[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swoimi czarami, ale tym razem stawiam swoją głowę przeciw twojej!
SÅ‚yszysz, bonzo!?
Mnich nie uniósł nawet oczu, tylko wyrównał kamienie na stoliku i
gra zaczęła się na nowo.
Samuraj nigdy dotąd nie grał z tak wielką uwagą. Wiedział, że jeśli
teraz zwycięży, odzyska wszystko, co do tej pory stracił.
Gra ciągnęła się w nieskończoność, wszak stawką było ludzkie życie.
Lecz i tym razem Ushoben Toshimoto przegrał.
Pociemniało mu w oczach. Gorycz porażki, wypita sake oraz
świadomość, że stracił konia, miecz i własną głowę, wzburzyły jego
porywczÄ…, okrutnÄ… duszÄ™.
Uniósł się na matach, schwycił miecz i bez słowa, jednym ciosem
mocnej prawicy, ściął głowę pochylonego nad stolikiem mnicha.
Głowa potoczyła się po stole, między kamieniami do gry, a ciało,
brocząc krwią, opadło na maty.
Graj sobie dalej, szatański bonzo! Graj swoją głową z po-
dobnymi sobie diabłami, które pomogły ci w zwycięstwie!
krzyczał samuraj, jakby postradał zmysły i chwyciwszy odciętą
głowę, ustawił ją pionowo na blacie stolika. Oczy bonzy patrzyły na
niego jak żywe smutno, z wyrzutem.
Opuściwszy komnatę, Ushoben wybiegł na dziedziniec.
Na dworze słońce chyliło się już ku zachodowi. Owady brzęczały
pośród kwiecia, a cykady i świerszcze śpiewały swoje pieśni. Koń stał
nadal pod figurą, a bóg Dżizo chmurnie spoglądał na samuraja, gdy
ten dosiadał wierzchowca i opuszczał świątynię pozbawioną teraz
swego jedynego gospodarza. Ushoben pędził na koniu, jakby gnany
wyrzutami sumienia. Mijał jawory, sosny i azalie; kwitnące wiśnie
sypały na niego śnieżnobiałe płatki. Zapadł wieczór, nim dotarł do
domu. %7łona i dziecię spali już w swych łożach. Była ciepła,
księżycowa noc.
Samuraj wciąż jeszcze drżał na całym ciele, lecz nie z powodu
strasznego czynu, jakiego się dopuścił. Rozpierała go wściekłość, że
został pokonany przez zwykłego mnicha on, najlepszy gracz,
podziwiany przez całą okolicę. Wszedł do swej komnaty oświetlonej
blaskiem księżyca i wzrok jego spoczął na stojącym przy oknie
ulubionym stoliku do gry w go, na którym odbywał swe codzienne
ćwiczenia.
Spojrzał i zamarł z przerażenia.
Na stoliku spoczywała głowa: ogolona, ucięta głowa bonzy, a
błyszczące w świetle księżyca oczy wpatrywały się zimno w mor-
dercÄ™.
Samuraj chwycił miecz i rzucił się na straszną zjawę, ale broń
przepołowiła tylko pusty stolik. Ushoben otarł zimny pot z czoła i w
ubraniu rzucił się na łoże. Spał tej nocy nerwowym snem.
Rano jednak poczuł się spokojniejszy. Nie myślał więcej o
morderstwie i uznał wczorajszą przygodę za przywidzenie, skutek
napięcia nerwowego. Wieczór spędził w towarzystwie samurajów
przy winie i zabawie.
Ale następnej nocy przyśnił mu się taki sen:
Oto siedzi w wielkiej komnacie zamkowej wśród samurajów i
śpiewa wraz z nimi pieśni wojenne. Gorąca sake leje się strumie-
niami. Nagle sługa księcia, dotknąwszy ramienia samuraja, wzywa go
dokądś. Zaraz potem Ushoben znalazł się w długiej, pustej komnacie
władcy, gdzie w czerwonych świecznikach płonęły dwie świece.
Wchodzi książę i siada przy gobanie, a Ushoben, pokłoniwszy się
nisko podnosi wzrok i widzi siedzÄ…cego na miejscu swego pana
mnicha z górskiej świątyni, bladego i milczącego, jak w dniu strasznej
zbrodni.
Ushoben Toshimoto gra i zwycięża bonzę. Ten bez słowa patrzy nań
smutno, z wyrzutem, a potem chwyciwszy wygoloną głowę zdejmuje
ją z ramion i stawia na gobanie. Samuraj na próżno szuka swego
miecza, aby przepędzić zjawę. Mnich tymczasem znika i tylko jego
głowa, pozostała na stoliku, wpatruje się w samuraja pałającym
wzrokiem.
Przerażony Ushoben zrywa się z maty i, przylgnąwszy do ściany,
patrzy na straszną głowę.
Oczy zjawy po chwili zwracajÄ… siÄ™ na bok, a kiedy samuraj patrzy
w tamtą stronę, dostrzega księcia, który z groznym uśmiechem
obserwuje całe zdarzenie...
Ushoben Toshimoto zbudził się mokry ze strachu.
Nazajutrz, nie mogąc zapomnieć makabrycznego snu, od rana
pił ryżowe wino. Potem szukał ukojenia w gronie przyjaciół i
dolewając sobie ciepłej sake z porcelanowej butelki, przeklinał w
duchu mnicha. Pózno w nocy opuścił wesołe towarzystwo i upojony
alkoholem, dowlókł się do swego domu.
Jakież było jego zdziwienie, gdy w świetle księżyca ujrzał pośrodku
własnej komnaty leżącą na matach głowę bonzy!
Podbiegł bliżej i kopnął ją tak mocno, że przebiła papierową ścianę i
zniknęła w mroku sąsiedniej izby.
Rano, po bezsennej nocy, stwierdził osłupiały, że to, co w świetle
księżyca wziął za głowę mnicha, było brązowym naczyniem na
węgiel drzewny, zwanym hibachi; na szczęście w środku nie było już
żaru.
Ulżyło mu. Wyśmiał swój sen i przywidzenia. Nie było zjaw. To
tylko podniecona wyobraznia. Postanowił nie pić już więcej sake, a że
słowa dotrzymał, więc kilka następnych nocy upłynęło spokojnie i
bez niespodzianek.
Pewnego wieczora, gdy Ushoben wrócił do domu i cieszył się, że
spędzi noc na łonie rodziny, przybył sługa księcia z poleceniem, aby
stawił się zaraz na zamku, ponieważ władca zapragnął zmierzyć się z
nim w grze w go.
Zaszczycony zaproszeniem, jakiego już od dłuższego czasu nie
otrzymywał, Ushoben, wspaniale ubrany, wyruszył w drogę. Słońce
właśnie zachodziło i zbliżał się wieczór.
W wielkiej sieni pałacu zgromadziło się wielu znakomitych gości
szlachetnych młodzieńców i urodziwych dam. Było jasne, że dajmio
chciał rozerwać się grą, nim wszyscy zasiądą do wieczerzy.
Kilku gości zabawiało księcia strzelaniem z łuku, a sam władca
właśnie przed chwilą odłożył broń.
Ushoben Toshimoto pokłonił się głęboko swemu panu i na jego znak
przeszedł do sąsiedniej komnaty, aby tam przyjąć od mistrza
ceremonii drogocenny goban księcia.
Przyniósł stolik przykryty jedwabną, fioletową chustą, ustawił przed
władcą i ostrożnie odsłonił.
Lecz jakież było jego zdumienie...
Na książęcym stoliku leżała ucięta głowa bonzy niebiesko-
-zielonej barwy, z zamglonym wzrokiem, rozsiewając wokoło słodko-
mdły trupi zapach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]