[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stworzenia.
Potem pobiegł. Biegł bez oglądania się do tyłu, wyrzuciwszy po drodze
bezużyteczną strzelbę. Do jeepa. Porucznik Swallow wyciągnęła strzelbę ze
schowka z tyłu samochodu. Jemu też proponowała. Musi tam wciąż być. Inna
broń też.
Prawie mu się udało, gdy nagle pod jeepem eksplodowała ziemia.
Wężopodobny stwór z opancerzoną głową i ostrzami wystającymi z
ramion już tam na niego czekał.
Mike rozpłaszczony na ziemi przez wybuch szybko zaczął pełznąć w tył,
byle dalej od wężowatego stworzenia. Patrzyły na niego żółte i błyszczące
oczy stwora, osadzone głęboko pod ochronnym pancerzem.
W oczach tych odbijała się inteligencja i głód, ale nic, co przypominałoby
duszÄ™.
Potwór stanął na ogonie, górując nad zgruchotanym jeepem, gotowy do
skoku. Mike zasłonił twarz ramieniem i krzyknął.
Jego wrzaski zostały zagłuszone przez odgłos szybkostrzelnego karabinu
na pełnej szybkości.
Mike spojrzał w górę i zobaczył wielką maszkarę skręcającą się i
dygocącą pod niekończącą się salwą pocisków. Wijąc się strzelała kolcami,
które wylatywały z jej opancerzonego ciała i przeszywały pobliski grunt
niczym śmiercionośny deszcz.
Jeden z pocisków dotarł do znajdującego się w jeepie paliwa i cały pojazd
stanął w płomieniach, pochłaniając także wężo-stwora. Wywrzaskiwał on
coś, co mogło być przekleństwem albo wołaniem do nieznanego boga.
Eksplozja przycisnęła Mike a z powrotem do ziemi, a ognisty podmuch
opalił nieosłoniętą twarz i ramiona. Spojrzał na ulicę. Po pso-stworach nie
było śladu. Pozostały jedynie ciała.
Usłyszał dzwięk dochodzący zza pleców i obrócił się w miejscu, nie
podnosząc się z ziemi. Spodziewał się kolejnych stworów, ale wiedział, że się
pomylił, jeszcze w trakcie obracania się. To był dzwięk obutych stóp, a nie
szponiastych Å‚ap.
Zwalista, na szczęście ludzka sylwetka zasłaniała światło słońca.
Barczysta z ciężkim miotaczem pocisków wystającym z olstra nisko na
biodrze.
Oszołomiony Mike początkowo myślał, że cień należy do kogoś z oddziału
Swallow, że porucznik zdołała w jakiś sposób wezwać posiłki, kiedy się
rozdzielili.
Gdy przyjrzał się dokładniej, zauważył, że postać nie nosiła munduru
marines. Spodnie człowieka były z króliczej skóry, znoszone i wytarte. Nosił
dżinsową koszulę, czystą, lecz wyblakłą, z podciągniętymi rękawami. Lekka
kamizelka wojskowa, zrobiona z jakiegoś skórzanego materiału, sugerowała,
że należy do jakiegoś rodzaju wojska. Również używany przez niego impaler
na to wskazywał. Buty były dobrego gatunku, ale znoszone, podobnie jak
reszta garderoby.
 Wszystko w porzÄ…dku, synu?
Postać wyciągnęła rękę.
Mike schwycił ją i spokojnie stanął na nogi. Czuł się jak jeden wielki
siniak, a głos wydawał mu się być odległy i metaliczny.
 Tak. %7łyję  wykrztusił.  Nie jesteś z marines.
Teraz mógł dostrzec twarz wybawcy. Głowę zdobiły piaskowe blond
włosy, starannie przystrzyżone wąsy i broda. Postać splunęła w kurz.
 Nie z marines? Zgaduję, że powinienem to potraktować jako
komplement. Reprezentuję miejscowe prawo na tych terenach. Strażnik Jim
Raynor.
 Michael Liberty. UNN, Tarsonis.
 Dziennikarz?  zapytał Raynor.
Mike przytaknÄ…Å‚.
 Znalazłeś się daleko od domu, co?
 Taa. Przygotowujemy reportaż... O Boże.
 Co?
 Swallow! Porucznik! Zostawiłem ją w punkcie skupu!  Mike zataczając
się, ruszył w kierunku budynku. Stróż prawa podążył za nim, trzymając się
blisko i z bronią w pogotowiu. Na skutek wybuchu nie było widać żadnych
pso-stworów.
Mike znalazł porucznik Swallow leżącą twarzą do dołu, wciąż do połowy
tkwiącą w jamie, z jedną ręką zaciśniętą na rękojeści noża, a z drugą
zaciśniętą luzno na desce z podłogi.
Strażnik obejrzał pomieszczenie.
 Synu  powiedział. Zabrzmiało to jak ostrzeżenie.
 Pomóż mi z nią  powiedział Mike, łapiąc Swallow za rękę, w której
trzymała nóż.  Możemy ją podnieść i... O Boże.
Porucznik Emily Swallow poniżej pasa nie istniała. Jej ciało kończyło się
postrzępionymi nitkami mięsa, a kilka kręgów wisiało z rozerwanego
kręgosłupa niczym koraliki z zerwanego naszyjnika.
 O Boże.  Mike puścił ciało. Ześlizgnęło się z powrotem do jamy z
obrzydliwym ciamkaniem. Usłyszeli głuchy odgłos spadającego ciała i
dzwięki wydawane przez coś innego poruszającego się na dole.
Mike upadł na kolana, pochylił w przód i zwymiotował. Potem drugi raz i
trzeci, aż dotąd, dopóki nie dostał suchych torsji. Kręciło mu się w głowie i
miał wrażenie, że coś wyssało mu całą krew z mózgu.
 Nie chciałbym przeszkadzać  powiedział Raynor  ale sądzę, że
musimy ruszać. Myślę, że sprzątnąłem jednego z ich oficerów. Mianowicie
kapitana, jeśli chcesz znać moje zdanie. Przegrupowują się. Lepiej chodzmy.
Na zewnątrz mam pojazd. Przerwał na chwilę, a pózniej dodał  Przykro mi z
powodu twojej przyjaciółki.
 Taa.  Mike w końcu złapał powietrze.  Mnie też.
Rozdział 6
Robale
Wojna jest tak łatwa do ogarnięcia na papierze. Wydaje się tak odległa
i akademicko czarno-biała. Nawet przekazy wideo mają chłodny,
bezstronny charakter, który nie pozwala odbiorcy na zrozumienie, jaka
jest okropna prawda.
To nic innego jak mechanizm ochronny, pozwalajÄ…cy odbierajÄ…cym
informacje oddzielić relacje i liczby od strasznej rzeczywistości. To
dlatego przywódcy armii mogą uczynić swoim oddziałom wszystkie
rodzaje okrucieństw, o jakich nie pomyślałby żaden zdrowy na umyśle
człowiek, nawet jeśli spojrzałby owym dowódcom w twarz. Dlatego
zresztą nie ma takiej możliwości.
Ale kiedy patrzysz w oczy śmierci, kiedy musisz zdecydować, czy
zadawać śmierć, czy samemu zginąć, to wszystko się zmienia.
Klapki z oczu spadają i musisz stawić czoła niedorzeczności.
 MANIFEST LIBERTY EGO
 Nazywają je Zergami  powiedział strażnik Raynor, wsiadając na swój
powietrzny jednoślad.  Te mniejsze to zerglingi. Ten wężowy, którego
wysadziliśmy w powietrze, jest nazywany hydraliskiem. Przypuszcza się, że
są mądrzejsze niż te małe.
Mike wciąż miał w ustach smak, jakby płukał je wodą z kałuży, ale mimo
tego zmusił się do ich otworzenia.
 Kto nazywał te stwory? Kto mianował je Zergami?  zapytał.
 Marines  odpowiedział Raynor.  To od nich znam te nazwy.
 Czy wspominali też o czymś nazywanym Protossami?
 Taa  przytaknął Raynor, zapinając pasy reportera.  Mają świetliste
statki i rozwalili Chau Sarę. Jak rozumiem, mogą też przylecieć tutaj. To
dlatego wszyscy martwią się o życie.
 Czy jedni i drudzy sÄ… tym samym?
 Nie mam pojęcia. A ty?
Mike wzruszył ramionami.
 Widziałem ich statki nad Chau Sara. Byłbym zdumiony, dowiedziawszy
się, że te... rzeczy... nimi kierowały. Może są sojusznikami? Może
niewolnikami?
 Możliwe. To lepsze niż alternatywa.
 To znaczy?
 To, że mogą być wrogami  powiedział przedstawiciel prawa, odpalając
silnik pojazdu.  To byłoby katastrofalne dla kogoś znajdującego się między
nimi.
Okrążyli martwą miejscowość Anthem Base po raz ostatni. Liberty
nagrywał zniszczenia na swoim urządzeniu komunikacyjnym, podczas gdy
Raynor odpalał granaty rozpryskowe, celując w drewniane budowle.
Zostawili za sobą słup dymu.
Raynor wyjaśnił, że przeprowadzał zwiad dla grupy uchodzców. Ludzi z
miejscowego rządu. Znajdowali się parę klików dalej w miejscu nazywanym
Backwater Station.
 Jeden z obozów dla ewakuowanych znajduje się trzy kliki wcześniej w
tamtą stronę  Mike pokazał w tył.  Nie zmierzasz w tamtym kierunku?
 Nie. Otrzymałem raport o kłopotach w Backwater i teraz lecimy to
sprawdzić.
 Nie było tam wzmianki o obozie?
 Nie. Oczywiście wygląda na to, że Konfederacja chce, żeby mieszkańcy
biegali w kółko niczym kurczaki z odciętymi głowami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl