[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szczęście.
 Szczęście! Nie ma już dla mnie szczęścia. Będę wkrótce należeć do księóa, jak
ksiąó powiada, ale na zawsze.
 Nie, pani, nie umrze pani z cierpienia, które cię gnębi i które się odb3a w twoich
rysach. Gdybyś pani miała umrzeć, nie byłabyś w Saint-Lange. Giniemy nie tyle z żalu, co
z zawieóionych naóiei. Znałem dotkliwsze, straszliwsze bóle, które nie zadały śmierci.
o o de balza Kobieta trzyóiestoletnia 35
Margrabina uczyniła gest niedowierzania.
 Pani, znam człowieka, którego nieszczęście było tak wielkie, że w porównaniu
z jego cierpieniem własne zdałoby ci się niczym.
Czy że długa samotność zaczynała jej ciążyć, czy że błysła jej naóieja przelania w przy-
jazne serce bolesnych myśli, margrabina spojrzała na księóa pytającym i wymownym
wzrokiem.
 Pani  ciągnął ksiąó  ten człowiek, to był ojciec, któremu z licznej niegdyś ro-
óiny zostało tylko troje óieci. Stracił kolejno roóiców, potem córkę i żonę, obie gorąco
kochane. Pozostał sam w zapadłym kącie, w folwarczku, góie był tak długo szczęśliwy.
Trzej synowie byli w wojsku, każdy w stopniu odpowiednim do czasu służby. W czasie
t ni najstarszy poszedł do Gwardii i został pułkownikiem; młodszy był majorem ar-
tylerii; najmłodszy rotmistrzem dragonów. Ci trzej synowie kochali ojca tak, jak on ich.
Gdyby pani znała obojętność młodych, którzy zajęci swym życiem nie mają nigdy czasu
dla roóiny, zrozumiałaby pani z jednego faktu przywiązanie ich do samotnego starca,
który żył już tylko nimi i dla nich. Nie minął tyóień, aby nie dostał listu od którego
z synów. Ale też nie był dla nich nigdy ani słaby, co zmniejsza szacunek óieci, ani nie-
sprawiedliwie surowy, co je zraża, ani też skąpy w poświęceniu, co je oddala. Nie, on był
dla nich więcej niż ojcem, stał się ich przyjacielem, bratem. Przybył pożegnać się z nimi,
gdy mieli ruszyć do Belgii; chciał zobaczyć, czy mają dobre konie, czy im niczego nie
zbywa. Pojechali, ojciec wrócił do domu. Wojna się zaczyna, dostaje listy z Fleurs, z Li-
gny, wszystko szło dobrze. Przychoói Waterloo, zna pani wynik. Z dnia na óień cała
Francja okryła się żałobą. Wszystkie roóiny ogarnął śmiertelny lęk. On, rozumie pani,
czekał; nie miał wytchnienia ani spokoju. Czytał gazety, choóił co óień na pocztę. Jed-
nego wieczora oznajmiają mu ordynansa syna jego, pułkownika. Wiói, że sieói na koniu
swego pana: nie potrzebuje go pytać o nic: pułkownik padł przecięty kulą armatnią na
dwoje. Pod wieczór przybywa służący najmłodszego: umarł nazajutrz po bitwie. Wreszcie
o północy artylerzysta przybył oznajmić mu śmierć trzeciego óiecka, na którego głowie
w tak krótkim czasie złożył wszystkie swe naóieje. Tak, pani, padli wszyscy!
Po krótkiej przerwie ksiąó, pokonawszy wzruszenie, dodał łagodnie:
 A ojciec został przy życiu, pani. Zrozumiał, że skoro Bóg go zostawił na ziemi,
powinien dalej cierpieć tutaj, i cierpi: ale schronił się na łono religii. Czym mógł zostać?
Margrabina spojrzała na twarz księóa, wzniosłą w tej chwili smutkiem i rezygnacją,
i czekała tego słowa, które wycisnęło jej łzy z oczu:
 Księóem! Tak; wyświęciły go łzy, zanim go wyświęcono u stóp ołtarzy.
Na chwilę zapanowało milczenie. Margrabina i proboszcz spoglądali przez okno na
mglisty horyzont, jak gdyby mogli w nim dostrzec tych, których już nie było.
 Nie księóem w mieście, ale zwykłym wiejskim proboszczem  dodał.
 W Saint-Lange  rzekła, ocierając oczy.
 Tak, pani.
Nigdy majestat cierpienia nie objawił się Julii tak wspaniale; owo: ta ani padło
jej na serce jak brzemię bezmiernej boleści. Ten głos, który brzmiał tak łagodnie w jej
uszach, poruszył ją do głębi. Och, tak! To był głos nieszczęścia, ten głos pełny, poważny,
przejmujÄ…cy.
 Księże  rzekła niemal z uszanowaniem  a jeśli ja nie umrę, cóż się ze mną
stanie?
 Czy pani nie ma óiecka?
 Mam  odparła chłodno.
Proboszcz spojrzał na tę kobietę, jak lekarz patrzy na niebezpiecznie chorego. Posta- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl