[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
L
T
- Zostałem pochwycony przez wrogów i zakuty w ciemnicy. Przez wiele dni nie
dostawałem nic do jedzenia, tylko trochę wody. - Uniósł nadgarstki, żeby zobaczyła
cienkie, jasne linie na obydwu. - Robiłem, co mogłem, żeby się oswobodzić z więzów i
uciec. Ale nie zdołałem.
Francesca nie mogła sobie darować, że przykuła go do łóżka. Pojęła, czemu patrzył
na nią z taką nienawiścią. Upokorzyła go, przywołała najstraszliwsze wspomnienia. Nic
dziwnego, że tak zawzięcie ją ścigał.
- Bili mnie, żeby wyciągnąć informacje, ale nic nie wyjawiłem. Wtedy zamknęli
mnie w zrujnowanym budynku ze szczurami i wężami. Wpełzały przez dziury w ścia-
nach. Jedną noc spędziłem obok pytona. Leżał zwinięty obok mnie, żeby się ogrzać. Do
dziś nie wiem, dlaczego nie zaatakował.
- Och, Marcosie! - westchnęła ze łzami w oczach.
- Widziałem zbyt wiele okropności, Francesco. Chyba jednak dobrze, że ci o tym
powiedziałem. Powinnaś zrozumieć, że nie potrafię nikogo naprawdę pokochać. Zdol-
ność do wyższych uczuć spłonęła w piekle, przez jakie przeszedłem.
- Nie wierzę - zaprotestowała, choć ból rozsadzał jej serce.
- Musisz.
Przewrócił ją na poduszki, pochylił głowę i pocałował pulsującą żyłkę na szyi.
- Pożądam cię, ale nie kocham. Nie umiem.
Chociaż powtórnie obdarzył ją nieziemską rozkoszą, nie czuła takiej radości jak
wcześniej.
Marcos usiadł na łóżku. Przerażające wizje znikły prawie natychmiast. Chyba tym
razem nie krzyczał, bo nie obudził Franceski. Albo też tak ją zmęczył, że zasnęła ka-
miennym snem. Brał wszystko, co ofiarowała, pełnymi garściami, żeby wymazać z pa-
mięci tragedię tego wieczoru.
Biedna Ana Luis została zmiażdżona w rozbitym samochodzie wraz ze swoim
chłopakiem, synem właściciela sąsiedniej winnicy. Mimo że na własne oczy widział
ofiary wypadku, wyobraznia podsuwała inny obraz: Franceski tulącej osieroconego
chłopczyka.
R
L
T
Jakże łatwo wyciągnęła z niego najgłębiej skrywane sekrety! Jak to możliwe, że
mimo wewnętrznych oporów zawierzył jej najstraszliwsze tajemnice? Najdziwniejsze, że
gdy wyrzucił je z siebie, odczuł pewną ulgę, jakby ktoś uwolnił go od części ciężaru.
Serce nadal szybko biło, lecz nie tak gwałtownie jak po poprzednich koszmarach.
Nawet nie pamiętał treści tego ostatniego. Zgrabna postać leżąca tyłem do niego sku-
tecznie odwracała uwagę od przerażających wizji.
Patrząc na ponętne krągłości, znowu jej zapragnął, choć podejrzewał, że już wy-
czerpał swoje możliwości na tę noc. Otoczył ją ramionami, zadowolony, że ma ją przy
sobie.
Nie kłamał, kiedy twierdził, że nie umie kochać. Z pewnością jednak czuł do niej
coś więcej niż do którejkolwiek z poprzedniczek. W pewnym sensie odnajdywał w niej
bratnią duszę. Pocałował ją w ramię, wciągnął w nozdrza kwiatowy zapach szamponu.
Odsunął na bok burzę jedwabistych kędziorów i musnął ustami kark. Poruszyła się, wy-
mamrotała coś przez sen.
Jak mógł wcześniej nie dostrzegać jej urody? Nawet osiemnaście dodatkowych ki-
logramów nie mogło jej zeszpecić. Tyle że wcześniej ukrywała te apetyczne krągłości
pod luznymi ubraniami. Na dodatek jej nieśmiałość sprawiała, że nikt nie zwracał na nią
uwagi. Siostra pewnie przewidywała, że kiedyś wyrośnie na prawdziwą piękność i ją
zaćmi. Dlatego jej zazdrościła.
Dawniej uważał Francescę za równie zakłamaną, jak innych członków jej rodziny.
Teraz wątpił, czy sprawiedliwie ją oceniał. Nawet jeśli tak, wystarczająco drogo za to
zapłaciła.
Cierpiał męki na myśl o tym, na co ją skazał, zabierając Corazón del Diablo. Gdy-
by nie skłócił jej z rodziną, nie szukałaby zatrudnienia w zakładzie jubilerskim i nie zo-
stałaby ofiarą bandyckiego napadu. Jej bliscy zachowaliby majątek, a ona pozostałaby
szczęśliwą debiutantką.
Ale nie miał wyboru. Odbierał własne dziedzictwo, rodzinną pamiątkę. Zaprzedał-
by duszę diabłu, żeby ją odzyskać. W miarę jak sięgał myślą do tamtych wydarzeń, do-
chodził do wniosku, że rzeczywiście to zrobił.
R
L
T
Francesca obróciła się w jego objęciach. Odszukała ustami wrażliwe miejsca poni-
żej ucha. Powiodła językiem wzdłuż szyi ku zagłębieniu pomiędzy obojczykami. To wy-
starczyło, żeby zregenerować jego rzekomo nadwątlone siły. Dzięki Bogu!
Następnego dnia w całym domu panowała żałoba. Rozpoczęto przygotowania do
pogrzebu Any. Tymczasem Magdalena z rodziną przyjechała w odwiedziny. Francesca
natychmiast polubiła miłą, pogodną siostrę Marcosa. Uwielbiała brata. Z wzajemnością.
Choć twierdził, że nie umie kochać, zabawiał dzieci, nosił najmłodsze, obdarował
wszystkich prezentami.
Gdy Magdalena spytała, czy Francesca chciałaby potrzymać niemowlę, posłał jej
ukradkiem pytające spojrzenie. Wzruszyła ją jego troska. Dbał o to, żeby oszczędzić jej
bólu, gotów wymyślić na poczekaniu jakąkolwiek wymówkę, gdyby dała mu do zrozu-
mienia, że to potrzebne. Znów rozbudził w jej sercu nierealną nadzieję, że jednak trochę
mu na niej zależy.
- Oczywiście - zapewniła bez wahania i wzięła małą Amelię na ręce.
Wielkooka dziewczynka o czerwonej buzi pachniała pudrem i niemowlęciem.
Kontakt z maleństwem sprawił Francesce ból, lecz nie tak wielki, jak przewidywała kilka
dni temu.
Unikanie kontaktu z dziećmi do tej pory stanowiło konieczność. Wyglądało jednak
na to, że dojrzała do odnajdowania radości w ich towarzystwie. Działalność Marcosa
uświadomiła jej, jak wiele z nich zostało sierotami. Choć nigdy nie urodzi własnych, nie
musi pozostać bezdzietna.
Gdy Magdalena wraz z bliskimi wyjechała, Marcos wrócił do biura. Francesca po-
pilnowała Armanda, a potem poszła na spacer do winnicy.
W jej głowie panował zamęt. Kochała Marcosa, lecz pozbawił ją nadziei na wza-
jemność. Jak przetrwa te trzy miesiące, wiedząc, co ją dalej czeka? Pragnęła wykorzystać
każdą chwilę, którą zechce jej ofiarować. Instynkt podpowiadał jej jednak, że najlepiej
uciec jak najprędzej, żeby oszczędzić sobie większych cierpień w przyszłości.
R
L
T
Pozostała część tygodnia upłynęła bez znaczących wydarzeń, nie licząc pogrzebu
szesnastoletniej Any. Wszyscy mieszkańcy i pracownicy winnicy uczestniczyli w mszy
świętej. Pochowano ją na pięknym niewielkim cmentarzu na obrzeżach miasteczka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]