[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gdy demon zatopił kły w jego gardle.
Monstrum rzuciło zwłoki drwala na ziemię i rozejrzało się za nową ofiarą. Przez chwilę Bora
gotów był sprzedać swoją rodzinę za zaklęcie, które uczyniłoby go niewidzialnym.
Wtem za jego plecami rozległy się odgłosy kroków. Jakaś ręka cisnęła na ulicę niewielkie
gliniane naczynie. Upadło u stóp demona, pękając i rozpryskując zayański proszek.
 Nie mam pojęcia, czy to zwalczy czary związujące te& stwory  mruknął Ivram. 
Mo\e lepiej przydałaby się para dobrych butów.
 Ale& musi istnieć jakiś sposób&
 Teraz jedyny ratunek w bogach  rzekł Ivram.  Twoja rodzina jest bezpieczna. Ludziom
nie potrzebne jest wspomnienie po tobie. Oni chcą cię \ywego, potrzebują przywódcy.
 Wedle \yczenia  odparł Bora. Rozpoznał w swoim głosie ten sam ton, jaki słyszał u
kapłana. Obaj mówili przez zaciśnięte zęby, by nie zdradzać się ze swym strachem. Demon
przyklęknął, dławiąc się proszkiem, podczas gdy mę\czyzni odwrócili się i pomknęli na drugi
kraniec wioski.
Z ostrym trzaskiem, pasma włosów Illyany pękły. Kamień odpadł od laski Eremiusa.
Jeszcze nigdy przez te wszystkie lata, kiedy parał się magią, Eremius nie rzucił zaklęcia tak
prędko. Niewidzialna dłoń złapała Kamień w połowie drogi i opuściła go na ziemię tak
delikatnie, jak gdyby był opadającym piórkiem.
By uspokoić walące serce i oddech, mistrz usiłował wmówić sobie, \e Kamień nie
roztrzaskałby się o ziemię spadając z takiej wysokości. Ale to niewiele dało. W głębi serca
wiedział, \e to nie była prawda, a on szczęśliwie uniknął katastrofy i pora\ki.
Sięgnął po Kamień, by zamocować go za pomocą własnych włosów. Palce natrafiły na jakąś
niewidzialną barierę otaczającą Kamień ze wszystkich stron. Próbował dotknąć go laską, ale
poczuł to samo. Gdy rozmyślał o obronie przed zaklęciami Illyany, laska niespodziewnie
wypadła mu z dłoni. Nim zdołał ją chwycić, opadła na Kamień, przeleciała przezeń wbijając się
w grunt pod nim!
Eremius wcią\ gapił się w bezruchu, gdy ziemia rozstąpiła się z hukiem. W górę wystrzeliły
kamienie, okruchy skał i pył, a wraz z tym laska czarownika. Eremius gwałtownie skoczył
naprzód, złapał laskę i pośpiesznie się wycofał.
Magiczny Kamień zdawał się rozpływać w szmaragdowym świetle, niczym jakiś gęsty płyn w
niewidzialnym naczyniu. Wydobyły się z niego przejmujące, wysokie dzwięki. Eremius
wzdrygnął się, zupełnie jakby zaatakował go rój owadów.
Po chwili westchnął, zrobił krok do tyłu i sprawdził, czy jego laska nie jest zniszczona. Gdy
zobaczył, \e jest nienaruszona, wróciła mu pewność siebie.
Mógł dowodzić Przemienieńcami równie dobrze u\ywając tylko jej. Nie był w stanie władać
teraz Kamieniem, bo Illyana związała go ze swoim zaklęciem wzajemnej opozycji. Teraz ona nie
mogła władać Kamieniem, a jej moc nad Eremiusem, nie była większa ni\ jego nad nią.
Jaki miała w tym cel? Czy zamierzała zniszczyć jego Kamień, ryzykując nawet utratę
własnego? Zawsze równie gorąco jak on pragnęła posiadać oba Kamienie. Czy teraz gotowa była
wyrzec się nieograniczonej potęgi? Sława kogoś, kto zniszczył Kamienie Kurag była niczym w
porównaniu z mocą, jaką dawało ich posiadanie!
Dosyć. Przemienieńcy czekali na jego rozkazy. Eremius odrzucił niepokój, skupił się i począł
formować w swym umyśle obraz wioski.
Drzwi pokoju Illyany drgnęły, po czym wypadły z zawiasów. Conan i Raihna odskoczyli od
nich. Raihna niemal\e strąciła właściciela gospody ze schodów, na które przed chwilą się
wdrapał.
Gospodarz spojrzał na zrujnowane drzwi, wywrócił oczy ku sufitowi i wręczył Raihnie
koszyk.
 Prawie sam chleb i ser. Kucharze nie tylko uciekli, ale zabrali ze sobą większość
po\ywienia ze spi\arni!  Mę\czyzna usiadł i schował twarz w dłoniach.
Illyana chwiejnym krokiem wyszła z pokoju i niemal osunęła się Conanowi w ramiona. Po
chwili wzięła głęboki oddech, klęknęła i zerwała przykrywkę koszyka. Nie zwa\ając, \e nadal
jest naga, zaczęła łapczywie połykać chleb i ser.
Conan odczekał, a\ kobieta zrobi przerwę, by złapać oddech i podał jej kielich wina.
Strona 52
Green Roland - Conan mÄ™\ny
Pochłonęła je w dwóch łykach, by wyjeść resztę jadła z koszyka. W końcu usiadła
wyprostowana, spoglądając ponuro na pusty koszyk. Po chwili podniosła się.
 Przepraszam, ale& z czego się śmiejesz Cymmerianinie?
 Jesteś pierwszą czarodziejką, która otwarcie przyznaje, \e jest głodna!
Jedyną odpowiedz stanowił płochy uśmiech. Raihna pozbierała odzie\ Illyany, a Conan
wręczył pusty koszyk gospodarzowi.
 Znów? Spodziewam się, \e otrzymam zapłatę za to, nim wnuk króla Yildiza&
Przemowę mę\czyzny przerwało dzikie walenie w drzwi od strony ulicy. Właściciel gospody
wstał i oddał koszyk Conanowi.
 Czas ruszyć i odegrać swą rolę. No có\, jeśli nie będę mógł dłu\ej prowadzić gospody, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl