[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego wargach. Poruszał się, ale czuła bicie jego serca. Chciała
go rozpalić tak, jak on rozpłomieniał ją. Rozchyliła wargi, a
on odpowiedział tak dziko, że aż jęknęła i zadrżała z
pożądania.
- Nikt inny nigdy tak mnie nie kochał - powiedziała
szczerze.
- Twoje słowa są muzyką dla mojej duszy.
Jego zmysłowy szept podniecił ją do tego stopnia, że
rzucała się gorączkowo. Jej ciało odpowiadało na każdą jego
pieszczotę. Czuła cieple, obezwładniające mrowienie. Zwiat
stal się kalejdoskopem różowych i purpurowych świateł
błyskających przed jej oczami. Ciążyły jej powieki, ale ciało
wydawało się lekkie jak hel. Uwielbiała to uczucie i przytuliła
się mocno do mężczyzny, który dawał jej taką radość.
- Och, chcÄ™ ciebie.
- Kochanie - Cas odsunÄ…Å‚ siÄ™ odrobinkÄ™, aby na niÄ…
popatrzeć. Uwielbiał jej twarz, jej mimikę. Nagle zamrugał,
aby zatrzeć obraz, który stanął mu w oczach. Przez moment
wydawało mu się, że zawsze ją znał. Patrzyła na niego oczami
Margo. Nie. Do licha, nie.
- Co ci jest? - zapytała pieszcząc palcami jego usta i
podbródek. - Wyglądasz, jak byś się czemuś bardzo dziwił.
- Od chwili, kiedy cię spotkałem, mam dziwne doznania.
Kiedy się zaśmiała, zmarszczył brwi.
- Mam...
- O, wierzę ci. Ja też kilkakrotnie miałam dziwne
wrażenie, że coś nowego nie jest mi obce.
- Otóż to. Odnoszę wrażenie, jakbym znał cię zawsze,
chociaż dopiero co się poznaliśmy. Może byliśmy razem w
innym życiu - powiedział łagodnie.
- O, jestem tego pewna - wyszeptała.
Wpatrywał się w nią przez długie sekundy. Miał ją przy
sobie, ciepłą i gibką.
- Chcę ciebie, piękna damo - powiedział, akcentując
pocałunkiem każde słowo.
Delikatnie przesuwał usta po jej ciele, a kiedy dotarł do jej
cudownych piersi, wcisnął pomiędzy nie twarz. Jego język
powoli prześliznął się na jedną z brodawek. Z czułością ssał
jej pierś i czuł się tak, jakby odpływał w niebyt. Poddał się
magii, która owładnęła nim od czasu ich pierwszego
spotkania, i zapomniał o wszystkim. Usta Casa prześlizgnęły
się niżej, a jego język wciskał się i wymykał z pępka.
Trzymając się mocno prześcieradła, jakby w obawie, że
uleci aż do sufitu, Margo pojękiwała. Czy to możliwe, żeby
było im ze sobą jeszcze lepiej niż kiedyś? Chciała zatrzymać
czas, odwlec moment, kiedy zmuszona stanąć twarzą w twarz
z rzeczywistością, powie mężowi, kim jest. Te rewelacje mogą
zabić ich miłość. Przytuliła go do siebie.
Cas spojrzał na nią i pochwycił jej wzrok pełen obaw. Ale
kiedy popatrzyła na niego rozmarzonymi oczami, a zmysłowy
uśmiech pojawił się znów na jej twarzy, pomyślał, że zle ją
zrozumiał.
- Ach, kochanie, jesteÅ› jak brylant - szepnÄ…Å‚ - nie zdajÄ…c
sobie sprawy, że go usłyszała, dopóki jej uśmiech nie
poszerzył się i nie dotknęła palcem brzegów jego ust.
- Dziękuję, Lancaster - delektowała się jego imieniem,
akcentujÄ…c pojedyncze sylaby.
Ręka, która usiłowała rozewrzeć jej złączone uda,
wśliznęła się wreszcie pomiędzy nie, a delikatny kwiat warg
stał się wilgotny i rozchylił się. Opuścił się niżej, a usta zajęły
miejsce dłoni. Jej smak oszołomił go. Przez chwilę musiał
skoncentrować całą siłę woli, aby nie wybuchnąć. Miękki
trójkąt jej czarnych włosów łaskotał go po twarzy. Kiedy jej
ciało wiło się z podniecenia, zatrzymał je rękami, a pieszczoty
jego języka stały się jeszcze gwałtowniejsze.
- Cas! - Margo nie mogła złapać oddechu. Ogarnęła ją
taka rozkosz, że napięła wszystkie mięśnie, jakby w obawie,
że jej ciało roztrzaska się na kawałeczki. Ekstaza była jak
biały ogień, który płonął coraz silniej, dopóki całkowicie jej
nie pochłonął. Czuła się, jakby płynęła. Cały czas powtarzała
imię swojego męża.
Kiedy poczuł, że jej ciało wiotczeje, szybko przesunął się
w górę i wziął ją z siłą, której nie mógł już kontrolować. Jego
ruchy zespoliły się z rytmem jej ciała. Wzięła go całego.
Mknęli niczym na falach oceanu przez nie kończące się chwile
i równocześnie zapadli się w jednoczesnym, uwalniającym
upojeniu. Ich splecione ciała drżały jeszcze jakby po burzy,
która przez nie przeszła.
- Margo! Kochanie! Kocham ciÄ™!
- Cas! Kocham ciÄ™!
Leżeli razem, wyczerpani, oddychając ciężko. Ich ciała
ogarniała ulga po spazmie rozkoszy. Margo rozkoszowała się
ostatnimi echami namiętności i nie otwierała oczu bojąc się,
że czar pryśnie.
To niemożliwe" - myślał Cas. Nie mógł wypowiedzieć
imienia swojej żony. Nie wtedy, kiedy odczuwał najwyższą
rozkosz. To jego wyobraznia podsuwa mu tak absurdalne
przypuszczenia. Kochał Qi. Miał do siebie żal. Jak mógł
prosić ją o zaakceptowanie mężczyzny, który nie może zerwać
więzów ze zmarłą żoną?
Kiedy Cas próbował się odsunąć, Margo przytrzymała go.
Potrzebowała ciepła nieco dłużej. Nadszedł czas na szczerość.
Czuła lekkie drżenie. Dopiero co dziko i cudownie się kochali,
chciała smakować tę chwilę i odwlec rozmowę, która być
[ Pobierz całość w formacie PDF ]