[ Pobierz całość w formacie PDF ]
69
S
R
wany wsunÄ…Å‚ telefon do kieszeni.
- Paparazzi nadal tu są, nie spodziewam się, żeby w naj-
bliższej przyszłości mieli zamiar nas odstąpić, rozumiesz? Od
tej pory będą śledzić każdy twój ruch, cokolwiek postanowisz
zrobić, rozumiesz, cara? Naprawdę chcesz, aby w gazetach
ukazały się twoje zdjęcia z nocnej apteki, w której kupujesz
pigułkę poronną?
Zapadła cisza. Rachel poczuła, że zaraz zacznie krzyczeć.
On naprawdę poważnie wierzył, że mogłaby być na tyle
bezwzględna, aby zabić własne dziecko, jego fatalistyczna
postawa dawała mu prawo, aby sądzić, że jego morale stoi
wyżej od jej zasad.
Dlaczego miałby myśleć inaczej? Co o niej wiedział? Co
wiedział o życiu, jakie prowadzi?
Czyż nie weszła świadomie w tę maskaradę? Nie oszuki-
wała i nie kombinowała? Poderwała obcego mężczyznę i po-
szła z nim do łóżka tylko dlatego, że jej się spodobał?
Nic dziwnego, że przypiął jej łatkę kobiety, która byłaby
w stanie pozbyć się własnego dziecka. Wymalował sobie jej
własny obraz.
Rafael dostrzegł jej łzy i skrzywił się.
- Rachel... - wyszeptał.
Odepchnęła jego rękę i odeszła, ale zaraz zatrzymała się
na środku łazienki.
Nie miała dokąd uciec. Nie miała gdzie się schować. Zro-
70
S
R
biła więc jedyną rzecz jaką mogła, wróciła do łóżka i zakryła
się kołdrą po czubek głowy. Serce jej waliło. Szlochała, zaty-
kając usta ściśniętą w pięść dłonią.
Usłyszała jakiś ruch, było ciemno. Drzwi zamknęły się
bezszelestnie. Poczuła, jak nagi Rafael wsuwa się pod kołdrę.
PrzyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… do siebie ramieniem.
Jego ciemne oczy odszukały jej twarz.
- Ty płaczesz.
- Nie - otarła płynące po policzkach łzy. - Nie zrobiłabym
tego.
- Wiem, kłóciliśmy się, chciałaś mnie zranić i ci się uda-
ło. A ja oddałem cios. Przepraszam cię za to.
- Potrafisz być taki bezwzględny, że to aż przeraża.
- Tak. - Przerzucił nogę przez jej nogi, aby móc ją moc-
niej przytulić, a jej dłoń położył na swojej piersi. Było to bar-
dzo intymne i bardzo niebezpieczne, tym bardziej że ona
wcale nie miała ochoty się odsunąć. Czuła ciepło i prężne
mięśnie jego ciała. Koszula, jaką miała na sobie, uniemoż-
liwiała bardziej cielesny, jeszcze bardziej niebezpieczny kon-
takt. Westchnęła i starała się ignorować to, co się z nią dzieje.
- Przepraszam, że wciągnęłam nas oboje w kłopoty.
- To już się stało - rzekł z porażającą prostotą.
71
S
R
- Teraz musimy poradzić sobie z tym, co jest. A mamy
jedną historię, jedne zaręczyny i jedno łóżko. W czasie kiedy
będziemy razem, nie będziesz dawała nikomu powodów do
tego, aby kwestionował twoją uczciwość.
- Nasze kłamstwa. Pokręcił głową.
- Zacznij w to wierzyć, cara. Los małżeństwa twojej sio-
stry zależy od tego, jak zdołasz odegrać rolę, którą sobie sa-
ma wyznaczyłaś w moim życiu.
W jego życiu. Te dwa słowa wszystko Rachel mówiły. On
chroni swoje życie. Swoją reputację i dumę.
A dlaczego miałoby być inaczej, pomyślała z goryczą.
Usta jej zadrżały, zwilżyła wargi językiem. Na jego twa-
rzy dostrzegła, że ponure oblicze ustępuje miejsca pożądaniu
i wiedziała, co zaraz nastąpi.
- Nie - wykręciła się.
Jego język jednak nie chciał dać spokoju jej wargom.
- Tak.
- Ale ja nie chcÄ™...
- Chcesz - i pokazał jej, jak bardzo tego chce, rozsuwając
palcami jej koszulÄ™.
Obudził ją dzwięk telefonu. Leżała owinięta f kołdrą ni-
czym w kokonie. Dzwięk dobiegał zza ściany, ale był na tyle
72
S
R
uporczywy, że wbijał się w jej głowę niczym cierń. Nie
otworzyła oczu. Nie chciała. Doganiało ją zbyt wiele bole-
snych wspomnień. W końcu jednak telefon umilkł i Rachel
otworzyła oczy. Było już jasno. Miejsce w łóżku obok niej
było puste i Rachel wydała z siebie westchnienie ulgi. Będzie
miała przynajmniej trochę czasu, aby się pozbierać, zanim
znowu go zobaczy. Wstała z łóżka i rozejrzała się, szukając
ubrania. Nigdzie go nie było. I co teraz? Zobaczyła kaszmi-
rową narzutę, którą okrywała się poprzedniego wieczora, i
owinęła się nią. Nadal jednak czuła się jak konkubina uwię-
ziona dla wyłącznej przyjemności swego podłego pana.
Rozległo się pukanie do drzwi. Omal nie potknęła się o
brzeg narzuty.
- Tak?
- Przywieziono pani rzeczy, panno Carmichel - rozległ
się obcy kobiecy głos. - Czy mam postawić walizkę pod
drzwiami?
- Och tak, dziękuję.
Odczekała kilka sekund i otworzyła drzwi. Na podłodze
stała jej walizka, pakowana w pośpiechu, kiedy wyjeżdżała z
Devonu. W jaki sposób dostarczono ją z mieszkania Marka?
Z ciężkim sercem otworzyła suwak i zobaczyła wszystkie
rzeczy, jakie zabrała z sobą do Londynu, plus dodatkowe fa-
tałaszki, które dała jej Elise.
W środku znajdowała się w pośpiechu skreślona kartka od
73
S
R
Marka, który obwieszczał, że na kilka tygodni udaje się do
Los Angeles. Oraz że Elise i Leo gratulują jej szczęścia.
Innymi słowy misja zakończona. Powrót do normalnego
życia. Przynajmniej dla Marka.
%7ładnego planu uratowania jej w najbliższej przyszłości.
Rachel przez chwilę wpatrywała się w pustą przestrzeń. Po
chwili zajęła się przeglądaniem zawartości walizki.
74
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
Rachel musiała się przemóc, żeby wyjść z sypialni. Ostat-
nią rzeczą, jakiej pragnęła, było stanąć oko w oko z panem
Villanim w ostrym świetle poranka.
Potarła w nerwowym geście ramiona. Przynajmniej teraz
była bardziej do siebie podobna, usiłowała się pocieszyć.
Miała umyte włosy i nie była już powtórzeniem wizerunku
Elise. Włożyła dżinsy i bawełnianą bluzę z długim rękawem.
Makijaż był niemal niewidoczny, a fryzura swobodna i na-
turalna.
Teraz musiała tylko przekonać siebie, że jest prawdziwą
Rachel, ponieważ w środku wcale się taką nie czuła.
Drzwi do kuchni były otwarte, wsunęła w nie głowę.
W środku stał Rafael. Ubrany był w dżinsy i luzny T-
shirt. Tak wyglądał bogaty mężczyzna ubrany na sportowo.
Do jej nozdrzy doleciał aromat świeżo mielonej kawy.
Rafael właśnie podnosił do ust filiżankę. Widziała jego wy-
smukłe, oliwkowe palce obejmujące naczynie. Ponownie po-
czuła napływającą falę pożądania. Rafael spojrzał prosto w
75
S
R
jej oczy. Potem popatrzył na lekko umalowane usta, prosto w
oczy podkreślone odrobiną tuszu, a w końcu jego wzrok spo-
czął na jej rozpuszczonych, kręconych włosach.
- SkÄ…d te loki?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]