[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skoczył i odsunał ja.
- Muszę zrobić dyplom! - ryknał, popychajac taczki.
Wieczorem przy stole stary Giacomo z miejsca zaczał:
- Niech siedza w swoim domu - wykrzyknał - a nie
przyjeżdżaja przeszkadzać tym, co pracuja!
Carlino wział głęboki wdech.
- Zrobili� cie ze mnie odrażajacego typa - powiedział ponuro
ze wzrokiem wbitym w obrus. - MogliScie chociaż nie obrażać tej
biednej dziewczyny. Co w tym złego, że maluje sobie paznokcie?
- Dla mnie nic. Jak dla mnie, może sobie nawet siedzenie
wymalować. Póki ktoS siedzi w swoim domu, niech sobie robi, co
chce. Kiedy przychodzi do mojego domu, musi mi się podobać,
a jak nie, to fora ze dwora. Niech siedza u siebie ci głupcy! Każdy
ma swój � wiat. Mnie by się nigdy nie � niło, żeby pój� ć do domu
mieszczucha z taczka gnoju. Jak tu wchodza, to niech zostawiaja
swoje paskudztwa na zewnatrz. To niesłychane!
- Nie musi się wam podobać! - powiedział agresywnie Car-
lino. - Wystarczy, że mnie się podoba.
- Kto? Ta nieszczęsna wymalowana kukła, do której się strzela
na karuzeli? A więc to ona jest tym słynnym patentem na geo-
metrę. To nie jest towar dla ciebie. Twój Swiat jest tutaj.
Wie� niakiem się urodziłe� i wie� niakiem zdechniesz.
Carlino nic nie odpowiedział; wpatrywał się wciaż w obrus, ale
czuł wlepione w siebie oczy matki, zupełnie jakby je widział.
55
Ostatnie dwa lata były piekłem. W końcu jednak Carlino dostał
swój dyplom geometry. Ale zaraz nagle spadła na niego służba
wojskowa i zdawało się, że sam Pan Bóg ja zesłał, tak bardzo
chłopak pragnał oderwać się na trochę od Campolungo.
Nie chciał brać przepustek; wiedział, że matka jest zadowolona,
kiedy pozostaje z dala od Campolungo i to mu wystarczało. Nikt
z domu nie pisał do niego. On nigdy nie napisał do domu. Kiedy
skończył się kurs dla podchorażych, wystapił z pro� ba, by mógł
odbyć od razu służbę po pierwszym awansie i kiedy wreszcie
z podchorażego stał się podporucznikiem, wrócił do domu.
Był w ciężkiej artylerii polowej. W tamtych czasach oficerowie
nie byli ubrani jak pracownicy gazowni, jak teraz bywa z tymi
okryciami z płótna w kolorze rumianku i bluzie wepchanej w spo-
dnie. Wtedy oficerowie ubierali się jak na oficerów przystało, a ci
z artylerii mieli błękitne płaszcze, które wygladały jakby wy-
ciagnięte z najpiękniejszego rozdziału Risorgimenta.
Carlino w błękitnym płaszczu był imponujacy niczym trój-
drzwiowa szafa i ludziom ze wsi wydawało się, że to przybył Na-
poleon.
Kiedy stara Dacó zobaczyła go przed soba, wybałuszyła oczy,
otworzyła ramiona i wpatrywała się w uniesieniu w swojego Car-
lina, jakby tu chodziło o Madonnę.
A gdy potem zobaczyła, że ma do tego l� niaca szablę, zaczęła
płakać, bo nie mogła wytrzymać z tej wielkiej radoSci.
Stary Giacomo, kiedy ujrzał Carlina, dotknał palcem do ronda
kapelusza. Brak szacunku dla syna nie pozwolił mu przecież zapo-
mnieć o głębokim szacunku, jaki miał dla Armii Królewskiej.
Ale nic nie powiedział, a ponieważ nie czuł się na siłach roz-
kazać oficerowi, żeby poszedł porzadzić się trochę w oborze,
pozostawał z dala od domu przez całe dziesięć dni przepustki
Carlina.
Kiedy skończyła się służba pierwszego stopnia, Carlino wrócił
do Campolungo, a Giacomo, jak zobaczył go po cywilnemu,
zaczał stara � piewkę.
- Teraz już koniec z wykrętami - powiedział. - Zabieraj się do
roboty i rób, co do ciebie należy.
56
- Teraz, to się przede wszystkim żenię - odpowiedział spokoj-
nie Carlino.
Stary zmierzył go wzrokiem, jakby miał przed soba komplet-
nego wariata.
- %7łenisz się?
- Tak. I jeżeli nie sprawia wam to przykro� ci, to żenię się z ta
nieszczęsna malowana kukła ze strzelnicy, która wtedy obra-
ziliScie. A nawet jeżeli wam przykro, to, i tak się z nia żenię.
Stary Giacomo Dacó miał koło sze� ćdziesięciu czterech lat,
Carlino dwadzie� cia trzy; różnica wieku była znaczna, ale upór
dokładnie taki sam.
- Jeżeli masz odwagę popełnić taka głupotę, pójdziesz stad
i nigdy tu nie wrócisz, póki ja żyję - powiedział stary.
- Idę i moja noga nigdy tu nie postanie, póki nie umrzecie
- odparł Carlino.
- Ani nawet jak umrę! - wrzasnał stary. - Wydziedziczam cię!
- Nie potrzebuję waszych ochłapów, żeby zarobić na życie!
- odrzekł tamten. - Wy urodzili� cie się wie� niakiem i takim
umrzecie. Ja urodziłem się wieSniakiem, ale wieSniakiem nie
umrę!
Carlino skierował się do wyj� cia; kiedy doszedł do drzwi ku
-
chennych, odwrócił się:
- A jeżeli moja matka chce ze mna pój� ć teraz, jutro, czy
kiedykolwiek, to niech tylko da znak. Do� ć się przez was nacier
-
piała. Stary wariat!
Matka pokręciła głowa.
- Nie, nie, id� Carlino i niech ci Bóg błogosławi. Mnie tu
dobrze.
Carlino odszedł i stary Dacó został sam z żona. Nigdy nie
mówił o Carlinie. Jakby tamten nie istniał. I matka też nigdy nie
zaczynała tego tematu; trzymała w starej orzechowej szafie
błękitny płaszcz i l� niaca szablę swojego Carlina i to jej zupełnie
wystarczało.
Co jaki� czas zamykała się w pokoju, odkurzała płaszcz,
gładziła go dłonia, czy� ciła szablę i podziwiała to wszystko ni
-
czym najbardziej zadziwiajace widowisko Swiata.
57
Potem kiedy Carlino przysłał jej dwie fotografie, na jednej on
z żona pod rękę, a na drugiej dziecko, rado� ć matki n miała
ie
granic. A kiedy podziała gdzie� obie fotografie, to wydawało się,
że oszaleje i nie wiadomo było, co jej jest, bo nikomu o nich nie
powiedziała. Kiedy się odnalazły, szepnęła dobremu Bogu:
- Jezu, dziękuję Ci, że okazałe� mi łaskę.
Umarła dziesięć lat po odej� ciu Carlina. Umarła spokojnie,
z dwiema fotografiami przyci� niętymi do piersi, tak przyci� nięty
-
mi, że je zostawiono i tak ja włożono do trumny. A kiedy czuła, że
odchodzi, chciała, żeby otworzono drzwi starej orzechowej szafy,
która stała tam, naprzeciwko łóżka, i aż do końca patrzyła na
niebieski płaszcz i l� niaca szablę Carlina.
Stary po � mierci żony zamknał szafę i ciagnał sam przez
następne sze� ć lat, aż dobił do osiemdziesiatki. W tym czasie nikt
nigdy nie o� mielił się mówić o Carlinie. Tylko jeden raz don
Camillo spróbował bardzo delikatnie poruszyć ten temat, ale stary
przerwał mu.
- Uch! - wrzasnał, jakby mu powiedziano jakieS okropne
Swiństwo. I splunał na ziemię.
Umarł której� nocy w wieku osiemdziesięciu lat. A już o szóstej
rano ludzie z Campolungo podnieSli alarm.
"Je� li o tej porze nie było słychać jeszcze jego wrzasku, to sa
dwie możliwo� ci: albo oszalał, albo umarł" - orzekli.
O siódmej weszli oknem do pokoju starego i znalexli go
leżacego na kapach łóżka. Wyschnięty jak szczapa, ze zwykłym
grymasem na twarzy i w zupełnie nowym ubraniu.
Wszystko zrobił sam, żeby nikogo nie fatygować. Zrozumiał, że
nadeszła pora i znalazł siłę, żeby ubrać się w strój nieboszczyka.
Ułożył się na łóżku starej Dacó. Ludzie oniemieli. Taki człowiek
wzbudzał strach nawet jako umarły. A stary, wyciagnawszy się na
łóżku, miał jeszcze siłę, żeby położyć sobie krucyfiks na piersiach
i skrzyżować na nim swoje długie ko� ciste ręce.
Nie ruszali go.
Synowie i córki przeszli przed nim nie płaczac. Pokręcili [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl