[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziećmi Moranów. Drugie dziecko pani Moran urodziło się w styczniu
1963 roku. Jednym słowem pani Moran dobrze pamięta, \e pani
Larkin znikła pod koniec lata tego roku.
- Jaką przyczynę zniknięcia podawał jej mą\? - spytał Hanley.
- Twierdził, \e go porzuciła - odparł detektyw bez wahania. -
Nikt nie miał co do tego wątpliwości. Larkin cię\ko pracował, nigdy
nie chciał wychodzić wieczorami, nawet w soboty. Dlatego właśnie
pani Larkin mogła pełnić funkcję opiekunki dzieci sąsiadów. W związ-
134
ku z tym mał\onkowie często się kłócili. I jeszcze coś: pani Larkin była
kapryśna, lubiła flirtować. Kiedy spakowała manatki i poszła sobie,
nikt się specjalnie nie zdziwił. Niektóre kobiety uwa\ały, \e Larkin na
to zasłu\ył, poniewa\ nie traktował jej wystarczająco dobrze. Nikt go
o nic nie podejrzewał.
Detektyw przerwał na chwilę dla zaczerpnięcia oddechu, po czym
kontynuował:
- Po jej odejściu Larkin zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Coraz
rzadziej wychodził, przestał dbać o siebie i o dom. Sąsiedzi ofiarowali
mu się z pomocą, jak to bywa w małych osiedlach, ale on zawsze
odmawiał. Wreszcie zostawiono go w spokoju. W kilka lat pózniej
utracił pracę w sklepie i został nocnym stró\em. Wychodził z domu po
zmroku i wracał o wschodzie słońca. Drzwi miał zawsze zamknięte na
cztery spusty. W nocy, bo go nie było, a w dzień, bo chciał spać. Tak
przynajmniej mówił. Zaczął wtedy hodować zwierzęta domowe.
Z początku fretki w szopie na tyłach domu. Ale uciekły. Potem gołębie.
Ale poleciały i ktoś je wystrzelał. Wreszcie od dziesięciu lat kury.
Ksiądz proboszcz potwierdził większość wspomnień pani Moran.
Pani Larkin była Angielką, lecz i praktykującą katoliczką. Chodziła
regularnie do spowiedzi. W sierpniu 1963 roku uciekła -jak mówili
ludzie - z przyjacielem. Ksiądz Byrne nie miał \adnych innych
przypuszczeń. Nie mógł zdradzić tajemnicy spowiedzi, posunął się
jednak do tego, \e oświadczył, i\ właściwie jest tego pewien. Kilka razy
odwiedził Larkina, ale ten nie był praktykujący i nie \yczył sobie
duszpasterskiej pomocy. Swoją zaginioną \onę nazywał dziwką.
Wszystko się zgadza, rozumował Hanley. Chciała go porzucić, on
dowiedział się o tym i uderzył ją, prawdopodobnie trochę za mocno.
Strona 81
Forsyth Opowiadania.txt
Mój Bo\e, ile\ to razy tak się zdarza!
Listonosz nie miał wiele do dodania. Mieszkał niedaleko Mayo
Road i odwiedzał lokalny bar. Pani Larkin lubiła sobie wypić
szklaneczkę w sobotni wieczór, a pewnego lata popracowała kilka
tygodni jako barmanka. Mą\ zaprotestował. Listonosz pamiętał, \e
pani Larkin była znacznie młodsza od mę\a, wesoła i pełna \ycia,
lubiła te\ sobie czasem poflirtować.
- Jak wyglądała? - zapytał Hanley detektywa.
- Była niska, około stu pięćdziesięciu ośmiu centymetrów. Raczej
tęga, w ka\dym razie o zaokrąglonych kształtach. Miała ciemne,
wijące się włosy i wydatny biust. Lubiła się pośmiać. Listonosz
wspominał, \e warto było popatrzeć, jak pompowała piwo do kufli
z takiej staroświeckiej beczki. Larkin wściekł się, kiedy się dowiedział,
co ona robi. Przyszedł do pubu i zabrał ją do domu. Wkrótce potem
uciekła, a mo\e zaginęła.
135
-Hanley wstał i przeciągnął się. Dochodziła północ. Poło\ył dłoń na
ramieniu młodego policjanta.
- Jest pózno. Idz do domu. Spiszesz to wszystko jutro rano.
Ostatnią osobą, która odwiedziła Hanleya tego wieczoru, był szef
detektywów, który wracał z miejsca przestępstwa.
- Teren jest oczyszczony - powiedział. - Do ostatniej cegły.
Nie znalezliśmy \adnego śladu, który mógłby nam być pomocny.
- Więc zostały tylko zwłoki tej biednej kobiety, mo\e one nam
coÅ› powiedzÄ…. A mo\e Larkin siÄ™ zdecyduje.
- Czy ju\ coś mówił?
- Jeszcze nie. Ale powie. Ka\dy w końcu mówi.
Główny inspektor poszedł do domu. Hanley zatelefonował do
\ony i powiedział jej, \e spędzi noc w biurze. Tu\ po północy zszedł
na dół do cel. Stary człowiek nie spał. Siedział na brzegu pryczy
i wpatrywał się w przeciwległą ścianę. Hanley skinął głową dy\urują-
cemu policjantowi i wszyscy trzej poszli na górę, do pokoju śledczego.
Policjant usiadł w kącie z notatnikiem w ręku, a Hanley stanął przed
starcem i wyrecytował ostrze\enie:
- Herbercie Jamesie Larkinie, nie jest pan zobowiÄ…zany do
mówienia czegokolwiek, ale wszystko, co pan powie, zostanie zapisane
i mo\e być u\yte jako dowód przeciwko panu.
( " Następnie usiadł naprzeciwko więznia.
- Piętnaście lat, panie Larkin. To kawał czasu jak na współ\ycie
z taką sprawą. To było w sierpniu 1963 roku, prawda? Sąsiedzi to
pamiętają, ksiądz pamięta, listonosz te\. Dlaczego nie chce mi pan
wszystkiego opowiedzieć?
Stary człowiek podniósł oczy, popatrzył na Hanleya, ale po kilku
sekundach opuścił wzrok. Milczał. Hanley próbował zmiękczyć go
niemal do świtu. Aresztant nie wydawał się zmęczony, ale siedzący
w kącie policjant ziewał co chwila. Larkin był przez wiele lat nocnym
stró\em, przypomniał sobie Hanley. Prawdopodobnie był bardziej
śpiący w dzień ni\ w nocy.
Kiedy inspektor uznał się wreszcie za pokonanego, przez mleczne
szyby okna pokoju śledczego przesiąkało ju\ szare światło.
- Rób, jak chcesz - powiedział. - Ty mo\esz milczeć,
ale mówić będzie twoja Violet. Dziwne, prawda? Przemawiać
po piętnastu latach z grobu za ścianą. Ale ona za kilka godzin
przemówi do dy\urnego patologa. Powie mu, co i jak. Powie
mu, co jej się przytrafiło, kiedy to się stało, a mo\e nawet
dlaczego. Wtedy wrócimy do ciebie i oskar\ymy cię oficjalnie
o morderstwo.
Hanley niełatwo się unosił, ale milczenie starca doprowadzało go
136
do irytacji. Nie dlatego, \e powiedział za mało, ale dlatego,* \e
absolutnie nic nie mówił. Po prostu patrzył na Hanleya z dziwnym
wyrazem oczu. Co oznaczało to spojrzenie? - pytał Hanley samego
siebie. Szok? Strach przed nim, Hanleyem? Wyrzuty sumienia? KpinÄ™?
Nie, nie kpinę. Ten człowiek nie miał przecie\ \adnej szansy.
Inspektor wstał, potarł wielką dłonią szczecinę na podbródku
i wrócił do swojego gabinetu. Larkina odprowadzono do celi.
Strona 82
Forsyth Opowiadania.txt
Hanley przespał trzy godziny w fotelu. Nogi wyciągnął przed siebie
i z głową przechyloną w tył głośno chrapał. Wstał o ósmej, poszedł do
toalety, umył się i ogolił. Dwaj zdziwieni młodzi policyjni praktykanci
zaskoczyli go tam o wpół do dziewiątej, kiedy przyszli na słu\bę, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl