[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie mogłam znów wywracać jego świata do góry nogami. Nie byłam pewna, czy mogłabym zaoferować
mu spokój ducha, który obiecywał Sang Phala. - Przelotny uśmiech pojawił się na twarzy pani kustosz. -
Chciałam skręcić kark temu starcowi, kiedy dowiedziałam się o ucieczce Kita. To były złe lata, bez żadnej
informacji o nim, nie wiedziałam nawet, czy jeszcze żyje, zastanawiałam się, jak mógłby przeżyć o
własnych siłach. A potem dzieciak pojawia się nagle w Lishan. Reszta, jak to mówią, należy już do
historii. Westchnęła, spoglądając na stos folderów piętrzący się przed nimi. - Przez moment, kiedy już
odnalazłam go w klasztorze i stojąc w zimnym holu, obserwowałam pochyloną w modlitwie głowę, ten
blask rdzawych włosów wśród panujących wokół ciemności, pomyślałam, że mógłby być mój, że
mogłabym przywiezć go do domu i wychować jak własnego syna. - Lois podniosła głowę, obdarzając
Kristine długim, uważnym spojrzeniem i głos jej zmiękł. - Ale on nigdy nie należał do mnie, Kristine.
Nigdy nie należał do żadnej kobiety, matki, siostry czy kochanki.
Kristine zawstydziło to delikatne ostrzeżenie ze strony starszej koleżanki, wywołując na twarzy silny
rumieniec. Postąpiła głupio, ulegając tęsknocie i pożądaniu. Miał inne kochanki. Ta prosta prawda była
znana jej od pierwszego pocałunku. Zostawił je wszystkie, a niespełna godzinę temu zadeklarował chęć
opuszczenia także i jej. Lois nie przywiozła chłopca do domu, jak to właśnie wyznała Kristine, i wątpiła,
czy młoda kobieta zdoła zatrzymać przy sobie mężczyznę.
- Czy coś nie zgadzało się z danymi? - spytała Kristine, gwałtownie przerywając ten osobisty wątek
rozmowy.
- Mapa. - Lois wzięła do ręki leżący na górze folder i przerzuciła kilka kartek, aż znalazła to, czego
szukała. - Brakuje tu bardzo istotnej informacji.
Kristine przestudiowała dokładnie wszystkie szczegóły dostarczonych przez Kita informacji i nie
zauważyła, żeby czegokolwiek brakowało. Prawdę mówiąc, było to najbardziej kompletne sprawozdanie,
jakie kiedykolwiek widziała.
- Czego brakuje? - Spojrzała i wciąż nie wiedziała, o co chodzi.
- Lokalizacji Chatren-Ma.
Kristine obrzuciła Lois pytającym spojrzeniem. Może ta kobieta nie była aż tak błyskotliwa, jak jej się
zdawało.  Nie - szybko poprawiła się. - Lois Shepherd była niezwykle inteligentna. Może tylko podróż za
bardzo ją zmęczyła.
- Mapy złożył razem poprzez serię kolejnych powiększeń. - wyjaśniła szybko, zachowując własne
wątpliwości dla siebie. - Pierwsza mapa, z której wyciął kawałek, odnosi się do drugiej mapy, w której ten
kawałek jest powiększony. Ta serią ciągnie się przez następnych pięć map, aż dochodzimy w końcu do
ilustracji i zdjęć z klasztoru. - Kristine nie mogła sobie nawet wyobrazić, by ktokolwiek mógł wykonać tę
pracę dokładniej.
Lois miała jednak inne zdanie na ten temat.
- Po drodze zmienił nieznacznie szerokość i długość geograficzną i nigdy już do tego nie powrócił.
- Hm, tak - zgodziła się Kristine. To była prawda. Nie zaznaczył stopni na każdej z map, ale przy
odrobinie wysiłku można by odnalezć nawet muchę na którejś ze ścian.
A może nie? Przewróciła kilka stron, zachowując w pamięci namiary, aż dotarła do mapy, przy której się
zatrzymały.  Okay - pomyślała, wracając do poprzedniej strony - teraz wystarczyło tylko... ciekawe, co
też takiego zaplanował sobie Kit.
Sprawdziła raz jeszcze, porównując obydwie mapy. Kolejne powiększenia były niedokładne,
niedokładne na tyle, by stały się zupełnie bezużyteczne.
Lois wprowadziła serię cyfr do swego komputera, po czym zakomunikowała sucho.
- Zdaje mi się, że nie życzy sobie nikogo w promieniu pięćdziesięciu kilometrów od Chatren-Ma albo...
Momencik, a raczej w promieniu pięćdziesięciu dwu kilometrów. To spory kawał świata, jeśli ktoś miałby
go dokładnie przeszukać.
- To przeoczenie - powiedziała Kristine, broniąc go zapalczywie.
Ale Lois nie dała się przekonać.
- Kit nigdy jeszcze niczego przypadkiem nie przeoczył. Ten chłopak zastawił na mnie pułapkę.
 I na mnie - dodała w duchu Kristine, ogarniając wzrokiem jego szerokie plecy. - Co on, u diabła,
takiego knuł? Z czasem sama odkryłaby to oszustwo, kiedy on zdążyłby już odjechać, i nie miałaby na
kim wyładować złości. Obiecał podzielić się z nią swoją wiedzą na temat Chatren-Ma i podał jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl