[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Walter schował się pod moim parasolem i ruszyliśmy po
podjeździe ocienionym szpalerem sosen. Czekałem, aż zacznie
mówić, a deszcz bębnił o parasol nad nami. Wieczór pachniał
mokrym igliwiem.
164-
- Beth się pakuje - wyszeptał. - Zabiera stąd dzieciaki.
- Dokąd?
- Powiedziałem jej, żeby mi nie mówiła.
- Ona wie o...
- Nie. Wie, że coś grozi dzieciom. To wszystko, co musi
wiedzieć.
- Przestań! - John David wrzasnął na siostrę.
- Dzieci! - Walter zawołał grubym głosem. - Zachowujcie
się.
- Tato, Jenna...
- Nie chcę tego słuchać, synu.
Zastanawiałem się, gdzie ulotnił się gniew Waltera na mnie.
- Czy naprawdę wiesz, gdzie on jest, Andy? - zapytał
szeptem.
- Mam jego prawdopodobne alter ego w Nowej Anglii. Nie
mogę mieć pewności, póki się tam nie znajdę, ale myślę, że to on.
- Zatem jesteś zdecydowany jechać?
-Tak.
Zatrzymał się i odwrócił się do mnie.
- Zamierzasz go zabić? Ukryć go w jakiejś dziurze, gdzie
nikt go nigdy nie znajdzie?
- Taki mam plan.
- I nie masz skrupułów, żeby zabić własnego brata?
- Żadnych.
Ruszyliśmy dalej. Miałem okropne przeczucie.
- Zadzwoniłeś na policję, prawda? - zapytałem.
- Że co?
- Opowiedziałeś im o Orsonie.
- Nie, Andy.
- Ale zamierzasz.
Pokręcił głową.
- Dlaczego nie? - spytałem.
165-
- Podejdź tu, Jenno! - krzyknął Walter. Dzieci odwróciły się
i przybiegły z powrotem do nas, tak nisko trzymając parasol, że
nie było ich spod niego widać. Walter zabrał parasol od Jenny
i podniósł go wyżej.
- Jenno, pokaż wujkowi Andy'emu tatuaż, jaki zrobili ci
w szkole.
- Och, pewnie! - odparła, przypominając sobie o nim. - Zo-
bacz, Andy, czy nie jest fajny?
Jenna podciągnęła rękaw kostiumu i pokazała delikatną we-
wnętrzną stronę prawego przedramienia. Kolana ugięły się pode
mną. Od łokcia aż po jej maleńki nadgarstek ciągnął się napis
wykonany różowym niezmywalnym pisakiem: „Pssst".
Podniosłem wzrok na Waltera. Miał oczy pełne łez.
- Dobrze, dzieciaki. - Uśmiechnął się mimo wszystko. - Już.
Teraz biegnijcie przodem. Dajcie nam porozmawiać.
Jenna wzięła parasol i razem z Johnem Davidem pobiegli
przodem, podczas gdy my szliśmy dalej. Skrzynka na listy znaj-
dowała się już niedaleko.
- Miała go, kiedy wróciła ze szkoły - mówił Walter. - Beth
go zauważyła, gdy zakładała jej kostium. Cholerna nauczycielka
nic o nim nie wiedziała. Jenna powiedziała, że jakiś miły pan
rysował dzieciom tatuaże na Halloween. Nie widziała go nigdy
wcześniej.
- Jezu, Walterze. Ja...
- Nie chcę twoich przeprosin ani twojego współczucia - wy-
szeptał. - Jadę z tobą. Przyszedłem ci to powiedzieć. Razem
pochowamy Orsona.
Dzieci dobiegły już do białego cadillaca. Zatrzymaliśmy się
dziesięć stóp od końca podjazdu i Walter odwrócił się w moją
stronę.
- No to kiedy wyjeżdżasz? - zapytał.
- Za dzień lub dwa. Muszę jechać, zanim znajdą matkę.
166-
Jego oczy złagodniały.
- Andy, chcę, żebyś wiedział, że tak mi prz...
- Ja też nie chcę twojego współczucia - przerwałem mu. - To
nie pomoże żadnemu z nas w tym, co musimy zrobić.
Skinął głową i obejrzał się przez ramię na Jennę i Johna Davi-
da. Cisnąwszy parasol na bok, rzucali żwirem z podjazdu w moją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]