[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pomocą tajemnych mikstur i czarów wzmocniła się, gromadząc siły i zwiększając swą wytrzymałość
przed nocną wyprawą. Miała za to drogo zapłacić w najbliższej przyszłości, ale stawka była tak
wysoka, że czekający ją ból i wyczerpanie teraz nie miały znaczenia. Przygotowała czarodziejski
kryształ i kości, przestudiowała tajemne zaklęcia, których samo czytanie mroziło powietrze. Gdy
słońce zniżyło się, wyszła na dziedziniec, gdzie czekali ludzie pustyni.
Moulay wybrał dwunastu wojowników, pochodzących z jego szczepu i fanatycznie oddanych
Hathor Ka. Każdy miał na głowie kaptur i chustę, znad której widać było jedynie złowrogie oczy.
Ubrani byli w dopasowane spodnie, luzne tuniki i obszerne płaszcze, zafarbowane na kolor szary i
brÄ…zowy, doskonale zlewajÄ…cy siÄ™ z pustyniÄ…. Pod tunikami mieli kolczugi naszyte na jedwabne
kaftany, zapobiegające szczękaniu ogniwek. Na ich uzbrojenie składały się miecze, sztylety i krótkie
łuki. W czarnych oczach połyskiwał zapał. Ludzie Moulaya byli urodzonymi jezdzcami i mieli dość
nudnego pilnowania świątyni.
 Wszystko przygotowane, pani  oznajmił Moulay. Chłopcy stajenni przywiedli wierzchowce,
które dla zachowania ciszy miały kopyta owinięte surową skórą i uzdzienice ze sznura.
Hathor Ka kazała wsiadać na koń.
 Pojedziemy przez wschodnią skarpę  oznajmiła.  Nim księżyc wzniesie się nad rzeką,
powinniśmy przybyć do sfinksa króla Rahotepa. Tam zostawimy konie i dalej ruszymy pieszo. Kiedy
dotrzemy do domu Thoth Amona, musicie nade wszystko pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze:
nikt nie może zrobić krzywdy Thoth Amonowi, po drugie: chcę dostać żywcem tego zdrajcę Sen
Muta!
Minęli cwałem bramę i ruszyli w kierunku wysokiej skarpy, która oddzielała dolinę Styksu od
położonej wyżej pustyni. Wieśniacy z motykami na ramionach, ociężałym krokiem wracający do
chałup, spoglądali ciekawie na przemykających w mroku jezdzców. W Stygii rzadko używano koni,
najczęściej podróżowano na pieszo lub łodziami.
Stroma droga, przed wiekami wycięta w skale, umożliwiała szybkie przerzucanie żołnierzy znad
rzeki do nadgranicznych fortów. Obecnie, od tej strony, Stygii nie groziło żadne niebezpieczeństwo,
ale obowiązkiem Hathor Ka, jako właścicielki włości przylegających do granicy, było utrzymywanie
drogi w dobrym stanie.
Pustynia w tej części była niezamieszkana, jednakże gdzieniegdzie zachowały się ruiny starożytnych
warowni, świątyń wzniesionych dawno zapomnianym bogom, chat nieżyjących od dawna
pustelników oraz zagadkowe rzezby i monumenty, które stały w każdym zakątku Stygii. Mimo iż
ludność skupiona była w wąskim pasie wzdłuż brzegów wielkiej rzeki, kapłani i królowie uznawali za
konieczne stawianie swoich znaków wszędzie tam, dokąd sięgała ich władza.
Moulay jechał na czele małej grupy, bezbłędnie znajdując drogę, podczas gdy Hathor Ka rozglądała
się w poszukiwaniu latających sług swego rywala. Gdyby dostrzegła jakiegoś stwora ze skrzydłami
nietoperza, miała w pogotowiu czar, który albo uczyniłby ich niewidzialnymi, albo ściągnął straszydło
w dół i roztrzaskał je o kamienie pustyni. Spożyte przez Hathor Ka mikstury sprawiały, że jej wzrok
sięgał dalej niż oczy zwykłego śmiertelnika, a wszystko, na co patrzyła, skąpane było w migoczącym,
srebrnym świetle.
Po pewnym czasie na tle rozgwieżdżonego nieba zarysowała się ogromna sylwetka sfinksa króla
Rahotepa. Jezdzcy zostawili konie w najgłębszym mroku między potężnymi łapami. Nikt nie wiedział,
w jakim celu kolos ów został wykuty z jednej bryły piaskowca. Był tak stary, że obecnie pamiętano
jedynie imię Rahotepa i tylko gdzieniegdzie napotykano wzmianki, że parał się on czarną magią w jej
najbardziej odrażających postaciach. Dumna twarz króla czarnoksiężnika, wznosząca się nad
cielskiem lwa ze smoczymi skrzydłami, tak jak przed wiekami wpatrywała się w pustynię.
 Nie widziałam w czasie jazdy żadnych obserwatorów  rzekła Hathor Ka.
 Na pustyni nie było nikogo  dodał Moulay.
Hathor Ka zdjęła suknię i schowała ją do sakwy przy siodle. Pod spodem miała strój podobny do
tego, jaki mieli na sobie mężczyzni, tylko że jej uszyty był ze świetnego, czarnego jedwabiu. Nie miała
kolczugi i nie nosiła broni, ale z jej ramienia zwieszał się worek z czarnoksięskimi talizmanami o
wielkiej mocy.
Nim wyruszyli, Moulay nakazał dwóm ludziom osłaniać boki, a trzeciemu podążać o sto kroków z
przodu. Potem ruszyli. Mężczyzni żuli płatki i liście błękitnego lotosu, by zwiększyć swą siłę i
wytrzymałość. Niezmordowanie pokonując milę za milą dotarli do szczytu wzniesienia górującego nad
małą oazą. Nad ciemnym stawem stał zwalisty dom otoczony wysokim murem.
 Straże?  zapytała szeptem Hathor Ka.
 Widzę trzech na murze  odparł Moulay.
Jeden z jego ludzi zbliżył się i wskazał ruch na północ od domu.
 Patrol  zameldował.  Przejadą niedaleko stąd.
 Zatem możemy się z nimi rozprawić  stwierdził Moulay  i niepostrzeżenie dostać na mury.
Znasz drogÄ™ do domu, pani?
 Mam tam szpiega od lat, a teraz dowiem się, czy nie przysyłał mi fałszywych wiadomości.
 Wydaj nam rozkazy, pani, a wykonamy je z radością.
 Najpierw wybijcie patrol. Potem podsadzcie mnie na mur. Jedno spojrzenie powinno mi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl