[ Pobierz całość w formacie PDF ]

legendach tkwiło chod ziarno prawdy, w porównaniu z magią owych starożytnych miast Dobanpu
wyglądał jak dziecko.
To nie może byd robota szamana. Ale pachniała czarami, a w tych sprawach&
 Wezwiesz Wobeku na naradę. Potem pójdziesz na Górę Burz i zaniesiesz tę wiadomośd Ryku.
Wez ze sobą zaufanych wojowników, żeby Ryku miał odpowiednią ochronę, jeżeli zechce do nas
przyjśd.
I żeby zdrada, którą może szykuje, wydała się od razu.
Posłaniec tupnął pięd razy i wybiegł tak szybko, jakby od tego zależało życie całej jego rodziny.
Chabano zdjął ze ściany najwspanialszą tarczę, tę, której skórę ozdabiały kawałki złota i kości
słoniowej. Bogactwo, jakie wyczuł pod ręką, uspokoiło go. Jego myśli stały się przejrzyste.
Ziemię otworzyli bogowie albo ludzie. W obu przypadkach na pęknięcia trzeba mied oko; musi
wyznaczyd wojowników do tego zadania. W tym czasie większośd jego wojowników, razem z Ryku,
wycofa się na zbocze Góry Burz. Kiedy wróg się pokaże, zaatakuje mocą %7ływego Wiatru, albo
włóczniami wojowników, jak będzie najlepiej.
Bitwa była pewna, i to na kwanyjskiej ziemi, czego Chabano pragnął uniknąd. Ale w jego myślach
panował spokój  lwu łatwiej jest ugryzd tego, kto pcha głowę w jego paszczę.
XIV
Tam, gdzie znów zaczynało się światło, korytarz się rozszerzał, tak że wojownicy Conana mogli iśd
czwórkami, a nawet piątkami. Trzymana pionowo włócznia ledwo sięgała do sklepienia, a podłoga
pokryta była ponurą, nieco szarawą skałą, niezbyt piękną, chod gładką jak marmur.
Takie drobnostki nie interesowały Conana. Przestronnośd korytarzy podpowiadała, że zbliżają się do
serca tego, co znajdowało się pod Jeziorem Zmierci. Musiało to też byd centrum magii, która od
wieków wiązała ziemię i powstrzymywała ją od zasypania tego podziemnego labiryntu.
Cymeryjczyk został w tyle, by porozmawiad z Emwayą, która mimo że chwilami szła jak lunatyk,
dotrzymywała kroku reszcie drużyny. Kiedy Conan do niej dołączył, znów była nienaturalnie sztywna.
Zostawił ją w spokoju, wyrównał tylko krok. Przerywanie pracy czarownikowi, chodby najbardziej
przyjaznemu, nie mogło przynieśd nic dobrego.
Gdy upłynął czas potrzebny do zjedzenia niewielkiego baraniego udzca, Emwaya ocknęła się,
otrząsnęła jak mokry pies i spojrzała na Conana. Potem skinęła głową.
 To żyje i jest na naszej drodze. Chyba stało się silniejsze niż dotąd.
Nie należało pytad, czym jest owo  to , ani czy jest niebezpieczne. Emwaya mogła wyczuwad tylko
istotę, która napędza się cudzą siłą życiową i zapewne należało się jej obawiad. Ale Złoty Wąż, albo
nawet krzyżówka smoka i nosorożca, to dla czterdziestu wojowników najwyżej zdrowe dwiczenie.
Conan podążył na czoło grupy. Niektórzy wojownicy, widząc go biegnącego, przyspieszyli kroku.
Dobył miecza i trzymał go poziomo w wyciągniętej ręce, tuż przed pierwszym szeregiem Ichiribu.
 Jeżeli któryś wyjdzie poza koniec miecza, oberwie płazem po łbie!  zapowiedział cicho, ale
przenikliwie, aby głos dobrze się rozszedł. Mimo to kilku ludzi, słysząc rozchodzące się echo,
niespokojnie spojrzało po sobie. Nadgorliwi zwolnili krok.  W porządku  ciągnął.  Ten korytarz
byd może prowadzi pod jeziorem wprost do kwater kobiet Chabano. Ale może się też wid jak trop
pijanego krokodyla. Pamiętajcie, że przed nami jeszcze daleka droga i oszczędzajcie siły!
