[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Czuję, że jest inaczej. Zobaczmy. Niełatwo uchylić
zasłony; a jednak rozedrę ją trochę i pokażę ci twoją
stolicę.
Conan nie dostrzegł, co wrzuciła do ognia, lecz wilk
Strona 56
Howard Robert E - Conan zdobywca.txt
zaskomlał we śnie, a kłęby zielonego dymu wypełniły
chatę. Jej ściany i sufit zdały się rozchodzić, oddalać i
znikać w niezmierzonej przestrzeni; spowił go
zasłaniający wszystko dym. A w nim poruszały się i
znikały jakieś kształty, by wreszcie utworzyć
zdumiewająco wyrazny obraz.
Patrzył na znajome wieże i ulice Tarantii, gdzie
kłębiła się rozwrzeszczana tłuszcza, a jednocześnie w
niepojęty sposób widział nemedyjskie proporce
nieubłaganie zmierzające na zachód przez dymy i zgliszcza
plądrowanej ziemi. Na wielkimi rynku Tarantii rozszalał)
motłoch krzyczał, że król nie żyje, że baronowie
zamierzają podzielić ziemię między siebie i że władza
króla nawet takiego jak Valerius jest lepsza od anarchii.
Prospero w swej błyszczącej zbroi przejeżdżał wśród nich,
próbując ich uspokoić, nakazując im posłuszeństwo
hrabiemu Trocero oraz nalegając, aby poszli na mury i
pomogli jego rycerzom obronić miasto. Zwrócili się
przeciw niemu, wyjąc ze strachu i ślepej furii oraz
rycząc, iż jest rzeznikiem Trocera, gorszym nawet od
samego Amalryka. Obrzucali jego rycerzy odpadkami i
kamieniami.
Obraz zamglił się lekko, co mogło świadczyć o upływie
czasu, i Conan ujrzał Prospera oraz jego rycerzy
wyjeżdżających z miasta i podążających na południe. Za
ich plecami miasto ogarniały zamieszki.
 Głupcy!  warknął ochryple Conan.  Głupcy! Czemu
nie zaufali Prosperowi? Zelato, jeśli jakimiś sztuczkami
stroisz sobie ze mnie żarty&
 To już minęło  odparła posępnie nieporuszona
Zelata.  Działo się to wieczorem, w dniu gdy Prospero
opuścił Tarantię, mając wojska Amalryka niemal w zasięgu
wzroku. Ludzie na murach widzieli łuny wzniecanych przez
najezdzców pożarów. Czytam to w dymie. O zachodzie słońca
Nemedyjczycy wkroczyli do stolicy, nie napotykając
żadnego oporu. Spójrz! Nawet teraz, w królewskim pałacu&
Nagle Conan ujrzał wielką salę koronacyjną. Valerius
stał na podium, odziany w gronostaje, zaś Amalryk w swej
zakurzonej, splamionej krwią zbroi wkładał na jego złote
kędziory przepysznie lśniący krąg  koronę Akwilonii!
Zebrani wznieśli radosny okrzyk; długie szeregi zakutych
w stal nemedyjskich wojowników przyglądały się ponuro
uroczystości, a będący od dawna w niełasce na Conanowym
dworze notable, teraz dumnie paradowali z herbem
Valeriusa na rękawach.
 Na Krotna!  wyrwało się z ust Conana, który zerwał
się z ławy, zaciskając wielkie jak bochny pięści, z
wykrzywioną konwulsyjnie twarzą i pulsującymi na
Strona 57
Howard Robert E - Conan zdobywca.txt
skroniach żyłami.  Nemedyjczyk koronujący tego renegata
 w królewskim pałacu w Tarantii!
Jakby rozwiany jego gwałtownością dym zniknął i
barbarzyńca ujrzał w półmroku czarne oczy Zelaty.
 Sam widziałeś  lud twej stolicy oddał wolność,
którą zdobyłeś dla nich swoim potem i krwią; sami oddali
się w łapy oprawców. Dowiedli, iż nie wierzą swemu
przeznaczeniu. Czyi możesz na nich polegać, gdybyś myślał
o odzyskaniu królestwa?
 Sądzili, że nie żyję  mruknął, odzyskując
panowanie nad sobą.  Nie mam syna. Wspomnienia nie mogą
rządzić ludem. I co z tego, że Nemedyjczycy zdobyli
Tarantię? Nadal pozostają prowincje, baronowie i lud
całego kraju. Valerius zdobył tylko pustą sławę.
 Jesteś uparty, jak przystało na wojownika. Nie mogę,
pokazać ci przyszłości ani całej przeszłości. Nie, ja nie
pokazuję ci niczego. Ja tylko sprawiam, iż pod wpływem
niepojętych, sił uchylają się przed tobą zasłony. Chcesz
spojrzeć w przeszłość, aby znalezć ślad terazniejszości?
 Tak!  Usiadł gwałtownie.
Znów wzniosły się i zaczęły falować kłęby zielonego
dymu. I Znowu ujrzał obrazy, tym razem nieznane i
pozornie nie powiązane ze sobą. Zobaczył wysokie czarne
mury, ukryte w ciemnościach postumenty z wizerunkami
odrażających, na wpół zwierzęcych bogów. W mroku
poruszali się ludzie  j ciemnoskórzy, żylaści mężczyzni
w czerwonych, jedwabnych przepaskach. Szli wielkim,
ciemnym korytarzem, niosąc sarkofag z zielonego jaspisu.
Jednak zanim Conan zdołałby wiedzieć coś więcej o tym, co
widzi, scena zmieniła się. Ujrzał j mroczną i cienistą
jaskinię, która budziła niewytłumaczalny lęk. Na ołtarzu
z czarnego kamienia stało osobliwe złote czynie w
kształcie muszli. Do tej pieczary weszło kilku
ciemnoskórych mężczyzn, którzy nieśli jaspisowy sarkofag.
Pochwycili złote naczynie, a wtedy cienie zawirowały
wokół j nich i Conan nie potrafił wyjaśnić, co się stało.
Jednak dostrzegł w wirze ciemności jakiś błysk, niczym
kulę żywego ognia. Potem dym stał się tylko dymem,
unoszącym się z tamaryszkowych polan, rzednącym i
niknącym w powietrzu.
 Lecz cóż to oznacza?  dopytywał się oszołomiony
Cymeryjczyk.  Mogę zrozumieć to, co widziałem w
Tarantii, lecz cóż oznaczają zamorańscy złodzieje
skradający się przez podziemia stygijskiej świątyni Seta?
A ta jaskinia  w czasie wszystkich mych wędrówek nigdy
nie słyszałem ani nie widziałem niczego podobnego. Jeśli
zdołałaś mi tyle pokazać, wszystkie te strzępy nic nie
znaczących obrazów, dlaczego nie możesz ukazać mi
Strona 58
Howard Robert E - Conan zdobywca.txt
wszystkiego, co nastąpi? Zelata bez słowa podsyciła
ogień.
 Tymi rzeczami rządzą nienaruszalne prawa  rzekła
wreszcie  których nie potrafię ci wytłumaczyć; sama ich
nie pojmuję, choć przez niezliczone lata szukałam
mądrości wśród milczenia górskich szczytów. Nie mogę cię
ocalić, choć zrobiłabym to, gdyby było to w mej mocy. W
ostatecznym rozrachunku człowiek sam musi odnalezć drogę
zbawienia. Jednak może we śnie objawi mi się prawda i
rankiem zdołam dać ci klucz do zagadki.
 Jakiej zagadki?
 Tajemnicy, którą napotykasz i przez którą straciłeś
królestwo  odparła, po czym rozpostarła owczą skórę na
podłodze obok paleniska.  Zpij  rzekła.
Conan bez słowa wyciągnął się na skórze i zapadł w
głęboki, choć niespokojny sen pełen bezszelestnie
przemykających zjaw i pełzających monstrualnych cieni.
Raz na tle purpurowego, bezsłonecznego horyzontu ujrzał
potężne mury i baszty wielkiego miasta, które nie
wznosiło się nigdzie na ziemi, będącej jego światem. Jego
olbrzymie pylony i szkarłatne minarety pięły się ku
gwiazdom, a nad nimi unosiło się niczym gigantyczny miraż
brodate oblicze mężczyzny zwanego Xaltotunem.
Conan obudził się chłodnym przedświtem, by zobaczyć
Zelatę przycupniętą przy malutkim płomyku. W nocy nie
przebudził się ani razu, chociaż powinien go poderwać 
odgłos wchodzącego lub wychodzącego wilka. Wilk siedział
przy palenisku ze zmierzwioną sierścią, mokrą od rosy i
nie tylko j od niej. Wśród gęstych kudłów błyszczała
krew, a na barku zwierzęcia widniała długa rana.
Zelata, nie oglądając się, kiwnęła głową, jakby
czytała w myślach królewskiego gościa.
 Polował przed świtem i krwawe to były łowy. Sądzę,
iż człowiek polujący na króla nigdy już nie będzie
polował  ani na człowieka, ani na zwierzę.
Conan z dziwną fascynacją spoglądał na wielkie
zwierzę, jedzące z ręki Zelaty.
 Nie zapomnę, gdy na powrót zasiądę na tronie  rzekł
krótko.  Okazałaś mi przyjazń& Na Croma, nie pamiętam,
kiedy ostatnio położyłem się i spałem zdany na łaskę
jakiegoś mężczyzny czy kobiety, tak jak tej nocy. A co z
zagadką, którą miałaś mi wyjaśnić dziś rano?
Nastąpiła długa chwila ciszy, w czasie której słychać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl