[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czy jest tu gdzieś Jupe? - Bob z całych sił starał się nie okazywać
zdenerwowania.
Matylda podniosła żarówkę ze stosu zabrudzonych lamp i delikatnie ją
odkurzyła.
- Tak. Wydaje mi się, że go widziałam - włożyła żarówkę do koszyka i
wzięła następną. - Czyżbyście znowu tropili jakiegoś ciemnego typa? Ach, te
podejrzane zakamarki, w które was nosi! Nie możecie usiedzieć w jednym miejscu!
Pete uśmiechnął się. Ciotka Matylda była świadkiem wielu ich przygód.
- Czy wiadomo, dokąd poszedł Jupe?
- Nie bardzo. Zapytał tylko, czy może pożyczyć naszą furgonetkę, bo ma
pilną przesyłkę do przekazania.
- Był sam?
- Całkowicie sam - ciotka Matylda spojrzała na Pete a rozbawionym
wzrokiem. - Ale zauważyłam w jego oczach szczególny błysk.
Obaj chłopcy odetchnęli z ulgą.
- Dzięki, ciociu.
- Cokolwiek wymyślił Jupe - powiedział Bob po powrocie do szopy -
wiadomo, że to on ma taśmy.
- Cześć, chłopaki - dobiegł ich nagle czyjś wesoły głos. - Patrzcie, kto
wrócił do miasta!
W drzwiach pojawiła się znajoma sylwetka Taya Casseya.
- Tay! - wykrzyknął Pete. - Zwietnie, że wróciłeś!
- Nie masz nawet pojęcia, jak tu na ciebie czekamy - Bob wskazał palcem
swojego starego volkswagena.
Tay, wiecznie zgarbiony chudzielec, zrzucił plecak i od razu podszedł do
kanału.
- Wygląda na to, że mamy mały problem do rozwiązania - uśmiechnął się
szeroko. - Czyżby twój niezawodny garbusik się zbuntował?
- Nie zapala - wyjaśnił Bob.
- Sprawdziłeś wszystko, mistrzu? - zapytał Tay Pete a i nie czekając
nawet na koniec szczegółowego sprawozdania, wsadził głowę pod maskę.
- Wszystkie zawory są na pewno w porządku - dokończył Pete.
- Hmmm. Założę się, że to coś z gaznikiem. Musi być zalany. Rzućcie mi
śrubokręt i klucz nasadowy. Zaczynam malutką operację.
22
Bob usiadł z boku, patrząc jak Pete wyszukuje narzędzia i wkłada je
prosto w rękę Taya.
Pete czuł się jak idiota. Gaznik! Oczywiście! Jak mógł wcześniej na to
nie wpaść!
- Gaznik - wyjaśniał tymczasem Bobowi Tay - to gość, który jest
odpowiedzialny za wytworzenie mieszanki paliwa i powietrza w odpowiednich
proporcjach. Zalewasz gaznik - nie ma mieszanki.
- I samochód nie zapala. - Bob wyglądał tak, jakby zrozumiał.
- Dokładnie tak.
Po chwili gaznik został wyjęty. Tay zabrał się do czyszczenia.
- Człowiek nie powinien się zabierać do wyjmowania gaznika - instruował
ich dalej - jeśli nie wie, co robi. Bo na przykład to maleństwo musi być czyste
- jeśli mówię czyste, mam na myśli sterylną czystość - zanim zacznie się w nim
grzebać.
Kiedy tak powoli rozbierał gaznik na części, przypominał chirurga
podczas operacji.
- Tak wygląda iglica - dmuchnął w jakiś element. - Dokładnie tak, jak
myślałem. Gwiżdże. Czyli jest przeciek. Tu cię boli, maleństwo!
- O rany! - Bob był pod wrażeniem. - Dzięki.
- Trzeba kupić nową - powiedział Pete.
- Nie wydaje mi się. Lepiej sprawdz w kącie po lewej - Tay machnął ręką.
- Byłbym przysiągł, że widziałem tam jakieś części do garbusa.
- Ale z ciebie supermechanik, Tay - pokręcił głową Bob.
- Wiem - zgodził się Tay. - Jestem najlepszy. A wy, nad czym teraz
pracujecie, chłopaki?
Bob wprowadził go w sprawę, opowiedział o tym, co wydarzyło się na
pchlim targu i potem. Nagle przypomniał sobie o Aupsach. Co z nimi? Chyba w
porządku, bo gdyby coś było nie tak, Celesta natychmiast by go odnalazła.
- Patrzcie. Mam cały gaznik - Pete zbliżał się do nich biegiem. -
WyglÄ…da na dobry.
Tay obejrzał go dokładnie.
- Jasne - powiedział. - Pasuje. Dobra robota.
- Peeete! - zabrzmiał od wejścia melodyjny dziewczęcy głosik.
Na podwórze wtoczył się stary, żółty kabriolet z trzema dziewczynami w
środku.
- No, no - powiedział Pete.
- Niezła bryczka - przytaknął Tay.
- Patrzcie, to Kelly! - zawołał Bob.
Rzeczywiście. Kelly podniosła się z tylnego siedzenia i pomachała ręką.
Wiatr rozwiewał jej ciemne włosy. Dwie dziewczyny siedzące z przodu też zrobiły
powitalny gest.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]