[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cała szkoła zdaje się, uwa\a, \e ja to zrobiłam.
- Naprawdę? - Tory pokręciła głową. - Ale to nie ma sensu! Oczywiście, \e to nie
ty. Wierzyć się nie chce. Bo\e, Maggie, naprawdę masz okropnego pecha. Zawsze go
miałaś. To chyba jedna z rzeczy, za które tak bardzo cię lubię. Jesteś po prostu taka...
przewidywalna.
Przyglądałam jej się chwilę. Rzeczywiście wyglądała, jakby mówiła serio. Zupełnie
przypominała dawną Tory. Naprawdę.
I zanim się zorientowałam, ju\ do niej podchodziłam, \eby ją uściskać - i dopiero potem
dotarło do mnie, \e nadal mam w dłoniach skrzypce i smyczek, więc parsknęłam
śmiechem, odło\yłam je i uściskałam ją.
Coś niebywałego! Kiedy oddała uścisk, poczułam, \e do oczu napływają mi łzy.
Wydawało mi się, \e to niemo\liwe, a jednak się stało - dawna Tory wróciła!
- Och, Maggie - westchnęła, kiedy wreszcie wypuściłam ją z objęć. - Tak bardzo
się cieszę, \e mi wybaczasz. Zwłaszcza \e byłam dla ciebie taka wredna.
- Tory... - Pokręciłam głową. - Zawsze ci wszystko wybaczę. Przecie\ jesteś moją
cioteczną siostrą, prawda? Ale... - Potrzeba było a\ pobytu w szpitalu, \eby doszła ze
sobą do ładu, i wydawało się, \e jest pełna szczerej skruchy, niemniej jednak... - Jesteś
naprawdÄ™ pewna? To znaczy...
- Och, Maggie, ju\ nie musisz się o mnie martwić - zapewniła ze śmiechem. -
Naprawdę, wszystko ze mną w porządku. Mam tylko nadzieję, \e nie będziesz... No
wiesz. Czuła się niezręcznie. Nie chodzi mi o czary, ale o Zacha. Wyleczyłam się ju\ z
niego. Serio. Przysięgam. Nie będę miała nic przeciwko, jeśli zaczniecie ze sobą
chodzić. Moim zdaniem tworzycie śliczną parę. Razem na balu będziecie się pięknie
prezentować.
- Dzięki - powiedziałam z za\enowaniem. - Ale, jak ci to ciągle powtarzam... Nie
jesteśmy parą. I na pewno nie pójdziemy razem na bal.
- Dlaczego? Nie zaprosił cię? - Oczy Tory były pełne troski. - To dziwne. No bo,
tak bardzo się do siebie zbli\yliście& Nawet jeśli tylko jako przyjaciele. Myślałam, \e
zaprosił cię na ten bal...
- No có\... - odparłam z wahaniem. - Zaprosił. Ale ja odmówiłam. Bo to się
wydawało zwyczajnie nie w...
- Och, Maggie! - zawołała Tory, podchodząc i ściskając mnie za ramię. - Wy
musicie iść razem! Po prostu musicie. To będzie \adna impreza, je\eli was zabraknie.
- Jeśli nas... - przerwałam. - To ty nadal się wybierasz? Ale ja myślałam...
- Oczywiście, \e się wybieram! Nie z Shawnem, naturalnie. - Zrobiła niechętną
minę. - Nie wolno mu się pojawiać na \adnych imprezach organizowanych przez
szkołę. Ale pomyślałam, \e pójdę, no wiesz, w pojedynkę. Mnóstwo dziewczyn tak
robi. Wcale nie będę tam wyglądała jak największe dziwadło. A kto wie? Mo\e na balu
sobie kogoś znajdę... Kogoś, kto będzie zainteresowany przyjaznią, w przeciwieństwie
do przyjazni z seksem na dokładkę. - Mrugnęła do mnie. - Wiesz, o co mi chodzi.
- To świetny pomysł - powiedziałam, myśląc, \e dokładnie czegoś takiego trzeba
Tory: nowego początku, zwłaszcza jeśli chodzi o facetów. - Czekaj, wiem. Mo\e
poszłybyśmy razem? Ty i ja... Obie mo\emy sobie poszukać nowych facetów...
- Och, nie - sprzeciwiła się Tory. -I zostawić naszego biednego Zacha? To nie w
porządku. Musisz iść z Zachem, Maggie. Po prostu musisz. Jeśli nie pójdziesz... No có\,
będę czuła, \e to przeze mnie.
- Hm... - odezwałam się z wahaniem. Tory zakryła dłonią usta.
- O, nie! Bo to naprawdÄ™ przeze mnie, tak? Och, Maggie. CzujÄ™ siÄ™ tak okropnie.
Po prostu okropnie! Nie chcę, \eby moje głupie problemy obcią\ały innych ludzi... a co
dopiero, \eby zrujnowały ostatnią szansę Zacha na szkolny bal. Maggie, musisz z nim
iść. Po prostu musisz.
- Ale ja ju\ mu powiedziałam, \e nie pójdę - stwierdziłam nieco bezradnie.
- To mo\e zadzwoń do niego i powiedz mu, \e zmieniłaś zdanie? Jestem pewna,
\e nadal chce iść na bal.
- No có\ - powtórzyłam. - Sama nie wiem. Mo\e. Ale...
- Och, zadzwoń do niego - nalegała Tory. Wzięła słuchawkę bezprzewodowego
telefonu le\ącą na stoliku przy moim łó\ku. - Zadzwoń do niego od razu i powiedz mu,
\e zmieniłaś zdanie.
- To nie takie proste, Tory - tłumaczyłam, myśląc o jego minie, kiedy widziałam
go po raz ostatni i spytałam go, czy nadal się kocha w Petrze. Miał taki dziwny wyraz
twarzy... Jeśli ju\ wcale nie kochał się w Petrze, po co miałby chcieć kręcić się koło
mnie?
Po nic, oto odpowiedz.
- Nigdy się tego nie dowiesz - uznała Tory, podając mi słuchawkę - jeśli nawet nie
spróbujesz.
Spojrzałam na telefon. Oczywiście, miała rację. I co mi to szkodzi, \e zapytam?
Wzruszyłam ramionami, wzięłam od niej telefon i wystukałam numer Zacha.
Odebrał przy drugim dzwonku.
- Zach? To ja, Maggie.
Nie zdawałam sobie sprawy, \e wstrzymuję oddech, dopóki się nie odezwał tonem,
który wskazywał, \e się faktycznie ucieszył, \e do niego zadzwoniłam:
- O, cześć!
Szybko wypuściłam powietrze z płuc.
- Jak leci? - spytał. - Jak twoja głowa? Rozglądałem się za tobą po wuefie, ale ju\
gdzieś zniknęłaś...
- A, no tak... nic mi nie jest - powiedziałam, krzywiąc się na wspomnienie
własnego braku sprawności fizycznej.
- To dobrze. A jak siÄ™ ma twoja kuzynka? Czy ju\...
- Tory ma się świetnie - przerwałam mu, uśmiechając się szeroko w stronę Tory.
Oddała uśmiech, uniesieniem kciuka \ycząc mi powodzenia. - W sumie, dzwonię trochę
z tego powodu... W sprawie balu. Chodzi o to, \e... Tory dzisiaj jest w o wiele lepszej
formie. I mówi, \e naprawdę bardzo by nie chciała, \ebyśmy rezygnowali z balu z jej
powodu.
- Och - sapnął Zach. - Tak powiedziała, na serio?
- Tak powiedziała - przytaknęłam. - Naprawdę. Więc zastanawiałam się, czy nie
masz ochoty mimo wszystko iść na bal. - Zdałam sobie sprawę, \e dłonie mi się spociły
i wytarłam je o nogawki d\insów, przekładając telefon z jednej do drugiej ręki. - To
znaczy, ze mnÄ….
- Maggie...-zaczÄ…Å‚ Zach.
- Tak?
- Czy Tory jest teraz z tobÄ… w pokoju?
- Aha - potwierdziłam, starannie unikając jej wzroku.
- Nie wydaje ci siÄ™, \e to jakaÅ› podpucha?
- Co? - odezwałam się, zaskoczona. - Nie. Nie, Zach. Nic podobnego. Tory te\
wybiera się na bal... Oczywiście, solo, ze względu na to, co się stało z Shawnem. I
mówi, \e czułaby się naprawdę podle, gdyby nas tam nie było.
Odchrząknęłam. Strasznie to wszystko zrobiło się niezręczne. Bo, oczywiście, jeśli to,
co chyba próbował powiedzieć mi Zach na wuefie, jest prawdą, to jemu Petra ju\ się
wcale nie podoba. Więc po co, u licha, miałby chcieć gdzieś iść w moim towarzystwie?
- Jeśli znalazłeś ju\ kogoś innego, z kim chcesz iść, to absolutnie nie ma sprawy -
dodałam szybko. - Chciałam tylko sprawdzić. W razie, gdybyś nie znalazł. Ale jeśli
wybierasz siÄ™ z kim innym, to naprawdÄ™, nie ma problemu...
- Nie o to chodzi - odparł Zach. - Tylko, czy tobie się nie wydaje, \e to wszystko
trochÄ™ wyglÄ…da tak, jakby...
- Maggie - włączyła się Tory. Spojrzałam na nią. Wyciągała rękę. - Daj mi go do
telefonu.
Nie wiedząc, co innego mogłabym zrobić, podałam Tory słuchawkę. Odezwała się
bardzo o\ywionym tonem, jakiego u niej jeszcze nie słyszałam:
- Zach? Cześć, to ja, Torrance. Posłuchaj, Zach, ja wiem, \e to musi wyglądać jak
taka strasznie nagła odmiana, ale naprawdę bardzo jestem wdzięczna Maggie za to, co
dla mnie zrobiła. Chciałam po prostu, \eby wiedziała, jak bardzo mi przykro, \e tak
wstrętnie ją traktowałam od chwili, kiedy do nas przyjechała, i... Co takiego? Och,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]