[ Pobierz całość w formacie PDF ]
waszego rozczarowania. Pracowaliście dla nas z takim oddaniem.
Więc możemy prowadzić dalej dochodzenie?! ucieszył się Pete.
Czy pan Marechal zmienił zdanie, proszę pani? zapytał Jupiter.
Nie, i prawdopodobnie ma rację odparła. Ale udowodniliście mi, że jesteście sprytni
i rozsądni. Uważam także, że jesteście bardziej odpowiedzialni, niż to się zdaje panu
Marechalowi.
Słusznie! wykrzyknęli zgodnie.
Pamiętam, że pokazaliście mi kartę z oświadczeniem komendanta policji. Jeśli pozwolę
wam na dalszą pracę dla mnie, czy obiecacie być niezwykle ostrożni?
Przyrzekamy! wykrzyknął Pete.
Hrabina uśmiechnęła się, ale w jej oczach pojawił się smutek.
Muszę się dowiedzieć, czy wasze przypuszczenia są słuszne. Jak wiecie, nie znałam
dobrze mego brata. Był dziwnym, zamkniętym w sobie człowiekiem. Nie wiem nawet, czym się
naprawdę zajmował przez ostatnie lata. Zdawał się nie mieć jakiegoś stałego miejsca
zamieszkania i miewał dziwnych przyjaciół.
Może przestępcy tylko się nim posługiwali wtrącił Jupiter.
Dziękuję ci, lepsze to, niż być samemu kryminalistą westchnęła hrabina.
Dokonaliście już naprawdę wiele i wierzę, że odkryjecie prawdę. Chcę ją wreszcie poznać do
końca.
Proszę pani powiedział Jupiter czy znalazła pani może coś w rzeczach pana
Camerona, które już odzyskaliśmy?
Nie, absolutnie nic. Jak sądzisz, co to może być ta cenna rzecz? Jeśli w ogóle istnieje...
Jeszcze tego nie wiemy odparł Jupiter.
Ale przypuszczasz, że Jonasz coś gdzieś ukrył i że jego ostatnie słowa dotyczyły tego?
Mówiły, gdzie to znalezć?
Jestem tego pewien odparł Jupiter bez wahania.
Doskonale, prowadzcie dalej dochodzenie, ale bądzcie ostrożni. Zwłaszcza z tym De
Grootem. Działajcie tak, bym nie musiała żałować tej decyzji. Nie narażajcie się na żadne
niebezpieczeństwa. Jeśli odkryjecie coś więcej, wróćcie tu i opowiedzcie mi o wszystkim.
Pożegnała ich z uśmiechem. Wracali do swych rowerów pełni radosnego podekscytowania.
Kiedy Pete i Jupiter wygramolili się z Tunelu Drugiego, w Kwaterze Głównej czekał już na
nich Bob.
Mam nowiny! zawołał na ich widok.
My też! powiedział Pete.
Prowadzimy z powrotem dochodzenie! zaanonsował Jupiter i opowiedział wszystko, co
zaszło w motelu Nad skarpą .
Pewnie stamtąd Chudy wrócił z tak szaloną szybkością powiedział Bob. Wyglądał
na porządnie wystraszonego.
Widziałeś się z nim, Bob? spytał Jupiter. To o nim masz wiadomości?
Tak skinął głową Bob. Ale z nim nie rozmawiałem. Kiedy wrócił, zamknął się w
domu i nie ruszył się już stamtąd. Udało mi się natomiast pogadać z ogrodnikiem Norrisów.
Dowiedziałem się od niego, gdzie Chudy pracuje.
Gdzie?! Co robi?! pytali Pete i Jupiter jeden przez drugiego.
Pracuje u pana Maxwella Jamesa!
Pete nie od razu się połapał.
Maxwell James? To może ten...
Sławny malarz! wykrzyknął Jupiter. Jego obrazy są znane na całym świecie! W
dodatku mieszka właśnie tu, w Rocky Beach!
W tej dużej rezydencji z oddzielnym atelier w ogrodzie powiedział Bob. Czy to nie
dziwny zbieg okoliczności, że szukamy obrazów, a Chudy pracuje dla znanego malarza?
Tak dziwny, że wygląda na więcej niż zbieg okoliczności odparł Jupiter. Myślę, że
po obiedzie złożymy wizytę panu Maxwellowi Jamesowi.
Zaparkowali rowery koło wysokiej, żelaznej bramy. Była otwarta. Weszli do ogrodu. Między
koronami drzew przeświecały kamienne wieże ogromnego, przypominającego stary zamek
domu.
Wokół nie było widać żywego ducha. Ruszyli ku domowi krętą ścieżką, biegnącą przez ogród
zarośnięty niczym dżungla.
Nagle przejmujący krzyk rozdarł ciszę słonecznego popołudnia. Krzyk kobiety lub dziecka.
Krzyk bólu.
Co to? szepnął Bob.
Nie chcę wiedzieć mruknął Pete. Zabierajmy się stąd!
Rozpaczliwy krzyk rozległ się znowu. Dochodził z zarośli na lewo od ścieżki.
Ktoś potrzebuje pomocy! krzyknął Bob.
Chodzmy, ale ostrożnie powiedział Jupiter.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]