[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobą niewiele bagażu, zorientowała się, że będzie im tu bardzo ciasno.
Składany stolik wieszało się na ścianie, gdy nie był w użyciu. Po obu jego
stronach znajdowały się miękkie siedzenia, dosyć długie, by się na nich
położyć. Była tu również kuchenka dwupalnikowa, a w maleńkiej łazience
prysznic - ale nie zauważyła niczego do spania...
77
S
R
- Na noc rozkłada się stół - wyjaśnił Gil. - Wówczas z siedzeń robi się
łóżka. Nie ma między nimi wiele miejsca, ale wystarczy, aby wejść i wyjść. W
porzÄ…dku?
- Oczywiście - odrzekła, usiłując wykrzesać z siebie odrobinę
entuzjazmu. - A gdzie Perry? - zainteresowała się, gdy opuścili przyczepę.
- ZdrzemnÄ…Å‚ siÄ™ w samochodzie...
- Nie ma go tutaj!
Poszukiwania Perry'ego zostały wkrótce uwieńczone sukcesem. W
ogrodzie za domem delektował się lodami, którymi karmiły go dzieci.
- Biedne stworzenie - zauważyła jakaś kobieta. - Właściciel musi go
głodzić.
- Trzy krokiety to rzeczywiście głodowa porcja! - obruszył się Gil. -
Chodz, niewdzięczny psie!
Po kilku minutach, gdy wyjechali na drogę do Dellbrough, Perry głośno
chrapał na tylnym siedzeniu.
W Dellbrough zastali rozstawione namioty i stoły na kozłach. Jakiś
mężczyzna skierował ich na otwartą przestrzeń poza terenem kiermaszu i
wskazał miejsce do zaparkowania.
- Nazywam się Jack Hastings - przedstawił się, gdy wysiedli z
samochodu. - ReprezentujÄ™ radÄ™ miejskÄ…. Czy to miejsce wam odpowiada?
Staraliśmy się przygotować wszystko zgodnie z nadesłanymi instrukcjami.
- Zwietnie - ucieszył się Gil, rozglądając się wokół z aprobatą. - Z dala od
drzew i zabudowań... W porządku. Czy zbudowaliście rusztowanie?
- Jutro będzie gotowe. Ma pan dokładny plan całego widowiska?
Gil wyciÄ…gnÄ…Å‚ kartkÄ™ papieru pokrytÄ… tajemniczymi liniami i zawijasami.
- To tak wygląda... - zaczął tłumaczyć.
78
S
R
Jane wzięła Perry'ego na smycz i udała się na rekonesans. Wkrótce
znalazła niewielki pasaż handlowy i w jednym ze sklepów kupiła miski dla
Perry'ego, puszki z pożywieniem, twarde ciasteczka i gumową piłkę. Teraz
mogła skoncentrować się na jedzeniu dla siebie i Gila. Gdy wcześniej zajrzała
do lodówki, odkryła poważne braki w zapasach.
Kiedy wróciła po upływie pół godziny, okazało się, że dwaj mężczyzni
nadal pogrążeni byli w rozmowie na fachowe tematy. Jane przystanęła z boku i
zafascynowana przyglądała się Gilowi. Wiedziała już, że podczas pokazu
zachowywał się jak dyktator, ale teraz dostrzegała w nim jeszcze inny rys...
Wydawał polecenia cichym głosem, jak ktoś przyzwyczajony do rządzenia.
Stanowiło to ostry kontrast z błazeńskim wizerunkiem, który na co dzień
prezentował światu. Raz jeszcze skonstatowała, że tkwi w nim wiele tajemnic.
- Zjemy teraz kolację - zaproponowała, gdy Jack Hastings wreszcie sobie
poszedł.
- Poczekaj jeszcze chwilę - powiedział, cały czas zerkając na kartkę
papieru. - Chciałbym ci coś pokazać...
Jane i Perry wymienili spojrzenia, a potem postÄ…pili krok do przodu.
- Jesteśmy głodni - powiedziała bardzo stanowczo Jane.
- W takim razie poddaję się - odrzekł zrezygnowanym tonem. - Ale
właściwie nie mamy nic do jedzenia. Muszę dopiero iść coś kupić...
- Jest mnóstwo jedzenia - wtrąciła pospiesznie. - Jak myślisz, gdzie
byłam przez ostatnie pół godziny?
- Nie było cię tutaj? - wyjąkał zaskoczony.
- Zobacz, nawet nie zauważył naszej nieobecności - poskarżyła się Jane
psu. - Co ty na to? - Perry westchnÄ…Å‚ z wyraznym smutkiem. - Zgadzam siÄ™ z
tobą w zupełności - powiedziała z naciskiem.
79
S
R
- Przepraszam... - Gil uśmiechał się pod nosem, idąc za Jane do
przyczepy. - Co mogę teraz zrobić, żeby się zrehabilitować?
- Nakarm psa - powiedziała, rozpakowując prowiant. - A ja przygotuję
coÅ› dla nas.
Wszystko szło zgoła inaczej niż powinno, myślała z rozpaczą, gdy już
siedzieli przy stole. Powinni popijać teraz wino, patrząc sobie w oczy...
Owszem, Gil uśmiechał się do niej przyjaznie, pochwalił stek, ale rozmowa
obracała się wyłącznie wokół pokazu, a wszystkie nowe pomysły, które
przychodziły mu do głowy, natychmiast zapisywał, w obawie, by ich nie
zapomnieć.
Jane dała się wciągnąć w. rozmowę, ale w głębi serca czuła
rozczarowanie. Nie przyjechała tu dla fajerwerków... Zrobiła to przecież dla
Gila! A on wydawał się teraz tak bardzo obcy...
Po kolacji pozmywał i posprzątał, a potem pokazał jej, gdzie jest pościel.
- Wyjdę z Perrym na krótki spacer - rzucił zdawkowo. - Tymczasem...
możesz się rozebrać. No, chodzmy, piesku!
Jane była sfrustrowana. Zamiast romantycznie i ekscytująco zarazem -
sztuka po sztuce zdejmować z niej ubranie - Gil po prostu się ulotnił! Z
niechęcią przystąpiła do słania łóżek, wyładowując złość na poklepywaniu
poduszek.
W jednej z szuflad znalazła spis wyposażenia i instrukcję obsługi
przyczepy; między innymi opisano tam szczegółowo, jak z dwóch łóżek zrobić
jedno podwójne. To naprawdę nie wymagało wysiłku. Ale Gil, jakby
specjalnie, schował instrukcję głęboko do szuflady. Zaciskając zęby, Jane
wcisnęła ją tam z powrotem i z takim hukiem zasunęła szufladę, że odpadła
rÄ…czka.
80
S
R
Gdy Gil wrócił, leżała już w łóżku z zamkniętymi oczami. Rozbierał się
dyskretnie i po cichu, gdy nagle Perry zaczął szczekać, usiłując wydostać się z
przyczepy. W końcu Gil wyszedł z nim ponownie na zewnątrz. Niebawem
wrócił sam, położył się do łóżka i zgasił światło.
- Co się stało z Perrym? - zaniepokoiła się Jane.
- Rozłożyłem mu koc pod przyczepą. On woli świeże powietrze.
- Nie ucieknie?
- Przywiązałem smycz do przyczepy. Wygodnie ci?
- Doskonale, dziękuję,
- W takim razie dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedziała niemal z urazą.
Jane obudziła się, czując na sobie ucisk ciężkiego, ciepłego ciała.
Otworzyła oczy i napotkała pełne uwielbienia spojrzenie swego nowego
przyjaciela.
- Cześć - wymamrotała, gładząc psa po głowie. - Myślałam, że śpisz na
dworze. - Perry tylko westchnął głęboko i przytulił się do niej jeszcze mocniej.
- Nie mogę pozwolić, byś nabrał takiego zwyczaju - poinformowała go
stanowczo, po czym narzuciła szlafrok i wyszła na dwór.
Było jeszcze bardzo wcześnie. Słońce dopiero co wstało, ziemię
pokrywała rosa, a w powietrzu czuło się rześki chłód. Jej ukochany Gil, ubrany
tylko w spodnie od piżamy, skakał boso na wilgotnej trawie, raz po raz
wyrzucając ramiona w niebo, jakby chciał objąć nimi cały świat.
Perry pogalopował ku niemu, szczekając radośnie, i po chwili obaj
podskakiwali obok siebie, robiąc wiele hałasu. Gil, ujrzawszy Jane, podbiegł
ku niej w podskokach.
- Spójrz tylko! - zawołał, wskazując na pole. - Czyż nie jest cudowne?
- To tylko pole - oświadczyła z uśmiechem.
81
S
R
- Tylko pole? A gdzie twoja wyobraznia? To tak, jakbyś powiedziała
malarzowi, że płótno to tylko kawałek materiału. To jest moje płótno! Tu będę
malował moje obrazy. - Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.
- Daj spokój, Gil, mam bose stopy! - usiłowała się bronić.
Wtedy podniósł ją do góry i tak długo kręcił się z nią w kółko, aż poczuła
zawrót głowy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]