[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ny, niedbały krok. Trzeci szczegół, to guzik. Jedyny jasny guzik na samej górze
płaszcza. Pozostałe powinny być w ciemnym kolorze. Jezu, zupełnie nie mógł go
dojrzeć. W dodatku na drugim końcu skweru pojawił się milicjant i ruszył w ślad
za marynarzem.
Serce Winthropa zabiło mocniej, ale w dalszym ciągu szedł tym samym kro-
kiem. Stało się. Nieprzewidziany czynnik zrujnował wszystkie plany, uniemożli-
wił kontakt. Winthrop czuł nerwowe mrowienie na plecach. Czy policjant śledził
Gorowa? Nic na to nie wskazywało. Wszystko odbywało się zbyt otwarcie. Wez
się w garść, człowieku! Helsinki, Finlandia bezpieczeństwo są tylko sto
mil stąd. Ta myśl niewiele pomagała, gdy Harvey Winthrop zbliżał się do idące-
go w jego stronę marynarza. Równie dobrze mógłby się znajdować w Kijowie,
w sercu Ukrainy, skąd właśnie przyjechał Gorow po spotkaniu ze swoim bratem
Michaiłem.
Z każdą minutą zapadał coraz gęściejszy mrok. Marynarz zbliżał się, za nim
22
szedł milicjant w granatowym płaszczu, ciągle w tej samej odległości około pięć-
dziesięciu jardów.
Czy to znów przypadek, że milicjant szedł takim samym spacerowym krokiem
jak Piotr Gorow? Jeżeli to był Gorow. Winthrop ciągle nie mógł dojrzeć guzika.
Widział już czerwoną opaskę na milicyjnej czapce z daszkiem, ale nie widział
cholernego guzika. Marynarz mężczyzna, przed trzydziestką patrzył prosto
przed siebie, a Winthrop miał wrażenie, że dostrzegł stężałe mięśnie jego szczęk
znamionujące najwyższe napięcie. Biedaczysko, musi być bliski załamania. Nie
był przygotowany do znoszenia tego rodzaju presji. Wreszcie Winthrop ujrzał ja-
śniejszy guzik na samej górze płaszcza.
Winthrop poślizgnął się przed samym frontem pomnika Lenina, tuż obok ma-
rynarza, za którym w odległości pięćdziesięciu jardów posuwał się milicjant.
Przewracając się Amerykanin wypuścił spod pachy kolorowy katalog, który otwo-
rzył się na reprodukcji obrazu Rubensa, ciemniejącej na śniegu jak krwawa pla-
ma. Katalog był elementem identyfikacyjnym. W najbardziej naturalny na świecie
sposób marynarz zatrzymał się i, podczas gdy Winthrop próbował stanąć na nogi,
powiedział szybko i cicho po rosyjsku:
Wyrusza 20 lutego do amerykańskiej stacji badawczej Target numer 5. . . 20
lutego. . . powtórzył datę jeszcze ciszej i Winthrop zorientował się, iż Rosjanin
obawiał się dwóch możliwości: że Amerykanin nie dosłyszy decydującej daty
oraz że może usłyszeć ją milicjant.
Winthrop zdołał się podnieść i otrzepywał śnieg z płaszcza. Marynarz wzru-
szył ramionami, jakby na znak, że ludziom ciągle zdarzają się małe nieszczęścia
w taką pogodę i ruszył swoją drogą przez skwer w kierunku Newskiego Prospek-
tu i dalej do doków w dole. Winthrop podniósł katalog, spróbował iść, ale mocno
utykał, więc oparł się o ogrodzenie pomnika. Milicjant podszedł do niego i zapytał
po rosyjsku: Może pan iść? Daleko pan idzie?
Wszystko w porządku. Chyba tylko skręciłem nogę w kostce, ale wszyst-
ko w porządku. Winthrop celowo odparł po angielsku. Nikt nie wie, że ro-
zumie choć słowo z języka rosyjskiego. Nikt, oprócz Gorowa, który zdążył już
opuścić skwerek. Milicjant przyglądał mu się bez zainteresowania, gdy Winthrop
uśmiechnął się boleśnie. Naprawdę skręcił nogę.
Mieszkam w hotelu Europa dodał, pragnąc pozbyć się natręta. Mach-
nął ręką w odpowiednim kierunku. Niedaleko stąd. Uśmiechnął się znowu
i wolno ruszył drogą, którą przyszedł.
Ostrożnie kuśtykał przez skwer, teraz już nie na żarty obawiając się, że się
przewróci. Musiał po prostu wrócić do hotelu, a jego umysł, mimo bólu, praco-
wał na pełnych obrotach. Być może ta skręcona kostka pomoże mu wydostać się
z Rosji.
Miał wylecieć do Helsinek pojutrze wczesnym niedzielnym rankiem. Ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]