[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tele i główne stacje, nieźle dawałem sobie radę.
Upłynęło trochę czasu, nim wykryłem, gdzie mieszkają tropieni przeze mnie ludzie. Szu-
kałem, pytałem, aż wreszcie ich znalazłem. Ulokowali się w pensjonacie w Camberwell, po
drugiej stronie rzeki. A kiedy już ich wyśledziłem, wiedziałem, że trzymam ich mocno w gar-
ści. Zapuściłem brodę i żaden z nich nie poznałby mnie. Tropiłem ich czekając na dogodną
chwilę. Postanowiłem sobie w duszy, że już żadnego nie wypuszczę.
Ale mimo wszystko o mały włos mi nie umknęli. Deptałem im po piętach, gdzieby się nie
ruszyli, po całym Londynie. Czasem śledziłem ich z kozła mojej dorożki, czasem – piechotą.
Lecz z dorożki było wygodniej, bo nie mogli mi ujść. Zarabiać mogłem tylko wczesnym ran-
kiem lub późnym wieczorem. Niebawem więc zadłużyłem się u mego pracodawcy. Mało
mnie to jednak wzruszało, dopóki miałem nadzieję, że dosięgnę znienawidzonych ludzi.
64
Pilnowali się jednak bardzo. Musieli się czegoś domyślać, bo zawsze wychodzili razem i
nigdy o zmroku. Przez dwa tygodnie jeździłem za nimi i ani razu nie widziałem, żeby się roz-
dzielili. Drebber przeważnie był pijany, ale Stangersona nie można było zaskoczyć. Czyhałem
na nich w nocy i rankiem, lecz nigdy los się do mnie nie uśmiechnął, nawet na chwilę. Nie
traciłem jednak ducha, bo coś mi mówiło, że godzina zemsty jest już blisko. Bałem się tylko,
by ten instrument w mojej piersi nie pękł za wcześnie, bo to by mi nie pozwoliło dokonać
dzieła.
Wreszcie pewnego wieczoru, gdy jeździłem tam i z powrotem po Torquay Terrace – tak
się nazywa ta ulica, gdzie mieszkali – zauważyłem dorożkę podjeżdżającą pod drzwi. Po
chwili wyniesiono walizki, a w jakiś czas potem wyszedł Drebber ze Stangersonem i obaj
odjechali. Zaciąłem mego konia i nie spuszczałem ich z oka. Byłem bardzo niespokojny, bo
się bałem, że się gdzieś wyprowadzają. Wysiedli na stacji Euston, ja zaś kazałem jakiemuś
chłopakowi przypilnować konia i poszedłem za nimi na peron. Słyszałem, że pytali o pociąg
do Liverpoolu, a bileter powiedział im, iż jeden już odszedł, a następny odejdzie za parę go-
dzin. Stangersona zdenerwowała ta wiadomość, gdy Drebber był wyraźnie zadowolony. W
tłumie udało mi się podejść do nich tak blisko, że słyszałem każde słowo. Drebber powie-
dział, że ma jakąś osobistą sprawę do załatwienia i żeby Stangerson na niego czekał, bo
wkrótce wróci. Stangerson sprzeciwiał się i przypominał, że postanowili się nie rozłączać.
Drebber oświadczył na to, że jego interes jest natury delikatnej i że musi go załatwić bez
świadka. Nie dosłyszałem, co tamten odpowiedział, ale Drebber począł kląć i krzyczeć, żeby
Stangerson nie zapominał, że jest tylko płatnym sługą, i nie wyobrażał sobie, że mu wolno
rozkazywać. Widząc, że nic nie wskóra, Stangerson dał spokój. Wytargował tyle, że gdyby
się Drebber spóźnił, spotkają się w hotelu Halliday. Drebber oznajmił, że będzie na peronie
przed jedenastą, i poszedł.
Nadeszła wreszcie chwila, na którą czekałem tak długo. Miałem wrogów w swej mocy.
Gdy byli razem, łatwiej się mogli bronić, rozdzieleni – zdani byli na moją łaskę. Nie mogłem
jednak działać pośpiesznie. Plan miałem już ułożony. Zemsta dopiero wtedy jest słodka, kiedy
wróg wie, kto mu zadaje cios i za co ponosi karę. Tak sobie ułożyłem plan działania, żeby
mój krzywdziciel jasno pojął, że płaci za dawne grzechy. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności
parę dni temu jakiś jegomość, który oglądał kilka domów na Brixton Road, zgubił klucz od
jednego z nich w mojej dorożce. Wprawdzie tegoż wieczoru zgłosił się po odbiór, ale zdąży-
łem już zrobić sobie odcisk klucza i sporządzić duplikat. Umożliwiło mi to dostęp do jednego
przynajmniej miejsca w tym wielkim mieście, gdzie nikt mi nie mógł przeszkodzić. Trudność,
którą musiałem teraz pokonać, polegała na tym, jak tam ściągnąć Drebbera.
Poszedł ulicą i wstąpił do paru knajp. W ostatniej zabawił z pół godziny. Wyszedł z niej
chwiejąc się na nogach. Musiał mieć mocno w czubie. Przede mną stała dorożka, do której
wsiadł. Pojechałem za nim trzymając się cały czas tak blisko nich, że mój koń chrapami doty-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]