[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zadania wykonałam bez problemu. Wystarczyła jedna rozmowa mojego człowieka z szefem
miejscowych służb sanitarnych, no i oczywiście odpowiednio gruba koperta. Dziewczyna pracuje
w barze przy stacji benzynowej. Na biurku szefa służb sanitarnych leżą dwa raporty  tylko od
właścicielki baru zależy, na którym z nich znajdzie się jego podpis i pieczątka.
 A co ja mam mieć z tym wspólnego?  zapytała obojętnie Anita.
 Twoja redakcja obejmie patronatem pewną imprezę&
I Irena zaczęła wtajemniczać Anitę w swój misterny plan, ujawniając tylko pewne jego
elementy, niezbędne, by dziennikarka mogła odegrać swoją rolę.
Już z daleka zobaczył kłębiący się pod komendą wojewódzką policji tłum. Gdy podjechali
bliżej, zauważył kilka wozów transmisyjnych ogólnopolskich stacji telewizyjnych i radiowych.
Samochód zatrzymał się przed bramą, a kiedy z niego wysiadł w towarzystwie funkcjonariuszy,
dziennikarze otoczyli go szczelnie i zarzucili gradem pytań.
 Skąd pan brał narkotyki?
 Czy łapówki przyjmował pan osobiście? Czy ktoś pośredniczył w tym procederze?
 Od kiedy bierze pan w łapę?
 Ilu przestępców dzięki panu jest na wolności?
 Czy wie pan, że prokurator generalny zapowiedział rewizje wszystkich pańskich spraw?
Każde pytanie było jak cios. Grubocki zwrócił się do trzymającego go za ramię policjanta:
 Zabierzcie mnie stąd.
 Za chwilę.  Krępy mężczyzna pochylił się i szepnął konfidencjonalnie:  Mamy polecenie
Komendy Głównej, by nie utrudniać dziennikarzom kontaktu z panem.
Grubocki podniósł głowę i patrzył przed siebie, ignorując kolejne pytania dziennikarzy i
usiłując zapanować nad ogarniającym go poczuciem bezradności.
 Dołek był małą celą z drewnianą, przypominającą katafalk pryczą, na którą rzucono
wytarty, cienki koc. W kącie zamocowano sedes bez deski i klapy, a ściany pokryto do połowy
szarą olejną farbą. Wyżej biały mur ledwo wyzierał spod pokrywających go napisów. Widząc ich
brązowawy kolor, Grubocki wolał nie myśleć, czym je zrobiono.
Zaczął chodzić wzdłuż celi od ściany do ściany i liczyć rytmicznie kroki. Nie mógł
zrozumieć, dlaczego w jedną stronę wychodzi o dwa kroki więcej niż w drugą. Po kilku
godzinach przysiadł na skraju pryczy, aż wreszcie znużony położył się i usiłował zasnąć,
ignorując palącą się całą noc słabą żarówkę, umieszczoną w drucianym koszu na suficie.
Zapadł w letarg, w którym nie było wczoraj, teraz ani jutra. Była tylko rozżarzona słabym
światłem przestrzeń i czyhająca poza nią czarna otchłań oraz człowiek, który w podświadomości
koncentrował wszystkie swoje siły, by nie dać się jej wchłonąć.
Stała po drugiej stronie ulicy i uważnie obserwowała dziewczynę, która podlewała trawnik
rozciągający się przed piętrowym drewnianym domkiem. Dziewczyna mówiła coś do siebie i
zaciekawiona Irena podeszła ostrożnie, stając za grubym, rosnącym tuż przy furtce dębem.
 Widzę, że tym razem nie zachowałeś się tak niefrasobliwie jak w ubiegłym roku. Tak,
będziesz zwalać wszystko na żonę, na to, że właśnie jej spodobało się to miejsce, że usiłowałeś ją
przekonać, ale przecież to ty jesteś odpowiedzialny za rodzinę!
Irena wychyliła się zza dębu i ze zdziwieniem spostrzegła, że dziewczyna przemawia do
czarnego, matowego ptaka z żółtym dziobem, który podskakiwał za nią, wyciągając tłuste
dżdżownice z podlanej przed chwilą ziemi. Ptak zdawał się całkowicie ignorować głos
dziewczyny, ale ta mówiła dalej, nawet zatrzymała się i pogroziła mu palcem.
 Cudem jakimś kot pani Marii was nie zeżarł! Kto to widział, zakładać gniazdo w dzikim
winie, na siatce, pod którą bez przerwy lata Malta i po której może się wspiąć nawet ten opasły
kocur! Teraz to rozumiem, tu jest w miarę wysoko, gęsto i tuja rośnie sobie na uboczu.
Wychowasz pisklęta bezstresowo.
Ptak przechylił głowę, dziabnął jeszcze jedną dżdżownicę i zupełnie lekceważąc dziewczynę,
odleciał.
Irena uchyliła furtkę. Skrzyp lekko zardzewiałych zawiasów zwrócił uwagę dziewczyny i
wielkiego psa, który pojawił się znienacka i usiadł przy jej nodze. Lekko uniósł górną wargę,
pokazując potężne kły, a z jego gardła wydobył się złowrogi pomruk.
 Malta, spokój!  Zdecydowana komenda sprawiła, że suka zamilkła, lecz jej wzrok zdawał
się ostrzegać Irenę i ta przez chwilę miała wrażenie, że wilczyca doskonale wie, iż obca kobieta
nie jest przyjacielem.
 Przepraszam panią, ona jest nadopiekuńcza.  Kasia uśmiechnęła się nieśmiało, odgarnęła
spadające na twarz włosy i popatrzyła przyjaznie na wytworną nieznajomą, chowając za siebie
mocno ubrudzone ziemią ręce.
 Pani jest Katarzyna, prawda? Chciałabym chwilkę z panią porozmawiać.
 Proszę mi mówić Kasia, wszyscy tak do mnie mówią. Zapraszam do domu.
 Powiedz mi, Kasiu, co to za ptaszek, którego tak surowo karciłaś?
Dziewczyna lekko się zarumieniła.
 Słyszała pani? Może pani uzna, że jestem lekko pomylona, ale ja rozmawiam z ptakami,
zwierzętami i roślinami. To był kos, najmilszy śpiewak pod słońcem. W ogóle się mnie nie boi,
jak podlewam ogród, łazi za mną jak pies. Pani kosowa jest trochę bardziej nieufna i trzyma
dystans, może dlatego, że nie jest tak przystojna jak małżonek i ma z tego powodu kompleksy,
ale teraz siedzi na jajkach, więc jej pani nie zobaczy. A tam, na krzaku, ten mały ptaszek to
sikorka. Jak budowała gniazdo, wyciągała z koszyka kłaki Malty, wybrednie wybierając te
najbardziej puszyste. Ta pnąca róża nie chciała odbić po zimie, więc zagroziłam, że ją zetnę do
korzeni, i proszę zobaczyć.  Kasia, nie przejmując się brudnymi palcami, wskazała na wysoki
krzak pokryty maleńkimi zielonymi listkami.
Irena słuchała uważnie, podążając za nią w kierunku wejścia, i nagle pomyślała, że szczera,
dobra i chyba trochę naiwna Kasia jest jak pisklę, które bezkarnie można wyciągnąć z gniazda.
Ale przecież ona nie chce jej skrzywdzić, wręcz przeciwnie, da jej olbrzymią szansę.  Jak będzie
mądra, wyciśnie wszystko, co się da, jak cytrynę  stwierdziła w duchu i prawie wzruszona
własną szlachetnością przekroczyła próg cichego, drewnianego domu.
Wyłączył kanał informacyjny w telewizji i przez chwilę czuł satysfakcję. Mechanizm Hydry
działał niezawodnie. Silne ostrzeżenie zostało wysłane: nikt, kto stanie nam na drodze, nie jest
bezpieczny. Zachichotał bezgłośnie, przypominając sobie minę prokuratora prowadzonego przez
antyterrorystów. Nagle ogarnął go jednak niepokój. Sprawa skrytki uwierała jak za ciasny but,
nie dając o sobie zapomnieć. Choć zdawał sobie sprawę, że materiały kompromitujące część [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl