[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzucone pytanie trafiło z niesamowitą celnością w samo sedno rzeczy tak, że gapił się w Zwiętego
oniemiały.
Co wiesz o Frankiem? zapytał wreszcie skrzypiącym głosem.
To i owo odparł Zwięty nonszalancko. Zamknij wreszcie te drzwi, bracie, a wtedy
pogadamy. Poczekał na trzaśniecie zamka, a potem strząsnął popiół na bezcenny dywan
Elbermana.
To morderstwo waszego kumpla w Durbanie było paskudne gawędził dalej, jakby jego
jedynym
celem było uspokojenie ofiar. Jak też według mnie, niepotrzebne. Wiem, że Frankie bywał skryty,
ale sprytny facet dowiedziałby się, którym statkiem przypłynie bez wysyłania kogoś na przeszpiegi do
Afryki Południowej& Wejdzcie, chłopcy, wejdzcie. Siadajcie. Napijcie się. Chcę, byście się dobrze
czuli.
Kim jesteÅ›? warknÄ…Å‚ Perrigo.
Simon przeniósł kpiący wzrok na Elbermana.
Może wiesz, Isadore? zapytał.
Elberman pokręcił głową, machinalnie zwilżając wargi. Simon wstał z uśmiechem.
Siadajcie powiedział.
Umieścił ich własnoręcznie na krzesłach, uwalniając przy tym Perrigo od strzelającego żelastwa.
Potem oparł się plecami o kominek, kręcąc pistoletem wokół palca trzymanego w osłonie spustu.
Mógłbym was oszukać powiedział z rozbrajającą szczerością ale tego nie zrobię. Jestem
Zwięty. Zauważył nerwowe drżenie rąk siedzących i uśmiechnął się ponownie. Tak, to o
spotkaniu ze mną marzyliście od tylu lat. Jestem człowiekiem bardzo figlarnym. Jestem ciągnął
Simon, który miał skłonności do gadatliwości i okrągłych zdań Zwiętą Grozą i pozostaje wam
jedynie udawać, żeście z tego radzi. Mam zamiar wybrać się na dłuższe wakacje, a mojemu kontu
bankowemu brakuje tylko paru funtów do sumki, którą wybrałem na swą emeryturę. Może jeszcze o
tym nie wiecie, ale złożycie datek na ten fundusz.
Obaj mężczyzni przetrawiali tę mowę w milczeniu. Zajęło to trochę czasu, którego Zwięty im nie
żałował. Zawsze bawiły go takie sytuacje. Pozwolił, by istota pomysłu zapadła głęboko w ich
umysły.
Upływ sekund zaznaczał regularnym obracaniem pistoletu. Zrobił to sześciokrotnie.
Czego chcesz? warknÄ…Å‚ Perrigo.
Diamentów powiedział Zwięty krótko.
Jakich diamentów?
Głos Perrigo załamał się w trakcie pytania. Wrzenie wojowniczej wrogości wylało się poprzez
cienką powłokę zdumienia, którym usiłował przysłonić swe słowa i rozdarło na strzępy niezdarny
blef.
Oczy Zwiętego zaiskrzyły się.
Nielegalnych diamentów powiedział, które Frankie Hormer przywiózł na zamówienie
Isadore a. Diamentów, dla których Isadore wykiwał Frankiego i wszedł w zmowę z tobą, koteczku.
Paczkę, którą dostarczyłeś osobiście, miły Perrigo!
Nie wiem, o czym mówisz.
Nie? Może Isadore ci wytłumaczy.
Kpiąca uwaga Zwiętego znów przeniosła się na gospodarza, lecz Elberman nic nie powiedział.
Simon pokręcił ze smutkiem głową.
Może i jesteś cwanym konspiratorem, Isadore zauważył ale wydajesz mi się dziwnym
milczkiem. Przepraszam, że się zabawię w Dziki Zachód.
Odpiął płaszcz i wyjął linkę z wewnętrznej kieszeni. Na jej końcu miał już przygotowaną pętlę,
podszedł z nią do krzesła Elbermana i zarzucił mu przez głowę na brzuch. Kilkoma szybkimi skrętami
przytwierdził mu ręce do boków i przytroczył całość do krzesła, kończąc wszystko parą
przeciwślizgowych węzłów. Całą operację wykonał lewą ręką, a pistolet w prawej ani na chwilę nie
przestał sprawować kontroli nad sytuacją.
Potem zwrócił się do Perrigo.
Gdzie są, rybeńko? zapytał lakonicznie, a tamten zacisnął złośliwie wargi.
Tam, gdzie ich nigdy nie znajdziesz powiedział.
Simon wzruszył ramionami.
Nie ma takiego miejsca powiedział.
Leniwie zmierzył Perrigo wzrokiem, z północy na południe, ze wschodu na zachód. Gdzieś na tym
obszarze znajdowały się skrystalizowane węgle, które nie zajmują wiele miejsca, lecz są warte sto
tysięcy funtów. Przeszukanie kieszeni trwałoby kilka sekund, ale Zwięty wolał zachować się sprytnie.
Miewał czasami przebłyski niezrównanej bystrości.
Twoje spodnie nie pasują do płaszcza stwierdził nagle.
Iluminacja rosła w nim z przyśpieszeniem godnym zwycięzcy wyścigów na torze Daytona Beach, a
ruch, który zrobił Perrigo, dał mu impuls do natychmiastowego wyciągania dalszych wniosków.
Założę się też, że podobnie było u Frankie Hormera powiedział Zwięty.
Słowa te padły szybko. Potem wybuchnął śmiechem. Nie mógł go powstrzymać. Jego strzał trafił w
środek tarczy z nieomylną dokładnością, co wyraz twarzy Perrigo potwierdził tak wyraznie, jakby
zapaliły się barwne reflektory, a organy parowe wybuchnęły marszem triumfalnym dla uczczenia tego
sukcesu dedukcji.
Co w tym śmiesznego? zapytał Perrigo ochryple, a Simon jakoś się opanował.
Pozwól mi wytłumaczyć. Diamenty są cenne zwłaszcza wtedy, gdy ich posiadanie jest
sprzeczne z prawem. Mając przy sobie taki towar, staramy się jak najmniej ryzykować. Trzymamy go
jak najbliżej siebie, nie kładąc jednak do kieszeni, które mogą okazać się niepewne. Zaszywamy je w
ubranie. Frankie tak zrobił. Poczekaj chwilkę! Zwięty poruszał się jak błyskawica. Chwycił
następną nitkę, pociągnął ją i trafił.
Dlaczego nie wyprułeś diamentów z ubrania Frankiego, skoro miałeś czas na zamianę ubrań, to
miałbyś i na to. A więc musiało to być niebezpieczne. Dlaczego? Bo Frankie nie żył! Bo nie chciałeś
zostawiać wskazówki, co do swego motywu. Zabiłeś Frankiego i& Powoli, Perrigo! gangster
wstawał z krzesła, lecz pistolet Simona zatrzymał go wpół drogi. Zabiłeś Frankiego
powiedział
Zwięty i przebrałeś się w jego płaszcz.
Perrigo odprężył się powoli.
Nie wiem, o czym mówisz powiedział.
Wiesz. Spózniłeś się o trzy minuty ze swoim blefem. Pociąg odjeżdżał zostawiając cię w szatni
dla panów. Gdzie nie miałeś prawa przebywać. Zdejmuj płaszcz!
Perrigo ociągał się chwilę, a potem posłuchał ponuro. Rzucił odzież pod stopy Zwiętego, a ten
przykląkł na kolano i zaczął ją klepać płasko rozłożoną dłonią. Sprawdzał tak każdy cal płaszcza,
poszukując twardej wypukłości, która zdradziłaby miejsce wartego pół miliona dolarów towaru
Frankie
Hormera.
Takie żniwa niezmiennie dostarczały Zwiętemu wielkiej radości, jak rolnikowi, który sprawdza
kłosy, ścina zdzbła i układa je w stodole. Czuł się wówczas zharmonizowany ze światem& Bystrymi
palcami przeciągnął po rękawach i klapach& Przeszukał dół płaszcza i przeszedł na jego plecy.
Wywrócił kieszenie i sprawdził znaleziony w jednej z nich portfel.
A potem odwrócił płaszcz ponownie i zaczął szukanie od początku. Nie mógł się pomylić. Był
całkowicie pewny wyników swej dedukcji. Dowodów na ich trafność było wiele. Chwile olśnienia
nigdy w życiu go dotąd nie zawiodły. Przywykł polegać na wnioskach, jakie z nich wyciągał i
uważać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]