Po tej przemowie Conan nie miał już kłopotów z nadgorliwcami; sam też mógł, idąc za własną radą,
spokojnie maszerowad. Chod nic nie wskazywało na zagrożenie, rozglądał się czujnie, a jego ręka nie
puszczała rękojeści miecza. Od czasu do czasu sprawdzał, czy Emwaya nie wyczuła następnego
wroga. Poruszali się dośd szybko; Conan ocenił, że przeszli jakieś dwie mile, nim przystanęli na krotki
odpoczynek.
Cymeryjczyk wyznaczył warty, a wojownikom niosącym dodatkowy sprzęt  liny, haki, pochodnie,
ciężkie myśliwskie włócznie  nakazał go przejrzed. Pozostali mogli swobodnie się rozsiąśd. Ponure
spojrzenie Conana zniechęciło ich do ruszania bukłaków z wodą, nikt też nie był głodny.
 Musimy byd w połowie drogi od brzegu  szepnęła Valeria.  Jeśli idziemy w kierunku, o którym
myślę.
 Ja też sądzę, że idziemy w tamtą stronę  odrzekł Conan.  Oczywiście możemy się&
Urwał. Rozległ się dziwny dzwięk  ni to szloch, ni to krzyk. Odwrócił się i zobaczył, że dwóch
wojowników rzuciwszy broo podbiega do Emwayi, by ją podtrzymad.
Nie mogła się utrzymad na drżących nogach, zamknęła oczy i rękami zakryła uszy. Zapewne słyszała
coś więcej swoim magicznym słuchem. Ale za chwilę wszyscy usłyszeli to samo w rzeczywistości.
Skały kruszyły się, toczyły, spadały z łoskotem, napełniając korytarze przerazliwym echem. Teraz nie
tylko Emwaya zakrywała rękami uszy. Wrzask Conana wybił się ponad łomot skał i też rozniósł się
echem:
 Broo w pogotowiu!
Wojownicy pospiesznie zakładali tarcze i podnosili włócznie. Potem bez rozkazu ustawili się w szyk
bojowy. Tragarze rzucili ładunek i otoczyli go kręgiem. Emwayę wnieśli do środka i niezbyt delikatnie
położyli na zwiniętej drabinie sznurowej.
 Uważad na Emwayę!  krzyknął Conan. To był ostatni rozkaz. Nikt już jego słów nie słyszał ani
nie musiał na nie czekad. Coś ogromnego sycząc sunęło po kamieniach.
Posłaniec dobiegł do Seyganko, jakby paliła mu się przepaska albo lampart gonił go przez całe
jezioro. Zanim wykrztusił słowo, Seyganko ujrzał zjawisko, jakiego od lat nikt z Ichiribu nie widział 
biegnÄ…cego szamana Dobanpu.
Podbiegł do Seyganko niezwykle szybkim krokiem, jak na człowieka w jego wieku. Odczekał tylko
chwilę, by złapad oddech, i przemówił:
 Natychmiast trzeba wysład łodzie. Zagrożenie jest większe niż myślałem.
 Ty chyba wcale nie myślisz, ojcze Emwayi, jeśli sądzisz, że możemy teraz wysład łodzie. Ledwo
połowa z nich jest załadowana, trzecia częśd wojowników nie zeszła jeszcze na ląd.
 Więc ruszajmy tym, czym można.
Seyganko uświadomił sobie swój gniew, kiedy usłyszał, jak trzeszczy ściskany przez niego trójząb.
Starał się mówid spokojnie.
 Kto jest w niebezpieczeostwie?
 Ci, którzy zeszli pod ziemię. Muszę byd bliżej nich, pomóc Emwayi walczyd z zagrożeniem.
 A co im grozi?  Seyganko nie potrafił nazwad ojca narzeczonej kłamcą, zresztą wiedział, że
Dobanpu nie potrafi kłamad. Ale byłby przeklęty, gdyby rzucił nie przygotowanych do bitwy ludzi, w
dodatku nie wiedzÄ…c dokÄ…d!
 Istota, która siedzi pod jeziorem, tam gdzie Emwaya znalazła tunel& ta istota żyje, budzi się i
rusza na tych, którzy zeszli. Emwaya będzie potrzebowała mojej pomocy, jeśli wojownicy w ogóle
mają to stworzenie pokonad. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl