[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jedynie o zdobycie prawa do Freddiego?
- Tak właśnie zaczynam myśleć. Nienawidziłeś mnie, kiedy
się tu pojawiłam. Przystąpiłeś do działania, kiedy po raz pier-
wszy wspomniałam o Freddiem. To właśnie dlatego odwiozłeś
mnie do domu tego dnia, kiedy skręciłam kostkę? Liczyłeś na
to, że go zobaczysz.
- Myślę, że tak właśnie było - przyznał. - Przynajmniej
w części.
- A ja uważam, że już wtedy wiedziałeś. Nietrudno było
dowiedzieć się czegoś od ludzi. Poza tym nie dałabym głowy,
czy nie przeczytałeś dokumentów Martina.
Patrick nie mógł ukryć rumieńca i Harriet spojrzała na niego
z zażenowaniem.
- Wywiązałam się z mojej roli doskonale, nie uważasz? -
zapytała gorzko. - Pokazując ci zdjęcia dziecka, pozwalając
Freddiemu mówić do ciebie  Daddy". Wierząc, że to ze mną
chciałeś być.
-Tak było...
Harriet prychnęła.
- Tak, spodziewam się, że seks był niezłą premią. Co wte-
dy powiedziałeś? %7łe zapomniałeś już, jakie to może być wspa-
niałe?
Smok kołysał się, trzymany przez Patricka za skrzydło.
Twarz Patricka przypominała maskę.
S
R
- Zatrzymaj tę zabawkę, Patrick - rzuciła chłodno. - Ja za-
trzymam syna.
Odwróciła się i ruszyła w stronę swojego samochodu. Powo-
li. Czy powie jej, że się myli? Tak bardzo chciała to usłyszeć,
jednak Patrick nie ruszył się z miejsca. I nie powiedział ani
słowa.
Zatrzasnęła drzwi, zapaliła silnik i z piskiem opon ruszyła
z parkingu, jakby już nigdy nie miała tu wrócić.
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
Być może ryzyko było zbyt duże.
Jednak za pózno na zastanawianie się. Ryzyko zostało pod-
jęte, a ból, który teraz odczuwał, świadczył, jak wielkim był
hazardzistą. Otarł ręką twarz. Czuł znużenie, a wysoka tempe-
ratura nie ułatwiała koncentracji. Podszedł do okna i otworzył
je szeroko.
Przez okno pawilonu, gdzie mieściła się sala gimnastyczna,
zauważył Hamisha Rydera, wykonującego jakieś skomplikowa-
ne ćwiczenia. Towarzyszyła mu fizjoterapeutka, Jane, która ba-
cznie obserwowała jego wysiłki. Blake siedział w swoim wózku
przed pawilonem, rozkoszując się ciepłem słońca. Obok niego
siedziała jakaś młoda kobieta i trzymała go za rękę. Maggie
Baxter również korzystała ze świeżego powietrza. Jej wózek
powoli pchała Harriet.
Szła w jego kierunku. Patrick odszedł od okna i spojrzał na
zegarek. Jak często Harriet skraca przerwy na lunch po to tylko,
żeby dłużej przebywać z pacjentami? I dlaczego Maggie wyglą-
da na tak samo zawiedzioną i nieszczęśliwą jak jej towarzyszka?
Od czasu, gdy rzuciła na niego to straszne oskarżenie, Harriet
sprawiała wrażenie kompletnie rozbitej. Początkowo Patrick
o wszystko obwiniał siebie. To on był tym, który po raz drugi
podjął ryzyko, to jego dramatyczna decyzja prawdopodobnie
zniszczyła to, co mógł mieć. Co oni mogli mieć. Wszyscy.
S
R
Po prostu nie przyszło mu do głowy, by wcześniej powiedzieć
Harriet o swym udziale w programie kliniki w Auckland. To nie
jest sprawa, o której mówi się przy okazji. Poza tym był zasko-
czony, gdy się dowiedział, w której klinice Harriet poddała się
zabiegowi. Nawet bardzo mało prawdopodobna możliwość, że
mógłby być ojcem Freddiego, wydawała się zbyt fantastyczna,
by ją traktować poważnie. Dla Patricka nie miało to większego
znaczenia. Chciał jedynie przekonać Harriet, że należą do siebie,
że jego miłość do niej przez włączenie jej syna może jedynie
wzrosnąć.
Harriet kochała go, doskonale o tym wiedział. I oto teraz, dla
ratowania dziecka, chciała się tej miłości wyrzec. Gniew i ból,
że nie miała do niego zaufania, zdominowały wszystkie doty-
chczasowe uczucia.
Nagle głos Maggie Baxter wyrwał go z zamyślenia. To, co
usłyszał, przeraziło go.
- Chyba się nie wyprowadzisz?
Patrick zamarł. Czyżby Harriet miała zamiar zrezygnować
z pracy i z niego?
- To bardzo możliwe - odparła Harriet ze smutkiem. - Nie
jestem właścicielką tego domu. Nawet go nie wynajmuję. To
część dużej posiadłości. Mój ojciec dba o ogród, a ja pomagam
w utrzymaniu porządku w rezydencji właściciela. Dzięki temu,
po przyjściu na świat Freddiego, zamieszkałam w małym domku
na terenie posiadłości. Teraz całość została wystawiona na
sprzedaż, ponieważ właściciel przenosi się do Stanów.
- Więc kup ją - zasugerowała Maggie.
Harriet roześmiała się smutno.
- To zupełnie nie wchodzi w grę. Nie stać mnie na to. Po-
zostaje nam tylko mieć nadzieję, że sprzedaż nie nastąpi tak
szybko.
S
R
- Dlaczego nie kupisz więc chociaż tego małego domku?
- To nie jest wydzielona nieruchomość.
- Ale może być. Pod warunkiem, że właściciel zgodzi się
poczekać, aż zostaną załatwione niezbędne formalności.
- Sama nie wiem - rzekła Harriet zamyślona. - Gerry Hen-
ley sprawia wrażenie, jakby mu było przykro, że musimy ten
domek opuścić. Doskonale wie, jak bardzo kochamy to miejsce,
ale wydaje mi się, że ogromnie mu zależy na szybkiej sprzedaży.
- Mimo wszystko warto spróbować - upierała się Maggie.
- Masz rację. Szkoda mi Freddiego. Nie dość, że traci dziad-
ka, to jeszcze grozi mu utrata domu. Dzięki, Maggie. Mam
nadzieję, że ja też będę miała okazję kiedyś ci pomóc.
Maggie westchnęła.
- Zaczynam się już oswajać z tym pomysłem. Luke rozgląda
się za pracą, a ja obiecałam, że wieczorem jeszcze raz obejrzę
ten dom. Nie wszystkie marzenia mogą się spełnić.
- Coś o tym wiem.
Kobiety umilkły, ale wyrazne cierpienie w głosie Harriet nie
dawało Patrickowi spokoju. Czy miała na myśli swój dom...
czy jego? Czy mógł w jakiś sposób zapobiec jej odejściu?
Ból, który teraz odczuwał, był porównywalny z bólem po
śmierci Elizabeth i ich dziecka. Jeśli już teraz jego więzy z Har-
riet i jej synem są tak silne, to z czasem będą jeszcze silniej-
sze. Ryzyko było duże, ale jeśli go nie podejmie, to tak jakby
żył tylko w połowie. Zycie będzie bezpieczne, ale czy szczęśli-
we?
Tak, musi to jeszcze raz przemyśleć. Gdyby tylko tak otwar-
cie nie ujawniał swoich uczuć do Freddiego! Gdyby tylko tak
głęboko nie ukrywał myśli, że mógłby mieć biologiczne prawo
do tego dziecka. Gdyby nie uległ pokusie i nie przeczytał do-
S
R
kumentów Martina. Nic dziwnego, że Harriet miała do ich
związku tyle zastrzeżeń.
Czy decyzję o rozstaniu podjęła przed czy po tym, jak do-
wiedziała się, że Gerry sprzedaje posiadłość? Chyba jednak po
tym, uznał. Wyczuwając zagrożenie ze wszystkich stron, posta-
nowiła skupić się na tym, przed czym jej zdaniem zdoła syna
obronić.
Dobiegający zza okna jęk skutecznie przeciął te wszystkie
spekulacje.
- Czy krzyż wciąż ci dokucza, Maggie?
- Tak. To pewnie wina ułożenia dziecka.
- Chyba już długo to nie potrwa. Który to tydzień?
- Trzydziesty ósmy. Jednak czuję się tak, jakby to był trzy-
dziesty ósmy miesiąc. Czy mogłabyś zawiezć mnie do pokoju?
Chciałabym się na chwilę położyć.
- Oczywiście. Ja też muszę wracać do moich obowiązków,
ale mogę przysłać Davida Longa, żeby zerknął na ciebie.
Głosy powoli zaczęły się oddalać.
- Może lepiej Paddy'ego? - usłyszał śmiech Maggie. - Na
wypadek gdybym jednak zaczęła rodzić.
Patrick usiadł przy biurku i sięgnął po książkę telefoniczną.
H.Henley, czy to ten? Gerry Henley. Zanotował numer telefonu
i adres, po czym ponownie otworzył książkę i zaznaczywszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl