[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To się okaże. Na ogół bardzo szybko po ślubie szydło wychodzi z worka. Mężczyzna
nie musi dłużej niczego udawać. - Zmrużywszy oczy, przez chwilę uważnie wpatrywała się w
Megan. - Ale ty to wiesz, prawda? Dlatego boisz się powiedzieć  tak swojemu barczystemu
marynarzowi.
- Wcale się nie boję. - Megan odłożyła na bok stos serwetek. - Zresztą rozmawiamy o
Coco i Holendrze, nie o mnie i Nathanielu. Uważam, że należy jej się odrobina szczęścia w
życiu.
- Każdy ma to, na co zasługuje - stwierdziła staruszka. - Sama najlepiej o tym wiesz.
Megan powoli zaczynała tracić cierpliwość.
- Nie rozumiem, do czego zmierzasz, ciociu. Coco chodzi rozpromieniona. Ja od rana
do wieczora mam ochotę śpiewać i tańczyć. Myślę, że Nathaniel też nie narzeka na swój los.
- Masz ochotę tańczyć, powiadasz. Ale nie na własnym ślubie?
- Nie każdy musi dążyć do małżeństwa. Ty, na przykład, nie szukasz męża.
- Bo mam zbyt dużo rozumu, aby wpaść w tę pułapkę. Pod tym względem chyba
jesteśmy do siebie podobne. Mężczyzni przychodzą i odchodzą. Być może ten wymarzony też
odejdzie, ale nie będziemy rozpaczać. Bo w głębi duszy wiemy, że on jest taki sam jak reszta.
- Nie spuszczała oczu z twarzy Megan. - Mężczyzni... Jacy są? Samolubni, bezwzględni,
zakłamani, amoralni. Raz na jakiś czas pojawia się ktoś, kto wydaje się inny. Lecz my,
kobiety mądre, rozważne, nie decydujemy się mu zaufać. %7łyjąc samotnie, przynajmniej
wiemy, że żaden nie ma nad nami władzy i nie może nas skrzywdzić.
- Nie żyję samotnie - zaprotestowała Megan.
- To prawda, masz syna. Któregoś dnia jednak chłopiec dorośnie, wyfrunie z gniazda,
założy własną rodzinę.
Przez moment na twarzy starszej pani malował się wyraz tak dojmującego smutku, że
Megan odruchowo wyciągnęła do niej dłoń.
- Ty zaś będziesz miała satysfakcję, że uniknęłaś pułapki małżeństwa. Sądzisz, że nikt
mnie nigdy nie prosił o rękę? - Nie czekając na odpowiedz, staruszka ciągnęła: - Był taki
jeden. Uśpił moją czujność. W ostatniej chwili się zreflektowałam. Odrzuciłam jego
oświadczyny. Nie chciałam żyć w takim piekle, jakie stało się udziałem mojej matki.
Colleen Calhoun zamilkła. Przez chwilę rozpamiętywała przeszłość.
- Ojciec starał się ją złamać, zniszczyć. I w końcu ją zabił, a potem sam zwariował.
Nie z powodu wyrzutów sumienia. Raczej ze złości, że stracił coś, czego bardzo pragnął, a co
ciągle wymykało mu się z rąk. Dlatego pozbył się z domu wszystkiego, co należało do matki.
To był jego sposób na samooczyszczenie.
- Współczuję... - szepnęła Megan.
- Niepotrzebnie. Tamto wydarzyło się wieki temu. A wracając do terazniejszości...
Człowiek uczy się na własnych błędach. Dlatego ty i ja nie ufamy mężczyznom, dlatego
boimy się ryzyka. Niech Coco cieszy się z małżeństwa, a my cieszmy się wolnością.
Po tych słowach starsza pani odwróciła się na pięcie i odeszła, postukując laską.
Megan pogrążyła się w zadumie. Colleen się myli, przekonywała samą siebie,
przekładając serwetki z kąta w kąt. Wcale nie była osobą zimną, zamkniętą w sobie bojącą się
miłości. Przecież zaledwie parę dni temu powiedziała Nate'owi, że go kocha. Przeszłość nie
rzuca cienia na jej terazniejszość i przyszłość.
Nie rzuca? Megan westchnęła głęboko i oparła się o framugę drzwi. Wiedziała, że się
okłamuje. Dawno temu kochała Baxtera. Jej uczucie do Nate'a było prawdziwsze, pełniejsze,
znacznie silniejsze. Ale skoro tamta pierwsza miłość skończyła się tak wielkim
rozczarowaniem, skąd mogła mieć pewność, że z tą będzie inaczej?
W wolnej chwili będzie musiała się nad wszystkim spokojnie zastanowić.
Przeanalizować dane, sporządzić listę plusów i minusów...
Zdegustowana sobą, rzuciła serwetki na półkę. Chyba oszalała! Miłość to nie
równanie matematyczne. A ona traktowała uczucia jak szyfr, który musi złamać, aby poznać
stan swojego serca.
Tak dłużej być nie może. Jeżeli nie potrafi wejrzeć w głąb samej siebie, jeżeli...
Błądziła myślami, to odpływała gdzieś, to wracała, i nagle coś ją tknęło.
Szyfr! Zostawiając bałagan w szafce, rzuciła się pędem do swojego gabinetu.
Księga Fergusa leżała na biurku. Megan chwyciła ją i w podnieceniu zaczęła
kartkować.
Rzędy cyfr nie musiały oznaczać notowań giełdowych, cen akcji ani numerów kont.
Zresztą znajdowały się w dziwnym miejscu, na samym końcu księgi. Ostatni zapis, dokonany
przez Fergusa dzień przed śmiercią Bianki, dzieliło od tajemniczych cyfr co najmniej kilka-
naście pustych stron.
Może, przemknęło jej przez myśl, była to zaszyfrowana wiadomość? Może Fergus
chciał coś zanotować, ale tak, by nikt tego nie odczytał? Może było to przyznanie się do
winy? Albo prośba o wybaczenie?
Usiadła i wzięła kilka głębokich oddechów. Była księgową; cyfry nigdy nie miały
przed nią tajemnic. Prędzej czy pózniej pozna odpowiedz.
Minęła godzina, potem dwie. Na biurku rósł stos pomiętych, niekiedy porwanych
kartek. W trakcie krótkich przerw, kiedy dawała chwilę wytchnienia swoim oczom i głowie,
zastanawiała się, czy przypadkiem nie popada w szaleństwo. Bo czy ktoś przy zdrowych zmy-
słach szukałby w cyfrach zaszyfrowanej wiadomości?
Brnęła dalej. Nie potrafiła się poddać. W oddali usłyszała, jak przepływający statek
wyciem syreny pozdrawia mieszkańców Wież. Cienie wydłużały się. Słońce powoli chyliło
się ku zachodowi.
Z każdym kolejnym niepowodzeniem rosła jej determinacja. Znajdzie klucz do
zagadki. Choćby miała tkwić przy biurku całą noc.
Nagle znieruchomiała. Zmarszczywszy czoło, ponownie wbiła wzrok w zapisaną
cyframi kartkę. Tak, o to chodzi! Skupiona, w miejsce cyfr zaczęła wpisywać litery.
Pierwszym słowem, jakie się wyłoniło z zaszyfrowanego tekstu, było imię: Bianca.
- Boże. - Megan przycisnęła rękę do ust. - A więc mam rację.
Wykreślała, podmieniała i tak krok po kroku, litera po literze, słowo po słowie,
budowała zdania. Starała się zachować spokój. Wiedziała, że jeśli ulegnie emocjom, zacznie
się spieszyć, a z pośpiechu wynikną błędy.
Co pewien czas obraz przed oczami stawał się niewyrazny, zamazany. Wtedy
zaciskała powieki, oddychała równo i czekała, aż umysł jej się przejaśni.
Wreszcie miała gotowy tekst. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl