[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Michelle skinęła głową i wyrzuciła z siebie wszystkie problemy. Na końcu dodała:
-r Och, tatusiu, taka jestem nieszczęśliwa! Usłyszała jak wciągnął powietrze i wypuścił je po sekun-
dzie razem z przekl ństwem. Michelle pociągnęła nosem.
- Och, tatusiu, nie chciałam cię obciążać moimi problemami, ale...
- Nie, kochanie, wszystko w porządku. Chciałbym tylko być przy tobie, przytulić cię i pocieszyć, jak
wtedy, gdy byłaś dzieckiem i ktoś ci zrobił krzywdę. Posłuchaj, Michelle, i uwierz, że cokolwiek ci
powiem, mam na sercu tylko twoje dobro.
Michelle chciała mu przerwać i wyjaśnić, że wie o tym, ale powstrzymał ją łagodnie. Michelle
uśmiechnęła się ixpo-patrzyła z ciekawością na telefon, zastanawiając się, jakie małe kazanie ojciec
dla niej wymyślił. Był dla niej ojcem i matką, odkąd skończyła czternaście lat i wspaniale wywiązywał
się z obu ról. Zastanawiała się, którą z nich będzie grał teraz.
- Rozmawiałaś z Mitchem, kochanie? Tak naprawdę szczerze rozmawiałaś? - zapytał lekko
rozdrażniony.
Michelle musiała przyznać, że niewiele ze sobą rozmawiali.
- Tak myślałem. - Michelle widziała go oczyma wyobrazni jak trzęsie głową z powątpiewaniem. -
Musisz z nim poroz-
152
mawiać, kochanie - radził Philip łagodnie. - Powiedz mu prawdę; co do niego czujesz... Kochasz go,
prawda?
Michelle skinęła głową i dopiero po chwili zdołała wydusić z siebie.
- Bardzo, tatusiu. - Azy zalewały jej policzki. Przełknęła z trudem łzy zanim dodała z goryczą. - Ale on
mnie nie kocha.
- Skąd o tym wiesz? - zapytał prowokującym tonem. Nigdy nie lubił, kiedy płakała. - Wyjawił ci to?
- Nie słowami, tatusiu, ale... nigdy nie powiedział, że mnie kocha - broniła się płaczliwie.
- Porozmawiaj z nim. Nie pozwól, żeby przepaść między wami się powiększała.
Michelle odłożyła słuchawkę i wróciła myślami do swoich stosunków zMitchem, łatwego partnerstwa
między nimi a Joeyem, niezapomnianych godzin na plaży... Zupełnie nie wiedziała, co robić.
Siedziała i wpatrywała się niewidzą-cymi oczami w telefon.
- Porozmawiaj z Mitchem - radził jej ojciec i nagle zrozumiała. Właśnie tego chciała najbardziej na
świecie. Szansy, żeby z nim porozmawiać, powiedzieć mu, że go kocha i usłyszeć od niego, że ją
kocha i pożąda.
Drżącymi palcami wykręciła numer w Nowym Jorku, który miała zakodowany w pamięci, zanim
zdała sobie sprawę, że w Nowym Jorku jest prawie północ i nikogo nie będzie w biurze. Zniechęcona,
odłożyła słuchawkę i rzuciła się na łóżko z głębokim westchnieniem.
Z niecierpliwością oczekiwała rana, kiedy będzie mogła zadzwonić do Nowego Jorku i poprosić
Mitcha, żeby do niej przyjechał. Może ona mogłaby do niego pojechać?
* * *
Zaczął przebijać się różowo-purpurowy brzask, kiedy usiadła na łóżku i sięgnęła po telefon. W
Nowym Jorku była
156
ósma, ale w biurze Bendera nie było jeszcze nikogo. Spróbowała znowu o dziesiątej, ale sekretarka
powiedziała jej, że Mitcha nie było w Nowym Jorku. Nie wiedziała, gdzie jest szef i jakie ma plany.
Michelle wyczuła wahanie w głosie sekretarki i od razu stała się podejrzliwa.
- Próbujesz mnie zbyć? - zapytała niebezpiecznie spokojnym głosem. Była u kresu wytrzymałości. -
Jeśli tak, złotko - dodała naśladując akcent dziewczyny - radziłabym ci powiedzieć twojemu szefowi,
że jeśli chce, abym kontynuowała koncerty...
Sekretarka słyszała już o wcześniejszym zniknięciu Michelle. Przerwała jej chłodno, ale ostrożnie.
- Och, nie, panno D'Arcy. Nawet nie wiem, gdzie jest pan Bender... Nikt nie wie. - Zapewniła
Michelle, że jak tylko pan Bender z nią się skontaktuje, natychmiast powie mu, żeby zadzwonił do
Michelle.
Michelle zaczęła rozumieć, co Mitch zrobił i była za to na niego wściekła. Wiedział, że zadzwoni do
biura do Nowego Jorku i wymusi na sekretarce, żeby jej powiedziała, gdzie jest, dlatego dziewczynie
nie przekazał żadnych informacji.
Nie chce, żebym go znalazła, pomyślała, czując się całkowicie pokonana.
Michelle, od chwili gdy zaczęła przebierać się na scenę, próbowała przyjąć beztroską postawę, żeby
ukryć ból, ale ciągle dał się słyszeć w jej głosie, kiedy śpiewała. Chłopcy nazywali to zespół Hanka
Wiliamsa" - im gorzej się czuła psychicznie, tym lepiej śpiewała. Chociaż wszyscy odnosili z tego
korzyści, że przyciągała tłumy, przyjaciele zaczęli martwić się, iż staje się zbyt bierna.
Mitch nie pokazywał się już przez tydzień. Grali w Redwood City, gdy Michelle zaczęła podejrzewać,
że chłopcy coś knują. Nie były to zmartwione miny, ale wyglądali, jakby czekali na coś i rozważali jej
reakcję na to, co się
154
wydarzy. Nie wiedziała, co to będzie i oczekiwała tego z niepokojem.
Stało się. W czasie koncertu Michelle zobaczyła Mitcha i Joeya, idących ku niej, ubranych w
identyczne kowbojskie koszule i niebieskie dżinsy. Przerwała na sekundę piosenkę, a potem zaczęła
równocześnie śmiać się i płakać.
- Jak to diabelstwo zatrzymać? - zapytała do mikrofonu, gdy Mitch postawił Joeya tuż obok obrotowej
sceny. - Przyprawia mnie o zawrót głowy...
Otarła łzy wierzchem dłoni i pociągnęła nosem. Ktoś podał jej chusteczkę i zatrzymał platformę.
Przez chwilę, widząc Joeya, zupełnie nie zastanawiała się jak się tu dostał. Spojrzała na Mitcha, który
stał obok, bardzo z siebie zadowolony. Ukryła wściekłość na niego za wymuszonym uśmiechem,
wyciągnęła rękę i pomogła Joeyowi wejść na scenę.
- Cześć, kochanie - szepnęła, biorąc go w ramiona.
- Cześć, mamusiu - odpowiedział szczęśliwy i zarzucił jej mocno ramiona na szyję. Pozwolił się jej
całować, ale po chwili ją odepchnął.
- Jak minęła podróż, Joey? - zapytała ciepło.
- Zwietnie. I wiesz co? - zapytał. Podniecenie widoczne na twarzy mówiło, że już dłużej nie może
utrzymać cudownej tajemnicy.
Michelle się uśmiechnęła.
- Co? - Dumna mama chciała pochwalić się synem przed publicznością i przytrzymała mikrofon, żeby
mógł się nim posłużyć. Była pewna, że opowie, jak przyleciał ze stanu Washington prywatnym
samolotem i być może trzymał przez chwilę drążki sterownicze.
- Mam sekret - zaćwierkał radośnie. Michelle spojrzała na Mitcha, który wyglądał na zadowolonego z
siebie. - Moja mamusia wychodzi za mąż - oświadczył niewinnie - za
155
niego - wskazał palcem na Mitcha. - On rzeczywiście potrafi prowadzić samolot, prawda Mitch?
Michelle zesztywniała z wściekłości. Jak mógł w ten sposób wykorzystać syna?
Jej: - Nigdy!" było ostateczne, ale Mitch nie usłyszał tego, ponieważ zagłuszyły to owacje
publiczności.
Zespół zagrał marsza weselnego. Mitch stał z boku z nieszczęśliwym uśmieszkiem na twarzy, który
mówił jej, prawie jakby powiedział to słowami, że ją przechytrzył. Bez słów błagał, żeby się poddała z
godnością.
Ale czyż Michelle załatwia cokolwiek w prosty sposób? Rzuciła Mitchowi piorunujące spojrzenie, ale
zmusiła się do uśmiechu, kiedy brała mikrofon z rąk syna.
- Dzieci... Czyż nie są wspaniałe? - powiedziała do mikrofonu. Podniosła Joeya i posadziła go na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]