[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sztuka życia. To filozofia życia.
- Jezu! - jęknęła. - Dziwnie pan gada.
- Gdzie się zatrzymaliście? - zmieniłem temat.
- W hotelu w Piszu.
Kiwnąłem ze zrozumieniem głową i wybrałem grota. Płynęliśmy wolno bajdewindem
prosto na Kanał Jegliński, gdyż nie zapomniałem o cumujących na przystani kempingu
Muszkieterach. Wypatrywałem z daleka ich łodzi i zdaje się, że moi prześladowcy wciąż
spali, gdyż na pokładzie  D Artagnana nie było żadnego ruchu.
- Gdzie my płyniemy? - zdziwiła się kobieta. - Nie na wschód?
Nie chciałem jej wyjaśniać, że względy bezpieczeństwa kazały mi omijać z daleka
sąsiednią przystań w Piszu.
- To dla rozgrzewki - wyjaśniłem. - Nabierzemy rozpędu i zaraz odbijemy na wschód.
Wolno zostawialiśmy za plecami skąpane w słońcu miasto, mijając po drodze kilka
żaglówek, na które pani Danuta nawet nie zerknęła.
- Jakim jachtem żegluje pani Przeciętniak? - zapytałem.
- A bo ja wiem, jakim? Większy od pańskiego, z sypialnią na dole...
- To mesa.
- Może i mesa.
- Wypożyczył tę łódz?
- Wypożyczył.
W pobliżu ujścia kanału do jeziora przyciągnąłem rumpel do siebie i jacht odwrócił się
rufą niemal do wiatru, jednocześnie wyluzowałem grota, następnie wyprostowałem ster, gdy
jacht osiągnął pożądany kurs. Teraz pełnym baksztagiem popłynęliśmy ku wschodniemu
krańcowi jeziora Roś, kontrolując ustawienie żagla przez luzowanie go aż do łopotania liku
tylnego i ponownego wybierania go aż do ustania łopotania. Te podstawowe czynności, jakie
każdy właściciel żaglówki musi znać i wykonywać, wzbudziły w pani Danucie ogromny
respekt, ale i zarazem zniechęciły ją do mnie. Pewnie przypominałem jej Przeciętniaka, który
musiał wykonywać te same czynności do znudzenia.
Uśmiechnąłem się do swoich myśli.
- Z czego pan się śmieje? - zapytała.
- To radość - odparłem poważnie.
- Radość? - zmarszczyła czoło. - A z czego tu się cieszyć?
- Niech pani tylko popatrzy - zrobiłem ruch rękaw kierunku zwężającej się na
wschodzie rynny jeziora, a następnie omiotłem szerokim gestem podmokłe łąki brzegowe. -
Czy tu nie jest cudownie? Płyniemy cicho, a porusza nas bezgłośny podmuch, kto wie, może
to sam Bóg dmie swoimi niewidzialnymi ustami. Proszę zerknąć na przeciwległy brzeg, ile
tam wolności uwięziono wśród szuwarów i drzew...
- Zaraz, zaraz - zachichotała. - Wolności? Dlaczego  uwięzionej ? Uwięziona
wolność? To mi się nie podoba. To się wyklucza...
- Ma pani rację. Zagalopowałem się. Marny ze mnie poeta. Chciałem, powiedzieć, że
dziki brzeg tchnie wolnością i czystością, jest tam cisza...
- Cisza? Nie słyszy pan, jak ptaki świergolą? Aż uszy puchną od tego wrzasku. I to ma
być cisza?
- Hm, znowu ma pani rację. Faktycznie, nie jest tu cicho, ale przyzwyczajonemu do
miejskiego gwaru człowiekowi wydaje się, że panuje tu absolutna cisza. To chciałem wyrazić.
Zpiewu ptaków nie traktuję bowiem jak hałasu.
- A mówił pan, że jest tutejszy - puściła do mnie oko.
- Pracowałem w mieście, w bardzo dużym mieście, miałem wspaniałą posadę -
westchnąłem nazbyt nostalgicznie.
- A co pan porabiał?
- Pracowałem w Warszawie, w Ministerstwie Kultury i Sztuki.
- Lubię duże miasta - teraz ona westchnęła. - W dużych miastach czuję, że żyję.
Jestem tam bezpieczna. %7ładen padalec mnie nie ukąsi, nie latają te przeklęte komary i nie ma
wilgoci. Zawsze jest woda w kranie, ciepła i zimna, czysty klozet i telewizor odbierający
kanały bez zakłóceń. W sklepach pełne zaopatrzenie i miła obsługa.
- I drogo - dodałem skwapliwie.
- Od tego jest mężczyzna, żeby kobiecie wydawało się, że jest tanio - powiedziała bez
namysłu.
- A kobieta?
- Kobieta jest od wydawania.
- To się nazywa równouprawnienie - szepnąłem.
- Nie powie mi pan, że kobiety mają lepiej niż mężczyzni. Co to, to nie!
- Może nie jest tak wspaniale, skoro niektórzy faceci muszą uciekać przed kobietami -
popatrzyłem na nią z kwaśnym uśmiechem.
- Ma pan na myśli mojego Przeciętniaka? - zdenerwowała się. - On nie może narzekać.
Dobrze zarabia, ma własny dom, a po rozwodzie nie chciał płacić. I gdzie tu jest
sprawiedliwość?
- Nie znam się na takiej sprawiedliwości. Jedyna jaką uznaję, to boska.
- Dziwny z pana człowiek - pokręciła z dezaprobatą głową. - Proszę pana, jeśli
mężczyzna rzuca kobietę, to powinien zabezpieczyć jej egzystencję na resztę życia. Rozumie
pan? Moim skromnym zdaniem, to powinno dotyczyć także osób żyjących ze sobą w
konkubinacie. Facet jest od tego, by zapewnić kobiecie dobre życie...
- Zaraz - przerwałem jej. - Wspominała wcześniej pani o równouprawnieniu. Jeśli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl