[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mam na myśli tych twoich
bohaterów historycznych w
haftowanych kabatach i
obcisłych spodniach - ci nigdy
mnie nie pociÄ…gali. Moje czasy
to czasy najdawniejsze, kiedy
morza i rzeki stanowiły jedną
całość, a zapomniani dziś
bogowie kroczyli po górach i
wzgórzach.
Wstał i stanął przed
kominkiem, gibki i smukły w
swoim czarnym odzieniu, na
którego tle odcinały się białe
włosy i oczy. Głos miał teraz
łagodny, jak wówczas, gdy go
poznała.
- Gdybyś była badaczką
pradziejów, zrozumiałabyś -
rzekł - ale jesteś kobietą,
żyjesz w dziewiętnastym
stuleciu, dlatego też moje
słowa wydają ci się dziwne.
Owszem, jestem dziwolÄ…giem,
anachronizmem. Nie należę do
obecnej epoki. Urodziłem się od
razu z żalem do niej i z żalem
do całej ludzkości. W
dziewiętnastym wieku bardzo
trudno jest o spokój. Cisza
znikła, nawet z gór. Myślałem,
że znajdę spokój w kościele,
ale dogmaty mi obmierzły, a w
ogóle cały fundament wspiera
siÄ™ na bajkach. Sam Chrystus
jest tylko szyldem, kukiełką
stworzoną przez człowieka. Ale
o tym wszystkim możemy
porozmawiać pózniej, kiedy nikt
nie będzie nam deptał po
piętach. Mamy przed sobą całą
wieczność. Jedno przynajmniej
jest dobre - nie mamy tłumoków
ani tobołów, możemy wędrować
swobodnie jak pradawni
wędrowcy.
Mary wpatrywała się w niego,
ściskając kurczowo poręcze
fotela.
- Nie rozumiem księdza
pastora.
- Ależ tak, rozumiesz mnie
doskonale. Wiesz już, że to ja
zabiłem oberżystę w "Jamajki" i
jego żonę, a kramarz nie żyłby,
gdybym wiedział o jego
istnieniu. Przez ten czas,
kiedy teraz do ciebie mówiłem,
zestawiłaś sobie w myśli całość
z poszczególnych części. Wiesz,
że to ja kierowałem każdym
posunięciem twego wuja i że był
on tylko nominalnym przywódcą.
Siadywałem tu z nim po nocach -
zajmował fotel, na którym w tej
chwili siedzisz - i razem
wpatrywaliśmy się w mapę
Kornwalii, rozłożoną na stole.
Joss Merlyn, postrach całej
okolicy, obracał w ręku
kapelusz i z respektem dotykał
palcami czoła, ilekroć się" do
niego odzywałem. Był w tej grze
jak dziecko, niezdolny do
jakiejkolwiek akcji bez moich
rozkazów, bezmyślny, buńczuczny
zawadiaka, który ledwo potrafił
odróżnić prawą rękę od lewej.
Jego próżność stanowiła łączącą
nas więz, bo im większym
rozgłosem cieszył się wśród
kompanów, tym bardziej był
zadowolony. Powodziło nam się w
naszych przedsięwzięciach, on
wiernie mi służył i nikt inny
nie wiedział o naszej spółce.
Ty, Mary, stałaś się na naszej
drodze kamieniem, o któryśmy
się potknęli. Ze swoimi szeroko
otwartymi oczkami,
nieustraszonÄ…, dociekliwÄ…
główką weszłaś między nas i
zrozumiałem, że koniec jest
bliski. I tak zresztÄ…
wyczerpaliśmy już wszystkie
możliwości gry, czas był
najwyższy ją zakończyć. Jakże
mi wciąż nie dawałaś spokoju z
właściwą sobie odwagą i
uczciwością i jakże cię za to
podziwiałem! Oczywiście
musiałaś usłyszeć mnie w pustym
pokoju na górze i musiałaś
potem prześliznąć się na dół i
zobaczyć sznur na belce. To był
dla ciebie pierwszy punkt
zaczepienia. Pózniej znów
wykradłaś się na torfowiska za
wujem, który miał ze mną
umówione spotkanie na Roughtor,
a kiedy zgubiłaś go w
ciemnościach, trafiłaś na mnie
i uczyniłaś mnie swoim
powiernikiem. Cóż, zostałem
twoim przyjacielem, nie
zaprzeczysz, i udzieliłem ci
dobrej rady, prawda? Lepszej
nie udzieliłby ci sam sędzia
pokoju, wierz mi. Twój wuj nie
wiedział wcale o naszym dziwnym
przymierzu, a gdyby nawet
wiedział, i tak by nic nie
zrozumiał. Sam ściągnął na
siebie śmierć przez swoje
nieposłuszeństwo. Znałem już
twojÄ… determinacjÄ™ i
wytrwałość, wiedziałem, że
zadenuncjujesz go przy
pierwszej sposobności. Wobec
tego nie powinien był dać ci
takiej sposobności, bo tylko
czas mógł uspokoić twoje
podejrzenia. Ale twój wuj
musiał upić się w Wigilię,
dostać szału i postępując jak
dzikus i głupiec postawić całą
okolicę na nogi. Wiedziałem
wówczas, że się zdradził, a
majÄ…c stryczek na szyji, zagra
ostatnim atutem i wyda mnie
jako swego rozkazodawcę. Musiał
więc umrzeć, Mary, podobnie jak
twoja ciotka, która była jego
cieniem, a gdybyś ty była w
oberży wczoraj wieczorem, kiedy
tamtędy przejeżdżałem, ty byś
również... Nie, ty byś nie
zginęła.
Nachylił się, chwycił ją za
obie ręce i zmusił, żeby wstała
i spojrzała mu w oczy.
- Nie - powtórzył - ty byś
nie zginęła. Poszłabyś za mną,
jak pójdziesz dzisiaj.
Patrzała na niego, obserwując
jego oczy. Nic z nich nie mogła
wyczytać - przejrzystych i
zimnych jak zawsze - ale ręce
zaciśnięte były mocno na jej
przegubach i czuła, że tak
Å‚atwo jej nie puszczÄ….
- Myli się pan - rzekła -
zabiłby mnie pan wczoraj tak
samo, jak zabije mnie teraz. Bo
ja z panem nie pójdę, panie
Davey.
- Raczej śmierć niż hańba? -
powiedział z uśMiechem, który
przemknÄ…Å‚ po jego wÄ…skich
wargach. - Nie stawiam ciÄ™
wobec takiego dylematu.
Zaczerpnęłaś znajomość świata
ze starych książek, Mary, w
których Zły ma długi ogon pod
peleryną i ogień bucha mu z
nozdrzy. Po prostu dowiodłaś,
że jesteś niebezpieczną
przeciwniczką i wolę mieć cię
po swojej stronie. ProszÄ™,
wyrażam ci w ten sposób
uznanie. Jesteś młoda, masz
pewien urok, którego bardzo bym
nie chciał zniweczyć. Poza tym
przyjdzie czas, że nawiążemy
znów nici przyjazni, tak
raptownie dziÅ› zerwane.
- Ma pan słuszność traktując
mnie jak dziecko i jak idiotkÄ™
- rzekła Mary. - Tak się
właśnie zachowuję od chwili,
kiedy natknęłam się na
pańskiego konia owego wieczora
w listopadzie. Nasza rzekoma
przyjazń była haniebnym
szyderstwem i udzielał mi pan
rad, mając na rękach nie
obeschłą jeszcze krew
niewinnego człowieka. Mój wuj
był przynajmniej uczciwy;
pijany czy trzezwy, rozpowiadał
o swoich zbrodniach i widział
je w snach - były jego zmorą.
Ale pan - nosi pan ubiór
kapłana Bożego, aby się
uchronić przed podejrzeniami,
kryje się pan pod osłoną
Krzyża. Pan mówi mi o
przyjazni...
- W swym oburzeniu i odrazie
jeszcze bardziej mi siÄ™
podobasz, Mary - odparł. - Masz
w sobie ogień, jaki cechował
pradawne kobiety. Towarzystwo
twoje jest rzeczÄ… nie do
pogardzenia. Daj spokój, nie
dyskutujmy teraz o sprawach
religii. Kiedy mnie lepiej
poznasz, powrócimy do tego
tematu i opowiem ci, jak
szukałem ucieczki przed samym
sobÄ… na Å‚onie chrystianizmu i
przekonałem się, że Kościół
zbudowano na nienawiści,
zawiści i chciwości, czyli na
wszystkich stworzonych przez
człowieka atrybutach
cywilizacji, gdy tymczasem
pradawne pogańskie
barbarzyństwo było czymś nagim
i czystym. Przepełniło mnie
obrzydzenie... Biedna Mary, tak
mocno osadzona w dziewiętnastym
wieku, z tÄ… twarzyczkÄ…
zaskoczonego fauna wpatrzonÄ… w
mojÄ… twarz. Tak, przyznajÄ™,
jestem dziwolÄ…giem, jestem w
twoim małym światku potworem.
Czyś już gotowa? Twoje okrycie
wisi w hallu, a ja czekam.
Cofnęła się pod ścianę,
spoglÄ…dajÄ…c na zegar, Francis
Davey jednak nie puścił jej
rÄ…k, lecz jeszcze mocniej je
ścisnął.
- Zrozum - powiedział
Å‚agodnie - dom jest pusty,
wiesz o tym, a krzyków,
żałosnych w swej wulgarności
nie usłyszy nikt. Poczciwa
Hanna siedzi przy kominku w
swoim domu po drugiej stronie
kościoła. Jestem silniejszy,
niż przypuszczasz. Biedna biała
fretka sprawia wrażenie
słabiutkiej, prawda? To cię
wprowadza w błąd, ale twój wuj
znał moją siłę. Nie chcę
sprawić ci bólu, Mary, ani
pozbawiać cię tej odrobiny
urody, jakÄ… posiadasz, ale
jeśli nadal będziesz mi się
opierała, będę musiał ważyć się
na to dla świętego spokoju. No,
posłuchaj, gdzież ten duch
przygody, który ci zawsze
przyświecał? Gdzie twoja
odwaga, twoja waleczność? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl