[ Pobierz całość w formacie PDF ]

go domu. Chwyciła przybory toaletowe i ubranie i po-
szła do łazienki.
Pół godziny później odzyskała już samokontrolę i by-
ła gotowa do wyjścia. Spakowała rzeczy, zostawiając
tylko ubrania dla Stephanie, i wyniosła torbę pod drzwi.
– Wychodzisz bez śniadania? – zapytał Stephen.
– Tak. – Spojrzała mu w oczy. – Muszę jeszcze
wstąpić po drodze do domu. – Na jej twarzy pojawił się
wymuszony uśmiech. – Dziękuję ci za gościnność.
– Cała przyjemność po mojej stronie, ale przypomi-
nam ci, że to ty nalegałaś, żeby tutaj zostać.
– To było konieczne – mruknęła ze zniecierpliwie-
niem. – Przepraszam, Stephen – dodała po chwili, umy-
kając wzrokiem w bok.
– Nie musisz przepraszać. Nie powinienem być
DZIEWCZYNA Z OBRAZU
93
uszczypliwy. W końcu przez całą noc krążyłaś tam
i z powrotem, żeby pilnować naszego powrotu do
zdrowia.
– Nie nazwałabym tego w ten sposób.
– Ależ tak. Zmusiłaś mnie, żebym zażył salbutamol.
Dopóki tego nie zrobiłaś, myślałem, że nie jest mi
potrzebny. Ale przekonałem się, jak dobrze mi zrobił.
Wziąłem następną dawkę o czwartej rano.
– To dobrze. A teraz pożegnam się tylko ze Ste-
phanie i już mnie nie ma.
– Odwiozę cię – zaproponował.
– Nie! – wykrzyknęła. – Przejdę się. To niedaleko.
– Nicolette, jest zimno – przekonywał.
Spojrzała w dół.
– Ce n’est pas bon – mruknęła, po czym ponownie
popatrzyła mu w oczy. – Nic mi nie będzie – dodała.
– Dzięki za propozycję, ale muszę iść.
Dlaczego powiedziała, że to niedobrze, zastanawiał
się Stephen, tłumacząc z francuskiego słowa, które wy-
mamrotała. Czy miała na myśli fakt, że musi pójść pieszo
do domu, czy fakt, że starała się zwalczyć pożądanie tak
samo usilnie jak on to robił? Wciągnął powietrze w płuca,
podniecony myślą, że to było wzajemne, ale w tej samej
chwili uświadomił sobie, że muszą wytrwać w swym
postanowieniu. Zwalczanie pożądania jest słuszne, jeśli
oboje mają pozostać szczęśliwi i zrównoważeni.
– Nie zapomnij rękawiczek – mruknął, podnosząc je
z podłogi.
– Dzięki, nie zauważyłam, że wypadły. – Nicolette
uśmiechnęła się z wysiłkiem. – Zostawiłam na twoim
łóżku trochę rzeczy dla Stephanie. Nie masz nic prze-
ciwko temu?
94
LUCY CLARK
– Skądże. Jestem ci wdzięczny za to, co dla niej
robisz. – Byli dla siebie tak uprzejmi, że brzmiało to
wręcz komicznie. – Nie pośliźnij się. Uważaj.
– Postaram się.
Nigdy jeszcze z taką ulgą nie wychodziła z żadnego
miejsca. Przeszła przez ulicę, cały czas rozmyślając
o minionej nocy i poranku. Co by zrobiła, gdyby ją
pocałował? Oczywiście odwzajemniłaby ten pocałunek.
Właśnie dlatego nie mogła pozwolić, by ją odwiózł do
domu. W ograniczonej przestrzeni samochodu ich emo-
cje tylko by się nasiliły, a powinni trzymać je na wodzy.
Rześkie powietrze poranka rozbudziło ją, studząc rów-
nocześnie nieco pożądanie, jakie w niej budził Stephen.
Nie potrzebuje przygody z kimś, z kim w najbliższej
przyszłości chce pracować. Musi zachowywać się jak
profesjonalistka, gdyż gorzkie doświadczenia z przeszło-
ści nauczyły ją, by nie łączyć pracy z życiem osobistym.
Nietrudno było unikać Stephena przez następne dwa
tygodnie, choć ilekroć spotykała się ze Stephanie, cała
zamieniała się w słuch, gdy przyjaciółka wspominała
jego imię.
Stephanie doszła do siebie, a po tygodniu spędzonym
u brata przeniosła się do domu należącego do jednego
z przyjaciół, który przebywał czasowo w Sydney.
– Na ogół go wynajmuje, kiedy wyjeżdża, ale ponie-
waż pośrednik nie znalazł jeszcze najemcy, powiedział,
że mogę tam mieszkać, jak długo zechcę.
– Wspaniale – ucieszyła się Nicolette. – Kupiłaś już
coś do ubrania?
– Ależ tak. Stephen zawiózł mnie na dwa dni do
Sydney i kupowałam do upadłego. To świetna terapia.
DZIEWCZYNA Z OBRAZU
95
– To też? Te zielone włosy? – Nicolette zakrztusiła
się ze śmiechu.
– Nie lubisz jasnej zieleni? – Stephanie przeciągnęła
palcami po włosach ściętych na pięć milimetrów, które
rzeczywiście były zielone.
– To takie... w twoim stylu – przyznała Nicolette
z wahaniem.
Stephanie roześmiała się. Jak to dobrze, że przyja-
ciółka znowu jest wesoła, pomyślała Nicolette.
– Oho, szpital mnie wzywa – rzekła Stephanie, zer-
kając na pager. – Na pewno chodzi o grafik na przyszły
tydzień.
– A kiedy przyjedzie nowy ordynator? – spytała
Nicolette.
– W sobotę. Ostatni raz robię ten koszmarny grafik.
Nicolette tylko kiwnęła głową. Była niemal pewna, że
Stephen poprosił siostrę, by nie wyznaczała im wspólne-
go dyżuru, ponieważ przez ostatnie dwa tygodnie ani razu
się z nim nie spotkała. Sama nie wiedziała, czy to powód
do zadowolenia, czy rozczarowania, więc zmusiła się, by
myśleć o czymś innym. Nie rozmawiali już na temat jej
przyszłej pracy u niego, toteż zaczęła się zastanawiać,
czy czasem nie zmienił zdania. Zdawała sobie sprawę, że
jeśli ją zatrudni, będą się widywać codziennie, i zaczęła
się stopniowo do tego przygotowywać. Problem w tym,
że wciąż o nim myślała i śniła, a od dnia pożaru domu
Stephanie budziła się z myślą o tym, by znowu poczuć
jego pocałunki. To było absolutnie niedorzeczne.
– Tak czy owak, dobrze było chwilę pogadać. – Ste-
phanie odstawiła kubek po kawie i wstała. – Lepiej
wrócę do szpitala i dowiem się, czego administracja
ode mnie chce. Och, byłabym zapomniała – dodała,
96
LUCY CLARK
wyjmując z torebki dużą kopertę. – Stephen prosił,
żebym ci to przekazała. Chciał sam to zrobić, ale powie-
działam, że skoro mamy się spotkać, to mogę wystąpić
w roli kuriera.
– Eee... dzięki, kurierko. – Nicolette obracała w ręku
kopertę, nie wiedząc, czy chce ją otworzyć. – Co to jest? [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl