[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zielonym tle ekranu linia pracy serca co jakiś czas stawała się nieregularna, ponadto zakłócały
ją dodatkowe impulsy o nietypowym kształcie.
- To Bessie?
Skinął głową.
- Częstoskurcz komorowy - dodał cicho.
Wiedziała, co to znaczy. Dodatkowe skurcze z uszkodzonej komory nakładały się na
normalny rytm zatokowy. Często było to zapowiedzią zatrzymania krążenia.
- Co masz zamiar zrobić? - spytała.
- Nie wiem - odparł bezradnie i obrócił się ku niej. - - Jej serce jest tak bardzo
uszkodzone, że ledwo pracuje. Jeśli przeżyje ten atak, nie będzie miała siły podnieść się z
łóżka. I za parę tygodni umrze w tym samym stanie, w jakim widziałaś ją rano. - Umilkł, a
Ellie ogarnął smutek i przerażenie na myśl o tym, że Bessie umrze w straszliwych
męczarniach, przez uduszenie. - A jeśli nie podam jej teraz leków likwidujących
niemiarowość, nastąpi zatrzymanie krążenia. Serce stanie, a ona nie będzie tego świadoma -
podjął po chwili i spojrzał jej w oczy wzrokiem pełnym bólu. - Jak sądzisz, Ellie, co ona by
wolała? - spytał stłumionym głosem.
Całym sercem współczuła mu w tej strasznej chwili, kiedy musiał podjąć decyzję.
Zapominając zupełnie o poprzednim dniu, położyła rękę na jego ramieniu i uścisnęła
pokrzepiająco. Machinalnie przykrył jej dłoń swoją i spojrzał znowu na monitor.
- Charlie... - próbowała znalezć odpowiednie słowa. - Bessie jest silną kobietą. Zawsze
sama podejmuje decyzje. Sądzę, że powinieneś ją zapytać.
Przycisnął mocniej jej dłoń.
- Wiem. - WestchnÄ…Å‚. - MÄ…dra Ellie. Powinienem.
Powoli cofnął rękę i wstał. Z bólem serca patrzyła, jak Charlie siada przy łóżku
Bessie. Nie powinna być przy tym. Sama nie miałaby siły tego zrobić - powiedzieć tej uroczej
starszej pani, że nic już dla niej nie można zrobić, oprócz pozostawienia jej tak tragicznego
wyboru. Czując się jak tchórz, wymknęła się do Sue i poprosiła o herbatę.
- Charlie rozmawia z Bessie - poinformowała ją.
- To dobrze - skinęła głową Sue. - Niektórzy pacjenci nie chcą wiedzieć, jednak ona
do nich nie należy. A biedny Charlie i tak ma za dużo na swych barkach.
- Pracujesz z nim od dawna, prawda? - spytała nieśmiało.
- Pięć lat. Na moich oczach zmienił ten szpital w jeden z najlepszych w kraju.
Niewiarygodnie wiele robi dla pacjentów i jest prawdziwym oparciem dla personelu. Kiedy
ktoś nie daje sobie rady, bierze na siebie jego obowiązki. Widziałam go już tak
wykończonego, że ledwo stał na nogach, i mimo to wciąż gotów był pomagać innym. - W
głosie pielęgniarki brzmiała macierzyńska troska.
- Opiekujesz się nim, prawda? - spytała Ellie, patrząc na przygotowującą lunch Sue.
- To jasne, do licha. Kiedy tylko to wielkie bydlę mi na to pozwala. - Uśmiechnęła się
i zaraz spoważniała. - Nic nie jest dla niego za dobre. Gdybyś widziała to co ja, też byś tak
myślała.
Wróciły na salę intensywnej terapii. Charlie siedział przy Bessie w milczeniu.
Skończyli już rozmowę i teraz po prostu trzymał ją współczująco za rękę.
- Mogłabyś chwilę posiedzieć z Bessie, kiedy on będzie jadł? - spytała Sue i
natychmiast uzyskała jej zgodę. - Charlie! - krzyknęła. - Chodz tutaj! Wypij herbatę, póki
gorÄ…ca.
Podniósł wzrok i uśmiechnął się smutno.
- To rozkaz - powiedział. - Nie odważyłbym się sprzeciwić, kiedy tak na mnie
krzyczy.
- Tak, mój drogi, idz coś zjeść - poradziła życzliwie Bessie. - Został z ciebie już tylko
cień.
Cień o znacznych rozmiarach podniósł się z krzesła i znowu uśmiechnął smutno. Ellie
zajęła jego miejsce. Nie wiedziała, co powiedzieć, ale Bessie nie miała żadnych oporów.
- Nigdy nie spotkałam lepszego człowieka niż Charlie Carmody, a żyję na tym świecie
siedemdziesiÄ…t osiem lat.
Czyżbym została skazana na wysłuchiwanie hymnów pochwalnych na cześć
Charliego od każdej napotkanej dzisiaj osoby? - pomyślała Ellie.
- Biedny chłopiec! - ciągnęła Bessie. - I tak to wiedziałam. Cieszę się, że mi
powiedział. Nie chcę umierać tak, jak dziś rano. Dobrze przeżyłam swe życie i nie boję się
śmierci, o ile będzie szybka i bezbolesna.
Ellie instynktownie wzięła ją za rękę i poczuła uścisk.
- Nie martw się, kochanie - wyszeptała stara kobieta. - I nie pozwól martwić się jemu.
Ma miękkie serce, jak ty. Nie chcę, żeby wam było smutno z mego powodu. Myślcie o sobie.
- Na widok rumieńca Ellie rozbłysły jej oczy. Porozumiewawczo przymknęła jedno oko. - Nie
jestem całkiem ślepa.
Ellie zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Nie miała zamiaru wyjaśniać, że jest to tylko
żądza. Po chwili Bessie zaczęła snuć wspomnienia o szczęśliwej, wielkiej miłości swego
życia i dodała, że nie boi się śmierci, bo niedługo połączy się znowu ze swym ukochanym.
Wkrótce potem zmarła. Dzwięk alarmu informującego o zatrzymaniu akcji serca
zmroził wszystkich; toczyli wewnętrzną walkę z automatycznym w takich przypadkach dą-
żeniem do podjęcia akcji ratunkowej. Charlie zareagował pierwszy. Nagłym ruchem wyłączył
alarm. Patrzyli w ciszy na monitor, ukazujący zamierające bicie tego dobrego i pełnego
życzliwości serca, aż w końcu pozostała tylko płaska linia. Po chwili Charlie wyłączył także
monitor.
Sue westchnęła i spojrzała na niego.
- Już po wszystkim - stwierdziła spokojnie, na co skinął głową, ale nie zmienił
pozycji. - Pójdę po akt zgonu - oznajmiła i wyszła.
Ellie przełknęła ślinę; nie wiedziała, co powiedzieć.
- Znałeś ją od dawna, prawda? - odezwała się ze ściśniętym gardłem.
- Uhm. Poznałem ją podczas pierwszego tygodnia pracy tutaj. Po powrocie do domu
przysłała mi ciasto. Potem mieliśmy okazję się zaprzyjaznić. Była osobą, która zawsze oddaje
z nawiązką. Robiła mi skarpetki na drutach, piekła ciasta i mówiła, że robię dobrą robotę.
Poruszyło ją to. Ciekawe, czy ktoś jeszcze pochwalił go za jego pracę, czy też
wszyscy tylko zwalali na niego swoje kłopoty?
- Bo robisz wspaniałą robotę - przyznała cicho.
Rzucił jej szybkie spojrzenie i wykonał gest, jakby chciał ją objąć. I oto w jednej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]