[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Marshall.  Nie mają w tej chwili najłatwiejszego zadania.
 Ale nie da się zaprzeczyć, że nie posunęli się ani o krok w poszukiwaniach przy-
czyny zachorowań. Są dziś dokładnie w tym samym punkcie, w którym byli tuż po
pierwszym przypadku  zareplikował Neef.
 To niekoniecznie ich wina  odparł Marshall.
 Nie mówię, że ich  skontrował Neef.  W gruncie rzeczy zgadzam się z tobą,
ale to w niczym nie zmienia faktu, że do niczego nie doszli.
Neef zerknął na zegarek. Dochodziła dziewiąta trzydzieści pięć. Miał być na uniwer-
sytecie o dziesiÄ…tej.
 Dzień pełen zajęć, Michael?  zapytał Heaton zauważywszy ten gest.
 Jak wszystkie  westchnÄ…Å‚ Neef.
 No cóż... Jeśli nie ma więcej spraw...
Wszyscy przecząco pokręcili głowami.
 A zatem zaczynamy nowy tydzień.
Heaton podszedł do Neefa i poinformował go, że nadał już bieg sprawie wniosku
o uzyskanie w trybie nadzwyczajnym pozwolenia na używanie wektora.
 Jestem ci wdzięczny  odpowiedział Neef.
 Naprawdę wierzysz, że to może się udać?
 Jestem optymistą. Muszę nim być.
Heaton uśmiechnął się szeroko.
 W twoim położeniu chyba nie możesz sobie pozwolić na nic innego, musisz być
optymistą, inaczej byś zwariował. To niełatwa sprawa, ale jeśli dobrze sobie przypomi-
nam, podczas próbnej terapii odnieśliście jeden sukces.
 àomas Downy  przytaknÄ…Å‚ Neef.  Nowotwór móżdżku, który zauważalnie
maleje. Ten chłopiec ma dziś rano kolejny skaning. Zawiadomię cię, jaki jest wynik.
 Bardzo cię proszę!  powiedział z zapałem Heaton.  Taka historia byłaby świet-
nym uzupełnieniem artykułu Marka. Udane zastosowanie terapii genowej w walce z ra-
kiem wysunęłoby nas na czoło w świecie medycyny. Szpital św. Jerzego stałby się sław-
nym ośrodkiem, wykorzystującym osiągnięcia nauki. Bylibyśmy znani na całej kuli
ziemskiej jako najlepsi. Napływałyby pieniądze. Pacjenci kołataliby do naszych drzwi,
byle tylko się tu dostać.
 Byłoby wspaniale  przyznał Neef beznamiętnym tonem.
184
 Mówię poważnie, Michael. Jeśli to dziecko całkowicie wyzdrowieje dzięki tera-
pii genowej, to będziemy musieli rozważyć, jak najokazalej zaprezentować to prasie.
Szpitalowi potrzebna jest reklama. Co ty na to?
Neef był rozbawiony tym, jak szybko Heaton żąda rewanżu za przysługę wyświad-
czonÄ… zaledwie w niedzielÄ™ wieczorem.
 Zgoda, Tim  odrzekł.  Uważam, że jeśli nastąpi całkowite wyleczenie, a nie
tylko remisja, my i Menogen zasłużymy na trochę uwagi.
Heaton wydawał się kompletnie zaskoczony tym, że Neef zgodził się tak łatwo i bez
żadnych argumentów przeciw.
 Doskonale!  wykrzyknął w uniesieniu.  Każę Johnowi Marshallowi przygoto-
wać wstępny projekt kampanii.
¬
Było pięć po dziesiątej, gdy Neef przekroczył próg pracowni Davida Farro-Jonesa.
 Przyszedłeś w samą porę na kawę, Michael.
 Millera jeszcze nie ma?  zapytał Neef.
 Dzwoniłem na dół kilka razy, ale nikt nie odpowiada. Zważywszy w jakim był
wczoraj stanie zdziwiłbym się, gdyby w ogóle dziś się obudził.
Neef się uśmiechnął.
 Zdaje się, że długa i szczęśliwa emerytura, o której mówił wczoraj dziekan, to
w jego przypadku tylko pobożne życzenie. Każdy kolejny dzień spędzi przy butelce.
 Moim zdaniem, będzie miał szczęście, jeśli pociągnie jeszcze rok  oświadczył
Farro-Jones.
 Jak to znosi jego żona?
 Trudy? Myślę, że czeka aż Eddie umrze, żeby wreszcie mogła spokojnie dożyć
swoich dni. MajÄ… syna w Nowej Zelandii. Pewnie do niego pojedzie.
Do pokoju weszła sekretarka Farro-Jonesa, niosąc kawę.
 Bez mleka i cukru, zgadza siÄ™, doktorze?
 Co za pamięć!  odparł Neef.  Dziękuję.
 Marge mogłaby zawstydzić słonie  roześmiał się Farro-Jones.
 Nie jestem pewna, jak mam to rozumieć, doktorze  odpowiedziała Marge.
 Odchudzam siÄ™.
Obaj mężczyzni wybuchnęli śmiechem, a Marge wyszła.
 Może zejdziemy na dół, na patologię i zaczekamy tam na niego  zaproponował
Farro-Jones, gdy skończyli kawę i wyczerpali temat koszmarnej kolacji pożegnalnej.
 Dobry pomysł  zgodził się Neef.
185
Dział Patologii w Szpitalu Uniwersyteckim był o wiele bardziej rozbudowany, niż
u św. Jerzego, gdyż pełnił również funkcje dydaktyczne. Studenci pierwszego roku me-
dycyny uczyli się tu anatomii i fizjologii, toteż potrzebne były duże pracownie. Farro-
Jones poszedł do biura Eddie ego na skróty, przez główne laboratorium prosekcyjne.
Długie pomieszczenie o niskim suficie miało szyby z mrożonego szkła. Mogło tu praco-
wać jednocześnie czterdziestu studentów podzielonych na dwuosobowe zespoły. Neef
zmarszczył nos czując zapach formaldehydu.
 Jest tam kto?  zapytał Farro-Jones pukając do drzwi Eddie ego. Potem pchnął je
i wszedł do środka. Neef poszedł w jego ślady.
 Jeszcze go nie ma  stwierdził Farro-Jones.
 Ale jest jego marynarka  Neef wskazał część ubrania wiszącą na wewnętrznej
stronie drzwi.
 Może to taka, którą zawsze tu trzyma  odrzekł Farro-Jones.
 Jego teczka też  Neef pokazał czarną walizeczkę na dokumenty, leżącą w rogu
pokoju obok sza4ài.
 Dziwne... Może wyszedł i żegna się z ludzmi.
 Zapytajmy kogoś.  Po chwili Neef zastukał do drzwi obok.
 Proszę  odpowiedział głos mówiący z indyjskim akcentem.
 Szukam Eddie ego Millera. Widział go pan dziś rano?
 Pół godziny temu. A kim pan jest, jeśli wolno...
Farro-Jones wetknął głowę do pokoju.
 Wszystko w porządku, Vijay. On jest ze mną. Przyszliśmy pożegnać się z Eddie-
 em.
 A, David! Eddie gdzieÅ› tu jest.
 Wszystko z nim w porządku?  zapytał Farro-Jones.
 Wygląda, jakby trochę bolała go głowa.
 Dzięki, Vijay. Poszukamy go.
Neef i Farro-Jones obeszli całą patologię. Kilka osób widziało Eddie ego, ale już dobre
pół godziny temu. Wrócili więc do pokoju starego patologa. Jego marynarka i teczka
nadal tam były. Postanowili zaczekać na jego powrót. Minęło dziesięć minut, ale Eddie
się nie pojawił.
 No, dalej, Eddie...  mruknÄ…Å‚ Farro-Jones patrzÄ…c na zegarek.  Nie mogÄ™ tu
sterczeć cały dzień. Mam swoją robotę.
 Poszukajmy go jeszcze raz  zaproponował Neef.  Może spaceruje gdzieś w no-
stalgicznym nastroju, patrzÄ…c po raz ostatni na dobrze znane miejsca. Rozdzielimy siÄ™,
a potem znów spotkamy tutaj.
 Masz rację. Szkoda czasu na siedzenie w tym pokoju  zgodził się Farro-Jones.
186
Neef poszedł zgodnie z ruchem wskazówek zegara i najpierw trafił do muzeum pa-
tologii przeznaczonego dla studentów. Cicha sala pełna była oszklonych gablot z błysz-
czącego mahoniu. Ich zawartość stanowiły zdeformowane i zniszczone chorobami na-
rządy ludzkie. Zatrzymał się przy jednej z nich i obejrzał wyjątkowo zniekształcony
płód. Napis poniżej brzmiał: USZKODZENIA WYWOAANE PROMIENIOWANIEM.
W końcu sali siedział za biurkiem mały, zgarbiony człowieczek w uniformie uniwer-
syteckiego woznego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl