[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pójdz, Lempariusie szepnęła namiętnie. Przecie\ dopiero zaczęliśmy&
Lemparius pokręcił głową.
Nie, kobieto. Jestem wykończony. Ju\ nie mogę.
A co z twoim nowym wigorem? głos miała słodki niczym młoda, dziewicza mniszka.
Loganaro z trudem przełknął ślinę.
Nie drwij ze mnie, kobieto! śaden człowiek nie sprawiłby się lepiej!
Oszukujesz samego siebie. Jak wielu innych stwierdziła Djuwula. Jej głos stał się
ostrzejszy. Dłoń dotykająca nagiego uda zacisnęła się w pięść.
Lemparius warknął. Loganaro zdumiał się, słysząc ten dzwięk przypominający warkot
duszonego zwierzęcia.
Prawdę mówiąc ciągnęła Djuwula podejrzewałam, \e równie dobrze sprawiłby się
przeciętny eunuch.
Po\ałujesz, wiedzmo! zaskowyczał Lemparius.
Loganaro ujrzał z przera\eniem, jak senator zmienia kształt, stając się wielkim rdzawym
kotem. Ogon zwierzęcia uderzał szybko o podłogę.
Bestia odwróciła się w stronę kobiety i ryknęła.
Loganaro podreptał chyłkiem w kierunku wyjścia. Serce dudniło mu w piersi jak bęben, w
który tłucze oszalały dobosz.
No i co? rzuciła Djuwula. Zmierzasz wykorzystać przeciwko mnie wielką bestię?
Pantera postąpiła o krok bli\ej.
Loganaro był ju\ prawie przy wyjściu. Wiedzma i zmiennokształtny zdawali się go nie
zauwa\ać. Na Mitrę, Yamę i Seta, je\eli tylko uda mu się stąd uciec, zmieni się, zostanie
zakonnikiem i ju\ nigdy, do końca \ycia nie postąpi niegodziwie.
Djuwula uniosła zaciśniętą pięść.
Jesteś nędznym eunuchem, senatorze. Odejdz stąd w tej chwili, a wybaczę ci twą
niewdzięczność.
Kot zrobił jeszcze jeden krok w stronę kobiety, a jego ogon poruszał się coraz szybciej.
PrzycupnÄ…Å‚ sprÄ™\ajÄ…c siÄ™ do skoku.
Loganaro dotarł do drzwi. Związanymi rękami ujął skobel i uniósł go.
Djuwula machnęła ręką na odlew, rozwierając pięść, a z jej dłoni buchnęła chmura białego
proszku.
Kot prychnÄ…Å‚ raz, drugi, trzeci, po czym wielki drapie\nik cofnÄ…Å‚ siÄ™ o krok i smagnÄ…Å‚ siÄ™ Å‚apÄ…
po nosie.
Rzuciłam na ciebie czar, pantero, która byłaś senatorem stwierdziła ze śmiechem
Djuwula. Od tej pory mo\esz uczynić trzech rzeczy: zaatakować mnie, powrócić do ludzkiej
postaci ani cieszyć się towarzystwem panterczych samic, w razie gdybyś zdołał jakąś znalezć.
Wiedzma ryknęła głębokim, gardłowym i rubasznym śmiechem.
Pantera warknęła i rzuciła się na kobietę, lecz nie dosięgła celu. Wydawało się, jakby dwie
stopy przed wiedzmą wyrósł niewidzialny mur. Zwierzę odbiło się od niego, wylądowało miękko
na ziemi, skoczyło raz jeszcze i ponownie natrafiło na niewidoczną przeszkodę.
Djuwula oparła dłonie na kształtnych biodrach i nieprzerwanie śmiała się z nieudolnych
wysiłków pantery.
Loganaro nie czekał dłu\ej. Otworzył drzwi i pognał co sił w nogach. Nie sposób uwierzyć, \e
ktoś tak tłusty mógł biec równie szybko. Utrzymywał to tempo, a\ znalazł się w połowie drogi do
zachodniej bramy. Dopiero wówczas zwolnił i przystanął na chwilę. Gdy tylko odzyskał
normalny oddech, ponownie zaczÄ…Å‚ biec.
Tu zatrzymamy się na noc rzekł Conan. W oddali widniały zarysy lasu, którego Vitarius
wyraznie się obawiał.
Zciemniało się. Gdy Conan udał się po chrust na ognisko, miał wra\enie, \e jest
obserwowany, ale niezale\nie jak szybko by się odwracał, nie zauwa\ał nikogo. Jako \e ufał
swemu instynktowi, postanowił ani na chwilę nie tracić czujności.
Kiedy wspominał o tym Vitariusowi, starzec pokiwał głową.
Tak stwierdził. Ja równie\ czuję na sobie cię\ar spojrzeń niewidzialnych oczu. Mo\e
to nic takiego, ale znajdujemy się niedaleko lasu i powinniśmy mieć się na baczności. Otoczę
nasze obozowisko zaklęciem ochronnym. Gdyby usiłowało zbli\yć się do nas coś większego od
szczura, będziemy o tym wiedzieć.
Conan, acz z pewnym wahaniem, pokiwał głową. Jeśli o niego chodziło, wolał obejść się bez
pomocy magii. Niemniej jednak, jeśli ktoś lub coś ich obserwowało, a on mimo swego sokolego
Strona 53
Perry Steve - Conan nieustraszony
wzroku nie był w stanie tego dostrzec, to znaczy, \e mieli do czynienia z jakimś nadnaturalnym
paskudztwem. Poczuł się lepiej, gdy rozpalili ognisko. śadne zwierzę nie zbli\y się do ognia, a
tańczące płomienie nieznacznie rozproszą ciemności.
Po zimnym posiłku składającym się z suszonej wieprzowiny i leguminy, Vitarius uło\ył się na
posłaniu i niebawem usnął. Wkrótce podą\yła w jego ślady Eldia, owinąwszy się kocem i
przysuwając bli\ej do ogniska. Wydawała się du\o młodsza, gdy tańczące cienie falowały po jej
twarzyczce.
Kinna usiadła obok Conana. Przez pewien czas oboje w milczeniu wpatrywali się w
płomienie. Barbarzyńca czuł \ar wywołany bliskością dziewczyny, zupełnie inny ni\ ciepło
płynące od ogniska.
To wszystko wydaje mi się takie dziwne odezwała się Kinna. Jesteś podró\nikiem,
miałeś wiele przygód, widziałeś mnóstwo krajów. Ja prawie całe swoje \ycie spędziłam na wsi,
nie oddalajÄ…c siÄ™ zbytnio od domu. A\ do teraz.
Conan spojrzał na młodą kobietę, ale nie odezwał się słowem,
Nigdy nie spotkałam człowieka równie odwa\nego i silnego jak ty, Conanie. Ryzykujesz
\ycie w sprawie, która praktycznie cię nie dotyczy.
Sowartus jest mi winien konia odparł Cymmerianin. A na dodatek nasłał na mnie
diabła, nie mówiąc ju\ o tym, \e za jego przyczyną stałem się ofiarą ataków pewnej wiedzmy i
zmiennokształtnego. Po prostu próbuję odebrać to, co mi się nale\y.
Kinna delikatnie poło\yła dłoń na jego umięśnionym ramieniu.
Tamtej nocy kiedy rozpętała się ta straszna burza, w gospodzie& pamiętasz? Mieliśmy
sprawdzić okna, zanim przerwano&
Pamiętam uśmiechnął się Conan. Pogładziła jego nagie plecy pod płaszczem.
Mo\e moglibyśmy sprawdzić je teraz?
Conan uniósł ramię i otuliwszy Kinnę płaszczem, odwrócił ją do siebie.
Tak powiedział. Wydaje mi się, \e jestem gotów, aby je sprawdzić. Zresztą spróbuj i
przekonaj siÄ™ sama.
Dwadzieścia kroków od kręgu światła ogniska Djawul warknął cicho do siebie, obserwując
barbarzyńcę i kobietę. Zewnętrzne krawędzie obszaru objętego zaklęciem białego maga
połyskiwały niemal niewidocznym blaskiem o krok od demona. Wejście w jego zasięg
wywołałoby feerię świateł i kakofonię dzwięków, które o\ywiłyby nawet umarłych. Djawul
zgrzytnął spiczastymi kłami łypiąc ponuro na dwójkę ludzi.
Jeszcze będziesz patrzeć, jak ja ją chędo\ę, barbarzyński psie wysapał. I zanim z tobą
skończę, będziesz błagali o śmierć. Twój czas nadchodzi.
Blask księ\yca spowijał dwóch zaspanych stra\ników strzegących zachodniej bramy
Mornstandinos. Niebo było czyste, a srebrzysty blask wzmacniało jeszcze światło czterech
pochodni zamocowanych na pobliskiej ścianie.
W blasku tym wartownicy bez trudu spostrzegli zbli\ającą się do nich panterę. Zwierzę biegło
ulicą tak szybko, \e mę\czyzni ledwie zdą\yli wymamrotać pod nosem zduszone przekleństwa,
gdy wielki rudy kot przemknął pomiędzy nimi i pod łukowatym przejściem, aby rozpłynąć się w
ciemności.
Pózniej obaj mę\czyzni przysięgali się, \e tego wieczora nie pili wina ani nie palili konopii i
naprawdę widzieli panterę. Drapie\niki tego gatunku były rzadkością w tej okolicy, niemniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]