - niechętnie ustąpił - to nie pozostaje mi nic innego, jak się za ciebie
modlić. No i będę cię odwiedzał jak najczęściej - obiecał.
- Jesteś kochany. - Janie pochyliła się i pocałowała go w policzek, po czym wysiadła z
samochodu. - Do zobaczenia. I jeszcze raz dziękuję.
- Do zobaczenia, Janie. Spij dobrze.
PDF stworzony przez wersję demonstracyjną pdfFactory www.pdffactory.pl/
[ Pobierz całość w formacie PDF ]