[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Masz tupet, dziewczyno - zwrócił się do Cassie. - Można by pomy-
śleć, że o niczym innym nie myślicie, tylko o tym, jak by mi tu dogo-
dzić. A to przecież ja musiałem was zdopingować. Ale nic, lubię zdol-
nych ludzi. Z takimi tylko pracuję. Szykujcie się: wkrótce dostaniecie
nowe zlecenie.
A więc odnieśliśmy zwycięstwo nad siłami ignorancji i złego gustu! -
powiedziała sobie w duchu Cassie. I obronili pozycję firmy. Uratowali
też pewnie swoje posady. Niezle jak na jeden tydzień. Dla niej samej w
tym tygodniu też wiele się zdarzyło.
Po powrocie do agencji czekała ich jeszcze jedna wiadomość: córecz-
ka Toma Garnetta ma się dobrze, waży trzy i pół kilograma. Słowem,
same dobre nowiny.
Kiedy została w pokoju tylko z Charliem, padli sobie w ramiona.
- I co, zadowolona?
- Chyba tak: udało mi się znokautować pewnego faceta, obronić posadę,
wyrobić sobie opinię osoby zdolnej i na dodatek przebojowej, to chyba
niezle? - Roześmiała się, poprawiając mu koszulę. - A miałam się nie
spieszyć... - dokończyła, zawieszając głos.
- Czy ja dobrze rozumiem? JakieÅ› pretensje?
- %7ładnych - odpowiedziała, zamykając mu usta pocałunkiem.
ROZDZIAA 8
Kelnerzy bezszelestnie krążyli po przyciemnionej sali, pianista leniwie
grał pasaże z powracającym jak echo refrenem, jakby chciał zahipnoty-
zować siedzących przy stolikach gości.
Charlie stuknÄ…Å‚ kieliszkiem w kieliszek Cassie.
- Za naszą małą rocznicę! To już sześć tygodni! - podkreślił, zagląda-
jąc jej w oczy. - Może dla kogoś innego nie jest to imponująco długi
okres - powiedział, widząc uśmiech Cassie. -Ale dla mnie jest.
- Przyznaję, że świetnie sobie radzisz w tej roli. Nie mogę się skarżyć.
- Cassie usiłowała przybrać wyraz powagi.
Cały niemal koniec kwietnia i początek maja spędzili razem, jak pa-
pużki nierozłączki. Okazja po temu nastręczyła się sama: znowu pra-
cowali przy wspólnym projekcie. Również Charlie-mu, który jeszcze
kilka miesięcy temu uznałby taki rodzaj więzi za nazbyt dla siebie nie-
bezpieczny, ta sytuacja nie tylko wydawała się najzupełniej normalna,
ale nawet sprawiała mu przyjemność. Mógł teraz stale cieszyć się jej
obecnością.
- Za powolny rozwój wydarzeń. - Wzniósł kieliszek powtórnie.
Cassie upiła nieco ze swego kieliszka, a potem spojrzała na niego
uważnie.
- Może jest jednak nazbyt powolny. Nie uważasz? Spędzali ze sobą tyle
czasu: na rozmowie, na spacerach, w restauracjach, ale w ciÄ…gu wszyst-
kich tych tygodni nie kochali siÄ™ ani razu.
Oczy Charliego pociemniały, ale nie odpowiedział nic Choć raczej
umarłby, niż przyznał się do tego, czuł jakiś strach. Dlatego sam nie
robił niczego, żeby to przyśpieszyć. Przeciwnie, odwlekał i ta gra na
zwłokę sprawiała mu dziwną przyjemność. Wiedział, że Cassie nie jest
kobietą, która lekko traktuje takie rzeczy, teraz z zaskoczeniem przeko-
nywał się, że on myśli podobnie.
Cassie nie spuściła z niego spojrzenia.
- Chodzmy dzisiaj do ciebie, Charlie - powiedziała wolno. Charlie po-
czuł, że serce zaczyna mu bić szybciej.
- Mam w domu straszny bałagan.
Na Cassie jego ostrzeżenie nie zrobiło jednak wrażenia.
- Nie szkodzi.
