[ Pobierz całość w formacie PDF ]
egzaminu na pewno będę już w formie.
Ledwie Lena odjechała, przed drzwiami stanął Yannik.
Poczułam się dość nieswojo, ponieważ trzymał w dłoni
bukiecik konwalii. Z okazji odwiedzin u chorej przejechał
nawet włosy żelem.
W obliczu takich starań poczułam się w swoim starym
dresie lekko nie na miejscu.
Mimo to powiedziałam:
- Ehe, wejdz do środka. To bardzo miło, że mnie
odwiedzasz.
Ledwie jednak pozbył się kwiatów, okazało się, że jego
wizyta była mniej lub bardziej służbowa.
- Słuchaj, w poniedziałek musimy oddać sprawozdania z
projektu, pomyślałem więc, że leżąc w łóżku nie masz co
robić i mogłabyś przeczytać, co do tej pory napisałem.
Spojrzałam na niego badawczo. Mówił poważnie, czy
tylko posłużyło mu to za pretekst do odwiedzin?
W jego twarzy nie znalazłam jednak żadnej odpowiedzi.
Sprawiał wrażenie jak zwykle chętnego do pracy.
Wzięłam kartki, które mi podał, i obiecałam przeczytać je
gruntownie oraz uzupełnić własnymi uwagami.
Uśmiechnęłam się w duchu. Czy zmieści się to w jego
kategoriach, jeśli dopiszę dziwne przeżycia wokół grobu
Wilhelma i porośniętego bluszczem kamienia?
- Doszłaś już do siebie po tym szoku? - spytał wreszcie
współczująco.
Uśmiechnęłam się do niego, ponieważ mimo wszystko
wydało mi się to sympatyczne, że tak się o mnie troszczył.
- Już w porządku. Naprawdę chcesz dziś pójść tam sam?
Z powodu sowy?
Istotnie byłam lekko zaniepokojona. Ten cmentarz nie
wydawał mi się całkiem bezpieczny. Po tym wszystkim, co
wyczytałam w książkach, obawiałam się nawet, że duchy
zmarłych nie mogły zaznać spokoju przez jakieś przerażające
przestępstwo, nieodpokutowany czyn. I naprawdę nie mogłam
wykluczyć, że nieznajoma zmarła próbowała mną zawładnąć!
Wolałam nie myśleć, co strasznego mogłoby się wydarzyć,
gdyby jej się udało!
Może rzeczywiście byłam trochę zmęczona i z tego
powodu przewrażliwiona, ponieważ mimowolnie wyrwało mi
się:
- Nie idz tam sam!
Yannik popatrzył na mnie zdumiony.
- Ale ja się nie boję sów - powiedział.
- Duchów też nie? - spytałam cicho. Posłał mi bardzo
wymowne spojrzenie.
Uważa mnie za całkowicie stukniętą, pomyślałam
podłamana. Nigdy nie zdołam mu tego wyjaśnić. Skoro jednak
i tak wybierał się na cmentarz, to mogłam go chyba o coś
poprosić.
- Mógłbyś pojechać do pana Burgsmullera i spytać go o
ten kamień nagrobny obrośnięty bluszczem? Bardzo
chciałabym wiedzieć, kim jest ta dziewczyna i czy napis na jej
grobie rzeczywiście kazał wykuć Wilhelm von Sunderburg. - I
dodałam wyjaśniająco: - Być może kryje się za tym jakaś
romantyczna historia i mogłabym ją opisać w weekendowym
wydaniu naszej gazety lokalnej. Ludzie lubią czytać takie
rzeczy!
Nawet Yannik to chwycił.
- To niezły pomysł - powiedział. - Wezmiesz mnie jako
współautora, jeśli załatwię ci te informacje?
Zgodziłam się wspaniałomyślnie. I dzięki temu miałam go
z głowy, nawet w kwestii projektu z bioli. Pomysł z
napisaniem artykułu tak go zafascynował, że natychmiast
pozbył się wszelkich wątpliwości dotyczących mojego
zainteresowania zmarłymi z cmentarza św. Magnusa. Zgłosił
nawet gotowość pójścia ze mną w następnych dniach do
archiwum miejskiego, aby poszperać w dokumentach na temat
śmierci Wilhelma von Sunderburga.
Wstydziłam się wprawdzie troszeczkę za to, że tak niecnie
go skusiłam, ale jego pomoc na pewno przyda mi się w
poszukiwaniach. Jeśli przypadkiem uzbiera nam się materiał
na ciekawy artykuł, to rzeczywiście mogłabym go
zaproponować gazecie. Bądz co bądz rzeczy, do których
zabierał się Yannik, zawsze miały ręce i nogi.
Tak samo było i teraz. Minęła zaledwie godzina, a już do
mnie dzwonił.
- Lepiej się trzymaj - powiedział. - W drodze powrotnej
od ciebie zajrzałem do administracji cmentarza. Burgsmullera
wprawdzie nie było, ale zastałem jakąś jego pracownicę.
Pogadałem z nią trochę, a potem zajrzeliśmy do rejestru i
wyobraz sobie, co w nim odkryłem...
Ledwie nad sobą panowałam z podniecenia.
- Co? No powiedz wreszcie!
- Grób jest pusty!
- Co? Jak? Grób jest pusty? Jaki grób?
- Ten z bluszczem. Nieznanej dziewczyny. Inaczej
mówiąc, nie jest to grób. Ten głaz to tylko kamień
pamiątkowy. Pod nim nikt nie jest pogrzebany!
Musiałam usiąść. Moja cała teoria legła w gruzach. Skoro
nie było zmarłej, to nie mógł pojawiać się jej duch. Czyżbym
więc to wszystko zmyśliła?
Yannik tymczasem mówił dalej.
- ...a wiesz, kto kazał położyć tam ten kamień?
- Wilhelm von Sunderburg?
- Właśnie! Trafiłaś w dziesiątkę! W archiwum zachowała
się jeszcze kopia rachunku za kamień i dokument nabycia
długotrwałych praw do miejsca pochówku, które nim nie jest.
Możesz też zgadnąć, kto dziś płaci za to rachunki?
- Powiesz mi?
- Friedrich von Sunderburg! To znaczy, że miałaś rację:
między tajemniczą dziewczyną a rodziną Sunderburgów
rzeczywiście musiał istnieć jakiś związek.
Byłam pod wrażeniem.
- Jak ci się udało dowiedzieć tego wszystkiego tak
szybko? Zastanawiałam się nad tym od kilku dni, a ty
zwyczajnie wyłożyłeś fakty na stół.
Yannik zachował skromność.
- To przecież był twój pomysł, żeby spytać w
administracji cmentarza. Gdybyś nie była chora, sama byś to
zrobiła i dowiedziała się tego samego co ja. - Następnie
dorzucił z prawdziwym zachwytem. - Chyba naprawdę
natrafiłaś na ciekawą historię. Lokalną gazetę na pewno
powinna zainteresować!
Na jedno pytanie Yannik nie zdobył odpowiedzi.
- Czy teraz już wiesz, kim była ta dziewczyna? - Nie,
niestety nie wiem. Nie znalazłem najmniejszej informacji.
Jasne, prawdziwy pogrzeb się nie odbył.
Byłam rozczarowana. Wszystko wydało się nagle jeszcze
bardziej zagadkowe.
- Ale na cmentarzu nie stawia się przecież kamienia
pamiątkowego ot tak sobie, nie wiedząc, dla kogo jest!
- Wtedy na pewno jeszcze wiedziano. Być może dlatego
nikt nie uważał za stosowne, żeby to odnotować.
- Albo chciano to zatuszować.
- Ale wymyśliłaś!
Jednak Yannik połknął haczyk. Bądz co bądz nie był to
jakiś mały kamień tylko całkiem spory pomnik, a znajdująca
się na nim marmurowa płaskorzezba przypuszczalnie miała
wartość artystyczną. Trudno było sobie wyobrazić, że złożenie
takiego głazu umknęło uwagi opinii publicznej.
- Może w ówczesnych gazetach napisano coś o
ufundowaniu kamienia - zastanawiał się Yannik.
- To bardzo możliwe - natychmiast podchwyciłam ten
pomysł. - Wilhelm von Sunderburg należał przecież do
prominentów w mieście. Jeśli ktoś kazał wznieść pomnik na
cmentarzu, to na pewno zainteresowała się tym prasa. Gdy
tylko poczuję się lepiej, wybierzemy się do archiwum
miejskiego. I tak chciałam tam sprawdzić, czy publikowano
coś na temat śmierci Wilhelma.
Tym razem Yannik zgodził się z jednym małym
zastrzeżeniem.
- OK, możemy to zrobić, gdy poczujesz się lepiej. Ale
tylko pod warunkiem, że wcześniej dokładnie przeczytasz
sprawozdanie z bioli.
Obiecałam mu to na wszystkie świętości.
Co za szczęśliwy rozwój sytuacji! Wszystko jedno, kujon
czy nie, w Yanniku miałam teraz rozsądnego partnera, który z
pewnością mógł mi się bardzo przydać. Ponadto nikt nie
będzie mu przeszkadzał w prowadzeniu śledztwa, a już na
pewno nie zdziwaczała rodzinka.
Westchnęłam z ulgą. Nareszcie nie musiałam sama
[ Pobierz całość w formacie PDF ]