[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Prychnęła, podniosła słuchawkę i nacisnęła brzęczyk in-
terkomu. Po dziesięciu sekundach Tru został uprzejmie
odprowadzony długim korytarzem do mahoniowych
drzwi. Marshall powitaÅ‚ go na stojÄ…co, z uÅ›miechem ocze­
kiwania na rumianej twarzy.
- Hallihan! - zawoÅ‚aÅ‚. - MiÅ‚o ciÄ™ widzieć. ProszÄ™, sia­
daj. Czy Louise ma przynieść coś do picia?
Tru byÅ‚ pewny, że Marshall zaraz skoÅ„czy z uprzejmo­
ścią. Na pewno nie zadowolą go wyniki śledztwa. Istniała
jednak szansa, że siÄ™ z nimi pogodzi, a może nawet zrezyg­
nuje z mieszania się do małżeństwa córki.
Rzucił raport na biurko.
- Nie mam czasu na kawę - oświadczył. - Oto raport.
Niczego nie znalazłem. O ile się zorientowałem, pański
zięć nie zdradza żony.
Twarz Marshalla stężała. Usiadł za biurkiem i patrzył na
Hallihana świdrującym wzrokiem.
- WynajÄ…Å‚em ciÄ™ do konkretnego zadania, Hallihan.
Wynająłem cię, żebyś znalazł dowody.
- Jeśli sugeruje pan, że powinienem je sfabrykować, to
zle pan trafił.
- Właśnie widzę - odparł gorzko Marshall.
Tru oparł się o wypolerowany blat biurka.
Anula & Irena
scandalous
- Jestem profesjonalnym detektywem, panie Marshall,
i chociaż w branży działa wielu nieuczciwych ludzi, ja do
nich nie należę. ProsiÅ‚ pan o Å›ledzenie Ellisa Stone'a i wy­
konałem zlecenie. Nie znalazłem niczego świadczącego
o niewiernoÅ›ci małżeÅ„skiej. A za dwadzieÅ›cia tysiÄ™cy dola­
rów nie zrezygnuję z zasad etyki zawodowej.
- Skoro nie chcesz dwudziestu tysięcy dolarów, na
pewno znajdÄ™ kogoÅ›, kto nie pogardzi takÄ… sumÄ….
- CoÅ› panu poradzÄ™, Simon. Niech pan siÄ™ trzyma z da­
leka od córki i jej męża. Ellis to dobry człowiek i kocha
pańską córkę. Oby Marianne nie musiała wybierać między
nim a panem, bo może podjąć decyzję, która pana nie
ucieszy.
Tru odwrócił się i ruszył do drzwi, ale zatrzymały go
słowa Marshalla.
- A ja myÅ›laÅ‚em, że dasz sobie radÄ™ z tÄ… sprawÄ…. Przy­
znaj się, to twoja porażka, co?
- MiaÅ‚ pan szczęście wynajmujÄ…c wÅ‚aÅ›nie mnie. Je­
stem najlepszy. Jestem uczciwy i zrobiłem kawał dobrej
roboty dla pana. - Tru otworzył drzwi. - A tak przy okazji,
na pana miejscu zwolniÅ‚bym strażnika z parteru. Zainwes­
towałbym też w kamery w holu i w windzie. Natomiast
kiedy sekretarka prowadziÅ‚a mnie do pana, zostawiÅ‚a kom­
puter bez opieki. Dobry programista w sekundę włamałby
siÄ™ do bazy danych. Szef ochrony pana firmy wyraznie nie
zna się na rzeczy. No cóż, to pańska porażka, prawda?
ObrzuciÅ‚ spojrzeniem oszoÅ‚omionego Simona Marsha­
lla i wyszedł. Słyszał, że tamten go jeszcze woła, ale się
nie zatrzymaÅ‚. WrÄ™czyÅ‚ tylko recepcjonistce swojÄ… wizy­
tówkę.
- Pan Marshall spyta o mój numer telefonu. Proszę po-
Anula & Irena
scandalous
wiedzieć, że będę w biurze jutro rano. Omówimy problemy
bezpieczeństwa jego firmy.
Caroline przespacerowaÅ‚a siÄ™ wzdÅ‚uż ciasnej gardero­
by, patrzÄ…c na swoje stopy w czarnych butach nabijanych
ćwiekami.
Aurora, z nieodłączną talią tarota w rękach i z nogami
przewieszonymi przez porÄ™cz fotela, przyglÄ…daÅ‚a siÄ™ kryty­
cznie przyjaciółce.
- Nie możesz ich włożyć - oceniła. - Nie pasują.
- Nieważne. Chcę je włożyć. Muszę je włożyć. Teraz
wybierz mi odpowiednie ubranie. Przyniosłam cały ich
stos.
- Ależ, Caroline, do tych butów pasowaÅ‚aby tylko ob­
cisła skóra i siatkowe pończochy. Nie możesz się tak ubrać
do telewizji.
- Carly Lovelace wÅ‚ożyÅ‚aby te buty-wyjaÅ›niÅ‚a Caroli­
ne. - Jestem Carly Lovelace, więc je włożę.
- W takim razie czerwony kostium - poradziła Aurora.
- Czerwony? NaprawdÄ™ tak sÄ…dzisz?
- Naprawdę! A teraz ubierz się i odpręż. Udziela mi się
twoje zdenerwowanie.
- Wyglądam na zdenerwowaną? - spytała Caroline
z rozpaczÄ… w gÅ‚osie. - Nie chcÄ™ wystÄ™pować w takim sta­
nie. Czuję się zdenerwowana. Nie powinnam czuć się zde-'
nerwowana. Jestem dobrze przygotowana. Przeprowadzi­
Å‚am wywiad z zaproszonÄ… parÄ…, wiem dokÅ‚adnie, co po­
wiem i,..
- Siadaj!
Caroline posłusznie osunęła się na krzesło i zerknęła na
przyjaciółkę.
Anula & Irena
scandalous
- Powiedziałam kilkorgu pacjentom o programie -
przyznaÅ‚a, strzepujÄ…c z rÄ™kawa nie istniejÄ…cy pyÅ‚ek. - Po­
prosili, żebym nie rezygnowała z terapii, jeśli znajdę dla
nich czas.
- To miłe - odparła Aurora, nie przestając rozkładać kart.
- DzwoniÅ‚am też do rodziców. Nie byli zbytnio uszczęśli­
wieni, ale będą mnie wspierać duchowo. Z pewnością prędzej
czy pózniej zasilą publiczność w studiu. Widzisz więc, że
naprawdę nie mam powodów do zdenerwowania i...
Wróżka zatrzymała wzrok na jednej z kart. Zmarszczyła
brwi i przygryzła purpurowy paznokieć.
- Co widzisz w kartach? Powiedz, zła wróżba?
- Przecież nie wierzysz kartom - odrzekła Aurora.
- W tej chwili gotowa jestem uwierzyć we wszystko.
ProszÄ™, powiedz.
Aurora uśmiechnęła się.
- Rycerz Mieczów na szóstej pozycji.
- Co to znaczy? Coś złego?
- Nie. Zwykle rozkÅ‚adam karty w formie krzyża celtyc­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl