[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ludzie widzieli tam duchy?
Twierdzą, że widzieli i słyszeli różne niesamowite rzeczy po tym, jak zginęli
właściciele.
Zginęli?
Zostali zamordowani.
Cała rodzina?
Cała siódemka.
Kiedy to się stało?
Dwadzieścia lat temu.
Kto ich zabił?
Ojciec.
Pan Kingman?
Pewnej nocy oszalał i porąbał wszystkich, gdy spali.
Porąbał? Colin z wysiłkiem przełknął ślinę.
SiekierÄ….
Znów siekiery! pomyślał Colin.
Przez chwilę jego żołądek wydawał się istotą żyjącą samodzielnie, ponieważ ślizgał się,
podskakiwał i skręcał raz za razem, jakby chciał gwałtownie opuścić ciało Colina.
Opowiem ci o wszystkim, gdy już tam dotrzemy powiedział Roy. Chodz.
Poczekaj chwilę Colin próbował zyskać na czasie. Mam zabrudzone okulary.
Zdjął szkła, wyciągnął z kieszeni chusteczkę i starannie wytarł grube soczewki. Roya
widział jeszcze dość dobrze, ale wszystko poza nim, wszystko, co znajdowało się w
odległości większej niż pięć stóp, było zamazane.
Pospiesz siÄ™, Colin.
Może powinniśmy poczekać do jutra?
Tak długo zamierzasz czyścić te swoje cholerne okulary?
Chodzi o to, że za dnia zobaczymy więcej.
Wydaje mi się, że nawiedzone miejsca lepiej oglądać w nocy.
Ale w nocy niczego nie zobaczymy.
Boisz się? Roy przyglądał mu się przez parę sekund.
Czego?
Duchów.
Oczywiście, że nie.
Wygląda na to, że tak.
No... to jednak trochę głupie plątać się w takim miejscu po ciemku, głuchą nocą,
rozumiesz.
Nie. Nie rozumiem.
Nie mówię o duchach. Chodzi o to, że nie jest zbyt bezpiecznie w środku nocy
buszować po rozpadającym się domu.
Masz pietra.
Jeszcze czego.
Udowodnij, że nie masz.
Dlaczego miałbym cokolwiek udowadniać?
Chcesz, żeby twój brat krwi miał cię za tchórza?
Colin milczał. Wiercił się niespokojnie.
No chodz! powiedział Roy.
Wsiadł na rower i wyjechał z pustej stacji, kierując się na północ. Nie obejrzał się za
siebie.
Colin stał przy automacie z napojami. Sam. Nie lubił być sam. Zwłaszcza w nocy.
Roy był już przy następnej przecznicy i wciąż się oddalał.
Cholera powiedział Colin. Poczekaj na mnie! krzyknął i wdrapał się na swój
rower.
10
Ostatni stromy odcinek ulicy pokonali na piechotę, prowadząc rowery. Na wzgórzu
majaczył opuszczony, zniszczony dom. Z każdym krokiem Colin czuł się coraz mniej pewnie.
To naprawdę wygląda jak nawiedzone pomyślał.
Dom Kingmana z całą pewnością znajdował się w granicach Santa Leona, był jednak
oddzielony od reszty miasta, jakby nikt nie chciał ryzykować mieszkania w jego pobliżu. Stał
na szczycie wzgórza i sprawował pieczę nad obszarem o powierzchni pięciu czy sześciu
akrów. Przynajmniej połowę tego terenu stanowił niegdyś zadbany ogród, ale już dawno temu
całą tę okolicę pokryło zielsko i chwasty. Północny odcinek Hawk Drive kończył się ślepo
szerokim placem przed posiadłością Kingmana, a ponieważ nie było tu już latarni, stare
domostwo wraz z zachwaszczonym terenem otulały głębokie cienie, rozpraszane
gdzieniegdzie przez blask księżyca. Niżej na wzgórzu, po obu stronach ulicy, przysiadły
nowoczesne domy, zaprojektowane w stylu kalifornijskim, czekajÄ…ce ze zdumiewajÄ…cÄ… wprost
cierpliwością na obsunięcie ziemi czy kolejną falę wstrząsów od strony San Andreas Fault.
Górną część wzgórza zajmowała tylko posiadłość Kingmana. Zdawało się, że dom trwa w
oczekiwaniu na coś o wiele bardziej przerażającego, coś znacznie gorszego niż trzęsienie
ziemi.
Budynek był zwrócony fasadą w stronę miasta, położonego niżej, i morza, niewidocznego
nocą, chyba że oglądanego jak negatyw jako rozległa plama czerni. Był ogromną,
rozpadającą się ruderą, imitującą styl wiktoriański: ozdobioną przesadną liczbą kominów,
szczytów i poręczy. Burze pozrywały dachówki. Ozdobny gzyms był popękany, a w
niektórych miejscach nie było go w ogóle. Okiennice, jeśli przetrwały, zwisały
przekrzywione, zaczepione na pojedynczym zawiasie. Biała farba wyblakła. Drewniana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]