[ Pobierz całość w formacie PDF ]

akompaniowało, chwytając natychmiast zmiany melodii i rytmu. Najbardziej przypominało
harfę, stwierdził Kędzior. Może trochę skrzypce. Ale bardziej harfę.
Dał z siebie co najlepsze: smutną i pełną nastroju samotności piosenkę Daleko, daleko do
domu, i owo coś wzleciało wzwyż, tańcząc nad powierzchnią otworu. Kędzior skinął temu
czemuś głową, wcale nie przestraszony. Nic co tworzyło muzykę, nie mogło wzbudzić w nim
lęku. Stwór był duży i rozpinał pod niebem swoją postać podobną do namiotu o jasnych,
ruchomych liniach, które łączyły się ze sobą, kręcąc się i wirując, a potem znikały w rozległej na
metr średnicy strefie czerni wokół górnej części postaci. Nie miała ona oczu, nie miała
wyraznego kształtu, a jednak Kędzior wiedział, że ona go widzi. Przez chwilę mniemał, że to
ruch owych jasnych linii wytwarza dzwięki, ale potem stracił co do tego pewność. Być może
linie tylko wyrażały rytm, a muzyka płynęła z czarnej strefy. Kształt stwora wydał się
Kędziorowi jakoś znany, jakby go już kiedyś widział na jawie lub we śnie.
Umiało robić muzykę. Boże, i to jaką muzykę! Kędzior spędził wiele czasu wśród grajków,
co nie umieli czytać, nie mieli słuchu, poczucia rytmu, nie znali tonacji, wysilali się daremnie.
Ale nie to tutaj. To umiało latać.
W chwilach przerwy w grze Kędzior słyszał, jak z tyłu za nim pstryka raz po raz pracowity
aparat Hickama.
Całą noc grał Kędzior w tym miłym towarzystwie, zapomniawszy o Hickamie, nie
pamiętając nawet o piciu. Od czasu do czasu. przestawał, czekając na ową istotę, którą nazywał
teraz Harfiarzem, aby samemu zagrać jego melodię, ale ten nie miał nic swojego. W takiej chwili
Harfiarz czekał, aż niestrudzone palce Kędziora znów zagrają. Kędzior wyciszył sprzęt do takiej
głośności, by ponad dzwiękami własnej gitary móc słyszeć Harfiarza. Tak było lepiej.
Przed świtem Harfiarz ciągle jeszcze grał. Przesunął się w róg otworu i unosił się nad wodą
w swoiście lekki sposób; Kędzior mógł mu tylko zazdrościć. Jasne, srebrzyste linie zdawały się
przepływać nieco wolniej, a Kędzior, zmęczony, grał teraz proste melodyjki. Obaj byli zmęczeni.
Na chwilę przed tym, jak słońce ruszyło w swą drogę po niebie, Harfiarz zanurzył się w
otwór i zniknął. W jednej chwili był, a w następnej już go nie było.
Swą ostatnią melodię Kędzior dokończył sam. Nie było w jego stylu przerywać w pół taktu.
Usłyszał, jak Hickam chichocze do siebie, najwyrazniej uszczęśliwiony.
 Udało ci się, udało  wołał, śmiejąc się do Kędziora.  Boże, ależ narobiłem zdjęć.
Miły stworek.  Trząsł głową i śmiał się, pełen w tej chwili ożywienia ii życzliwości.  Idę je
wywołać. Przyniosę jakieś jedzenie i coś do picia. Czekaj tutaj.  Spojrzał z ukosa na Kędziora.
 Wiesz, co to jest?
Kędzior potrząsnął głową. Nie wiedział, co powiedzieć, z czym to porównać.
 Harfiarz  rzekł z uśmiechem, ciągle jeszcze zanurzony w muzyce.
 Coś z innego świata albo z innego czasu. Coś z legend. Bóg wie, w jakim to jest wieku.
Ono tu mogło żyć od dziesiątków tysięcy lat. Tę dziurę zrobił na pewno pojazd, w którym ono
przyleciało. Może rakieta. Chciałbym mieć to, cośmy widzieli. I rakietę. Potrzeba mi forsy na
wykopanie tego.
 Chcesz to mieć?  zapytał Kędzior nagle zaniepokojony.
 Złapać je i pokazać światu. Znów byłbym bogaty!
 Lepiej pozwolić ludziom, żeby tu przychodzili i oglądali je, gdy ono zechce się pokazać
 powiedział Kędzior wspominając dzwięki Harfiarza.  Słuchać go.
 Liną nie wyciągnę, może siecią  dumał Hickam. Kędzior potrząsnął głową.
 Ja się do tego nie przyłożę.
 Ty tylko graj. Graj i pij. Po to cię tu przywiozłem. Po to cię wynająłem.  Hickam
pochylił się nad Kędziorem, dużo większy od niego i silniejszy.  Jak nie będziesz grał, będzie z
tobą kiepsko. Nie będzie nic do picia, a ja będę grał sam.
Kędzior patrzył gdzieś w dal. Dotknął dla pociechy starego kamyka w kieszeni. Kamyk
wydawał się bardzo ciepły. Po chwili Hickam odszedł. Kędzior zasnął, spał i miał sny.
Gdy Hickam wrócił z jedzeniem i zdjęciami, Kędzior stwierdził, że facet jest zdrowo zalany.
Rzucił Kędziorowi torbę zimnych hamburgerów i otwarł dla niego butelkę piwa. Z
niesmakiem upuścił Kędziorowi na kolana stertę zdjęć.
 Wszystkie do kitu  powiedział ze złością.  Kosztowny aparat, a złapał tylko jakieś
świecące linie. A nie to, cośmy obaj widzieli.
Kędzior oglądał zdjęcia pijąc łapczywie. Na jednych słabe linie świetlne, niczym dalekie
promienie letniego słońca, wyrastały spoza drzew i zarośli. Na innych nie było nic prócz
Kędziora, jego wózka i gitary, nieco zniekształconych, jak gdyby fotografowano poprzez ciemną
pofalowanÄ… szybÄ™.
 Muszę to schwytać  powiedział ponuro Hickam.
 Z łapaniem będzie jak z fotografowaniem, panie Hickam. Jego nie można mieć. Pojawił
się nie wiadomo skąd, żeby grać ze mną, i bardziej się do naszego świata nie może zbliżyć. Tak
mi się jakoś zdaje. Pan uważa, że on jest stary. Nie wiem, czy rzeczywiście. Kiedy pan poszedł,
myślałem trochę o tym. Sądzę, że on tu na coś czeka, a nas  mnie  był tylko ciekaw, nic
więcej. Ale ja umiem grać, więc mnie zaakceptował. Nastawanie na niego może narobić
wielkiego kłopotu.
Hickam spojrzał na niego pogardliwie.
 Kto by się przejmował, co myśli taki kaleka i pijaczyna. Nic nie wiesz. Miałeś kiedyś
swój czas, swoją szansę. Teraz daj szansę mnie. Ty graj na tej swojej milutkiej gitarze i pij
whisky. ResztÄ… ja siÄ™ zajmÄ™.
 Nie pomogę, a jeśli zdołam, ostrzegę go  z uporem twierdził Kędzior.  Słowo honoru.
 Przestań mi tu paskudzić, bo cię wrzucę do tej dziury, razem z wózkiem i ze wszystkim
 odgrażał się Hickąm wściekły, z oczami nabiegłymi krwią.
Kędzior przestał, ale myślał swoje.
Przez cały dzień Hickąm pił i pracował nad czymś, czego nie chciał Kędziorowi pokazać.
Robił to za pobliskimi drzewami i od czasu do czasu śmiał się przy pracy. Kędzior mógł
stwierdzić, że było to urządzenie złożone z lin, haczyków i łańcuchów przeciwśniegowych, które
Hickąm przydzwigał z platformy wielkiej ciężarówki.
Kędzior siedział w milczeniu i czekał. Tęsknił za czymś do picia, ale instynkt nie pozwalał
mu prosić Hickama, który w zamian za alkohol mógłby chcieć czegoś od Kędziora.
Gdy zapadł zmrok, Hickąm przetoczył Kędziora nad wielki otwór. Podłączył gitarę do
generatora, dotykając palcem strun upewnił się, że jest włączona, a potem wrócił do swej
kryjówki.
 Graj!  rozkazał ochrypłym głosem.  Graj, a dam ci tyle wódki, ile zdołasz wypić,
dam ci całą beczkę. Wielką, że można się w niej utopić.
Kędzior uśmiechnął się uprzejmie i potrząsnął głową; nie był zły, ale zdecydowany, bo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl