[ Pobierz całość w formacie PDF ]
krakowska - blu%7ńnił, herezje urządzał. Po wojnie został posłem. Gadał masę. Mieszkaliśmy w tym
samym domu, piętro niżej, więc okazji do spotkań i awantur było mnóstwo, z tym, że dzieci się
przyja%7ńniły (coś w rodzaju Romeo i Julii). Pamiętam, że gdy kiedyś przyszedłem, akurat było Koło
Młodych, którym opiekował się Polewka, on tam opowiadał różne komunistyczne trele_morele. Ja
mówię: "Dobrze, ale czy pan opowiedział o tym, że pan uciekł ze Lwowa do Krakowa - pod
okupację niemiecką, żeby nie zostać posłem sowieckim". Bo go chcieli Rosjanie zrobić posłem. A
on mówi: "Wy zawsze jakieś takie rzeczy mówicie nie ~a propos". Trzeba powiedzieć, żeśmy się
znosili. Nawet gdy mnie chcieli wywalić ze Związku Literatów - Turowicza i mnie. Mnie za to, że
powiedziałem, iż Stalin coś głupiego napisał. Ja się broniłem i powiedziałem, że Stalin głupi nie
jest. Wojnę wygrał, więc widać. A poza tym coś takiego powiedziałem, że: "Wolno psu na Pana
Boga szczekać. Na Napoleona też wymyślali, na Piłsudskiego też wymyślali". Mnie bronili
koledzy. Cały sąd był. Wtedy Polewka, przewodniczący, powiedział: "Zwracam kolegom uwagę na
powiedzenie kolegi Kisielewskiego: "Wolno psu na Pana Boga szczekać". Uważam, że kol.
Kisielewski w swojej samokrytyce poszedł dalej niż można było oczekiwać. Ustawił siebie, ustawił
Stalina według swoich pojęć, i proponuję tylko karę w zawieszeniu". Ja go dosyć lubiłem, był
rozwichrzony, zdolny, a mało pisał. Popić lubił. Znam dobrze jego synów i lubię. Postać czysto
krakowska. Tu nie znana. Jedną, jedyną powieść w życiu napisał pt. "Cud" - antyreligijną. Napisał
jeszcze sztukę "Igrce w gród walą" według francuskiej starej komedyjki, z moją muzyką. Karol
Popiel - stary polityk galicyjski, chrześcijańsko_demokratyczny, następca Korfantego, tylko, że
mniej zdolny, taki trochę plotkarz, nerwus, ale sympatyczny człowiek. Sprawił to, że ja się nie
zapisałem do Stronnictwa Pracy. Mianowicie z Jasienicą złożyliśmy wnioski do S$p po wojnie,
kiedy je zalegalizowano. Nagle przyjechał do Krakowa Popiel, miał wielkie spotkanie w sali
filharmonii i bez przerwy wymyślał na sanację i Piłsudskiego, bo on był wię%7ńniem brzeskim i
nigdy Piłsudskiemu nie wybaczył. Ale po wojnie, po wszystkim, jak facet przyjeżdża z emigracji, z
Londynu, i tylko tyle ma do powiedzenia, że sanacja zgubiła Polskę - to już było irytujące. I
pamiętam, że z tego wiecu prosto poszedłem do lokalu S$p wycofać papiery, a tam mi powiedzieli:
"Wie pan, dobrze, że pan wycofuje, bo i tak będzie rozłam i robią Popielowi koło pióra...". W
rezultacie Popiel wyjechał jeszcze przed wyborami. Wyjechał legalnie, ale pozostał na emigracji.
Spotykałem go parokrotnie i stale musiałem się tłumaczyć, bo dowiedział się, że ja te papiery
wycofałem. Więc dlaczego? Ja mu tłumaczyłem, że jednak się wygłupiał z tym Piłsudskim.
Najgorsze rzeczy stale mówił o Piłsudskim, na to nie było rady. No, ale żeśmy się jakoś przyja%7ńnili.
Ksawery Pruszyński - znałem mało. Był to hrabia, który się kajał, że był wrogiem ludu, że on chce
z ludem, z Rosją i ze wszystkim. Ja mu perswadowałem, żeby się za bardzo nie wygłupiał. Ale
został ambasadorem - jak wiadomo - w Hadze. Najpierw w ogóle chciał pośredniczyć między
Rzymem a Polską. Między Kościołem a komunistami. Je%7ńdził do Rzymu, do Papieża. Potem został
ambasadorem w Hadze, no i zginął przedwcześnie w katastrofie samochodowej. Doskonały pisarz.
Znałem go jeszcze z "Buntu Młodych" przed wojną, bo to był przyjaciel Giedroycia. To specjalna
formacja - tacy ukraińscy ziemianie - Polacy. Józef Prutkowski - to śmieszna postać. Straszny pijak,
rozrabiacz. Przyjaciel generałów i w ogóle całej elity partyjnej, która mu na wszystko pozwalała.
Urządzał najrozmaitsze kpiny. Pamiętam, jak przyjechał Rawicz z Paryża, zresztą potem odebrał
sobie życie. Ten Rawicz bardzo chciał przyjechać do Polski, w końcu przyjechał jako reprezentant
jakiejś firmy, bo nie miał innego pretekstu, jako obywatel francuski. No i poszedł do S$p$a$ti$f_u,
gdzie spotkał Prutkowskiego, którego oczywiście znał ze Lwowa. Prutkowski mu się rzucił na
szyję, i mówi: "Chod%7ń, ja tu jestem w ciekawym towarzystwie". On przychodzi, siedzi jakichś
czterech, i Prutkowski mówi: "Widzisz, to jest pułkownik taki a taki, on wyrywa paznokcie. A ten to
jest taki, co ściska jaja drzwiami. A ten znowu..." Rawicz podrywa się przerażony, a to rzeczywiście
byli ubecy. Takie miał przyja%7ńnie. Pamiętam, kiedyś przyszedłem, on zaprasza na wódkę i mówi:
"Proszę pół litra żytniej". Kelnerka na to: "Ale żytniej nie ma dzisiaj". A on mówi: "Matko Bosko
Katyńsko, to już żytniej nawet nie ma!" No, to jednak było w okresie Gomułki... pozwalał sobie
niesamowicie. Zabawny bardzo. Niestety przepił się i wcześnie umarł. Gen. Tadeusz Pełczyński -
ps. Grzegorz - właściwy dowódca i inicjator powstania, bo Bór tam wiele nie dowodził. Poznałem
go dopiero w Londynie w 1957. Zadzwonił do mnie, że chce się spotkać. Spotkaliśmy się, a on był
w ogóle oficerem z "dwójki", z wywiadu. I zaczął mnie tak wywiadowczo traktować, bo mówi:
"Czy pan służył w wojsku?". Ja mówię: "Służyłem". "A w którym pułku?" "W takim i takim". "Hm,
a kto to jest Turowicz?". Ja mówię: "No, redaktor". "A czy on służył w wojsku?" Ja mówię: " O ile
wiem, to nie", "A dlaczego nie?". "Nie wiem, dlaczego", "A Stomma służył w wojsku?" W końcu
mnie to zdenerwowało i mówię: "Panie generale, a teraz ja panu chcę zadać pytanie". A on: "Proszę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]