Jak na komendę wstali od stolika. Charlie położył banknot przy prawie
pełnym kieliszku i wyszli w wiosenną noc. Prowadził ją, obejmując
ciasno. Zmieli siÄ™ i dowcipkowali, ale oboje czuli zdenerwowanie. Dla
Cassie była to radosna niepewność, ale Charliego trawił nie znany mu
dotąd niepokój, z którym nie bardzo potrafił sobie poradzić, i to odbie-
rało mu pewność siebie.
- Wyciągnęłam cię tak nagle... Może jednak zajdziemy gdzieś po dro-
dze na kolację? Aż tak bardzo się nie spieszę - powiedziała z uśmie-
chem.
- Ja już zacząłem się spieszyć - odparł i zamachał na przejeżdżającą
taksówkę.
W taksówce zaczął ją całować. Nigdy dotąd nie całowała się w tak-
sówce, ale teraz nie wzbraniała się przed tym.
Wcale nie miałam ochoty na kolację - powiedziała, wtulając się w jego
ramię po kolejnym pocałunku.
- Och, Charlie! - wykrzyknęła, gdy przekroczyła próg jego mieszkania.
- Co tu się stało?
Bałagan to nie było słowo, które oddawało właściwie stan rzeczy.
Charlie uśmiechnął się przepraszająco.
- Kobieta, która tu sprzątała, zdaje się, złożyła mi wymówienie. Nie
wiem dlaczego, ale nie pojawiła się od dwóch tygodni. - Wzruszył ra-
mionami i podniósł z podłogi skarpetkę. Drugiej nie było widać. Nie
bardzo wiedząc, co z nią zrobić, włożył ją do kieszeni. Cassie spojrzała
na niego spod oka.
- Może kobieta, która tu sprząta, wcale nie złożyła wymówienia. Może
leży gdzieś tutaj, pogrzebana pod stertami tego wszystkiego. - Bezrad-
nie machnęła ręką, rozglądając się po pokoju.
- Znowu uparłaś się, żeby ze mnie żartować? Ostrzegałem cię, że moja
cierpliwość ma swoje granice.
- Co ty powiesz? A czym mi to grozi?
Zamknął jej usta pocałunkiem, a potem uwięził ją w mocnym uścisku.
- Naprawdę nie przeszkadza ci ten bałagan? - szepnął jej we włosy.
- No cóż... - Rozejrzała się dookoła. Pomimo panującego nieporządku
samo mieszkanie i sposób, w jaki było urządzone, podobały jej się.
Przestronne wnętrze pełne zakamarków, z dużymi oknami wychodzą-
cymi na zarośnięty chwastami ogródek, podłogą z desek pomalowanych
na mat, stare, wyszperane na targu staroci meble - wszystko to sprawia-
ło miłe wrażenie.
Wzięła go za rękę i pociągnęła na tapczan, zarzucony stertą gazet i
czasopism. Widać było, że nie pełni roli jego łóżka, lecz raczej legowi-
ska. Uśmiechnęła się dostrzegając, jak Charlie dyskretnie usiłuje scho-
wać za siebie but wystający spod jednej z gazet.
- Jesteś moim dobrym duchem. Szukałem tego buta od tygodnia - wyja-
śnił, dostrzegając jej spojrzenie.
Patrząc mu prosto w oczy, zagryzła lekko wargi i pchnęła go zdecy-
dowanym ruchem w tył. Leżał teraz wsparty na łokciu i przyglądał się
jej ze zdziwieniem. Oto jeszcze jedna Cassie Armstrong, której nie znał.
- Tylko, proszę, obchodz się ze mną delikatnie.- spróbował zażartować.
- Akurat!
Charlie westchnął i przełknął ślinę.
Pochyliła się nad nim i systematycznie zaczęła rozpinać guziki jego
koszuli.
Co za kobieta! - pomyślał. Leżał i czekał cierpliwie na bieg wypad-
ków. Sytuacja rozwijała się w bardziej ekscytujący sposób, aniżeli się
spodziewał. Kiedy jednak pochyliła się, by rozpiąć ostatni guzik, nie
mógł się oprzeć chęci dotknięcia jej. Wyciągnął rękę i pogłaskał Cassie
po policzku. Ześlizgnął się dłonią po jej szyi, rozpiął najwyższy guzi- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl