[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Chciał pan być stwórcą!  Kreatorem !  w głosie Zielińskiego brzmiało szyder-
stwo.  Kreator! Za cenę cudzego nieszczęścia. Mojego nieszczęścia. Ale ja przysiągłem
sobie, że się zemszczę. %7łe opublikuję te dokumenty, które pan tak chciał ukryć. %7łe ujawnię
pańską tajemnicę. Nie wolno tworzyć sztucznych ludzi!
Zieliński umilkł wyczerpany wybuchem. Oddychał ciężko.
 I dlatego  rzekł z goryczą Araki  chcesz umożliwić innym uczonym ponowienie
mego eksperymentu!
Alfred, już opanowany, wzruszył ramionami:
 Był to jedyny sposób, żeby pana najgłębiej dotknąć!
Arski błysnął czarnymi oczami spod siwych brwi. Głośno i wyraznie powiedział po
francusku:
 Oskarżam Alfreda Zielińskiego o przywłaszczenie sobie moich prac naukowych i
domagam się, by zakazana została ich publikacja!
Redaktor Dumas szybko tłumaczył zebranym poprzednie słowa Zielińskiego i doktora.
Głos zabrał milczący dotąd profesor Dickens z Oksfordu:
 Jeśli przewodniczący pozwoli, pragnąłbym zadać pewne pytanie panu Zie... -Zieli...
 mocował się z trudnym polskim nazwiskiem.
Profesor Hugo skinął głową.
 A więc  mówił Anglik  zapoznanie się z największym eksperymentem, jaki zna
nauka świata, zawdzięczamy  o ile dobrze zrozumiałem  pragnieniu zemsty, którą pan
Zie... jeden z sobowtórów, chciał wywrzeć na swoim twórcy, interesuje mnie, jako psycholo-
ga, czy zemsta była jedynym motywem postępowania pana Zielińskiego?
Dumas tłumaczył.
Alfred Zieliński wysunął się naprzód. Uśmiechnął się z triumfem.
 Nie. Miałem również inny powód...
Zrobił efektowną pauzę. Oczy wszystkich zebranych były na niego skierowane. W ciszy
słychać było tylko szum aparatu filmowego.
Alfred wyraznie rozkoszował się tym, że stał się ośrodkiem zainteresowania.
 Zawsze chciałem być sławny. Wiem, że mam talent. Nie doceniano mnie jednak. Nie
udało mi się dotąd zrobić wielkiej kariery. Ale teraz...
Odetchnął głęboko. Wskazał na kamerę.
 Te zdjęcia znajdą się na ekranach całego świata! W prasie całego świata pojawi się
moje nazwisko! Czy panowie rozumiejÄ…, co to oznacza dla artysty?
 Ale po odsiedzeniu kary!  odezwał się spokojnie porucznik Brodzki.  Jest pan
oskarżony o kradzież brylantów z państwowej centrali handlu zagranicznego  Jubiler .
Zieliński zwrócił się ku niemu z drwiącym uśmiechem:
 Niepotrzebnie odbywał pan podróż do Paryża. Brylanty są już w tej chwili w rękach
dyrektora  Jubilera .
 Jak to?!  wykrzyknÄ…Å‚ Brodzki.
 Historia jest prosta  wyjaśnił ironicznie Zieliński.  Nie jestem przecież złodzie-
jem... Kradzież zainscenizowałem, aby zmusić Nowickiego do wyjazdu na Kongres. Kiedy
był już zupełnie wykończony nerwowo, przyszedłem do niego i powiedziałem:  Jedz z nami
do Paryża, a oczyszczę cię z zarzutów . Nie chciał!
Zieliński wzruszył ramionami i mówił dalej:
 Mimo że mało nie padł trupem, kiedy się dowiedział, że nie jest dzieckiem swoich
rodziców, tylko sztucznie wyhodowanym sobowtórem... nie chciał być żywym świadectwem
przeciw swemu sztucznemu  ojcu !
Doktor Arski zrobił ruch, jakby chciał objąć Andrzeja, który uśmiechnął się smutno.
 Nie miałem innego wyjścia  mówił dalej Zieliński.  Musiałem go trochę no...
powiedzmy... obezwładnić i ukryć, a sam przez parę dni odgrywałem jego rolę w mieszkaniu
jego rodziców.
Uśmiechnął się złośliwie:
 I jako Andrzej Nowicki odbywałem rozmowy z panem porucznikiem i panem dokto-
rem Arskim!
 Ale co z brylantami?  nalegał Brodzki.
 Ponieważ Nowicki, choć porządnie oberwał, ciągle stawiał opór, sprowadziłem do
niego doktora %7łukrowskiego. Ten go dopiero namówił.
 Ty, Januszu? Przeciwko mnie?  powiedział cicho Arski.
%7łukrowskiemu zalśniły oczy.
 Odpowiem panu pytaniem. Gdyby pan dowiedział się, że jest jednym ze sztucznie
stworzonych sobowtórów, czy wyrzekłby się pan możliwości badań?
Doktor Arski westchnął. Jasne było, że postąpiłby tak samo.
Po raz pierwszy odezwał się Andrzej Nowicki:
 Istotnie, %7łukrowski namawiał mnie. A ja... ja tylko pragnąłem odzyskać brylanty i
uratować te dokumenty dla ciebie, doktorze. Gdy dałem słowo, że wyjadę na Kongres, Zieliń-
ski w mojej obecności zdeponował klejnoty u rejenta w Krakowie, na nazwisko dyrektora
 Jubilera . Pewnie już je ma, bo po przyjezdzie do Paryża natychmiast mu o tym napisałem.
Redaktor Dumas szybko przekładał na francuski całą rozmowę. Ale francuscy policja-
nci nie chcieli ustąpić. Mają nakaz aresztowania, i koniec. Winny czy niewinny  wytłuma-
czy się, przed kim należy. Inspektor zakładał Zielińskiemu kajdanki, gdy jeden z uczonych
zaprotestował:
 Tego nie wolno robić! Dla was ten człowiek może być przestępcą, dla nas to obiekt
badań. Sprawa jest tak istotna, że nie możemy zgodzić się na usunięcie jednego z sobowtórów
z naszych obrad!
Poparli go inni. Ktoś wołał, że skoro domniemanym przestępca oddał brylanty, to
można go zostawić i śledztwo prowadzić z wolnej stopy. Brodzki replikował, że nie ma pod-
stawy, by wierzyć Zielińskiemu.
 Wiem, że te brylanty są tam zdeponowane.  Nowicki oburzył się, że jego świade-
ctwo zostało poddane w wątpliwość.  Może pan, panie poruczniku, sprawdzić telefonicznie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl