[ Pobierz całość w formacie PDF ]
policji i stra\y miejskich, obywatelskie ligi do walki o spokój społeczny, puryści językowi i
obyczajowi purytanie, grubi mieszczanie i wysuszeni wieśniacy, w morzu tylko czyhają
śledzie-ludojady, atakują nas roje krwio\erczych muszek-owocówek, na ka\dym kroku czai
się złe, złośliwe, przewrotne. Kierowcy miejskich autobusów, z psychopatycznymi
uśmiechami uwo\ący ku nieuchronnej zagładzie znudzonych pasa\erów, barmani nalewający
do szklanek trucizny, kelnerzy ścierający krew z blatów stołów, bileterki w kinach
rozdzierające beznamiętnie skrawki papieru, wszyscy rysujący horoskopy, którzy nagle
prostują się znad magicznych rycin i spoglądają gdzieś w ograniczoną ścianą lub zasłoną
przestrzeń, za którą znów niekorzystny układ gwiazd spowodował, \e ktoś umrze akurat w
najmniej odpowiednim momencie.
Wcią\ zagra\ają nam alkohole, nieświe\e produkty spo\ywcze, za\ywane bez umiaru
paraleki, dekadenckie wiersze i powieści postmodernistyczne, pewni swego mitomani,
nadlatujÄ…ce z obcych planet kosmiczne nimfomanki, oszalali nagle na punkcie religijnym
sąsiedzi. Grozi nam niemo\liwość wywiązania się ze zobowiązań, suchy kaszel, gorączka i
zaburzenia ośrodków odpowiedzialnych za wszystkie doznania zmysłowe. Atakują budziki
telefonów, napadowe bóle głowy i brzucha, niedowład wszystkich kończyn, nowe płyty
lirycznych piosenkarzy, tłumne tańce na rocznicowych przyjęciach. Nawracają z
regularnością natręctwa myślowe i ruchy mimowolne. Nieuchronne są te\ powroty do miasta
po tygodniowych eskapadach, będących zupełnym zaprzeczeniem wakacyjnego wypoczynku.
Były to czasy, gdy kobiety uciekały, słysząc nasze wulgarne przechwałki, gdy jedni sięgali po
szklankę z kolejnym drinkiem (wódka cytrynowa z tonikiem najlepsza na upał), a drudzy
nabijali szklane fifki, krzycząc: zawołajcie tutaj tę du\ą, jeszcze nigdy nie miałem takiej
wielkiej kobiety. Inni zaś myśleli, jak tu skutecznie zdeprawować wszystkie okoliczne
siedemnastolatki i zniknąć bez śladu, tak by zawsze ju\ \ywić się tylko wspomnieniem ich
zapachu. Było to wtedy, gdy masowo ginęły zapalniczki i wcią\ brakowało papierosów. I
pokrzepieniem była wiadomość z "Timesa", \e palenie to nie nałóg, ale rytuał i filozofia
\ycia, i \e papierosy sÄ… rozkoszÄ… w jej negatywnym, bolesnym wymiarze i przedsmakiem
wieczności. Więc jak tu nie pochłaniać dwóch paczek dziennie, wstając o dziewiątej i
zasypiajÄ…c o czwartej rano. PatrzÄ…c na morze, otwierajÄ…c piwo, czujÄ…c ten niewyobra\alny
smak i zapach wieczności, kontemplując woń wyrzuconych na brzeg wodorostów, powoli
gnijących jak nasze coraz lepiej poznające wieczność ciała.
28.
PRZEGLD STARYCH FILMÓW W NIE ISTNIEJCYM KINIE, DO KTÓREGO
SWEGO CZASU CZSTO CHADZAAEM
Znowu jadę, panicznie usiłując zebrać kilka krótkich, porwanych zdań w dłu\szą, logiczną
wypowiedz. CoÅ› jednak ciÄ…gle mi siÄ™ myli, wyrazy ustawiajÄ… siÄ™ w nieodpowiedniej
kolejności, za to ja poprawiam kołnierz płaszcza i wbijam się wzrokiem w błyszczące oczy
Louise Brooks, która, wrzezbiona w tramwajowy fotel, patrzy raz na miasto za oknem, raz na
mnie, jakby szukając potwierdzenia dla swoich spostrze\eń. Tak, to prawda, odpowiadam
niechętnie, wszystko się zgadza, to miasto naprawdę tak wygląda, choć i tak du\o się
zmieniło na lepsze, nie było cię tu nigdy, nie widziałaś tych ulic w poprzednich latach. Myślę,
\e dziś wygląda to zdecydowanie lepiej ni\ dawniej. Ja znam te dzielnice na pamięć, je\d\ę
tramwajami i autobusami z jednej do drugiej, przeskakujÄ™ z nich jak mistrzowie olimpijscy
pokonujący rów z wodą w biegu na 3000 metrów. Dokładnie znam miejsca, w których
spotykają się ulice, wiem, gdzie nabrzmiewają z nich place i na których skwerach posadzono
najwięcej kwiatów. Jednak dla zmylenia mnie i tych wszystkich, którzy je śledzą, jak idą
przed siebie, przecinając inne lub wlewając się niczym dopływy rzek w wielkie, szerokie
aleje, niektóre ulice zmieniają co jakiś czas swoje nazwy. I tak ulica, która jeszcze wczoraj
nazywała się na przykład Hortensji, dziś jest Kosmiczną, a dawna Staro\ytna zamienia się w
Zwietlanej Przyszłości. Trudno się więc nie zgubić na skrzy\owaniu Mahoniowej z
Eukaliptusową, je\eli tabliczki wyraznie mówią, \e to Gnozyjska przecina się z Nowego
Wieku. I skwer, przy którym spotykałem się w szczenięcych latach z dziewczyną z
równoległej klasy, nie nosi imienia Marco Polo, lecz Stevena Spielberga. Trudno byłoby teraz
o te same wra\enia i emocje, które towarzyszyły tym prawdziwie niewinnym uniesieniom w
kwietnych dekoracjach. Nie dałoby się nadać im innego wymiaru.
Louise Brooks patrzy na mnie, sprawia wra\enie pojętnej, chocia\ ja nie jestem przekonany
co do efektów swojego szybkiego, nie przygotowanego wykładu. To wcale nie jest takie
proste. Mo\e nie da się \adną miarą przeło\yć tych słów na uniwersalną mowę? Ale przecie\
nie ma uniwersalnej mowy, nie tylko klęska profesora Zamenhoffa jest tego dowodem. Mimo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]