[ Pobierz całość w formacie PDF ]
posadzce. Wstań, żebym mogła dobrze usłyszeć twoje słowa.
Elizabeth poderwała się z kolan, skwapliwie spełniając polecenie
swojej pani. Woda skapywała z jej przyodziewku, na posadzce utworzyła
się już mała kałuża. Szybko rzuciła na posadzkę płaszcz, żeby woda w
niego wsiąkła. Wzięła głęboki oddech i kiedy zamierzała powtórzyć
słowa przeprosin, odezwał się nagle lord Orrick.
- Nie ty jedna zmokłaś dziś w ulewnym deszczu - powiedział, równie
łagodnym głosem jak jego małżonka. - Podejdz, Elizabeth, bliżej palenis-
ka. Ogrzejesz siÄ™.
Lady Margaret, nawet jeśli czuła się urażona, że mąż proponuje jakieś
wygody wiejskiej nierządnicy, nie dała tego poznać po sobie żadnym sło-
wem czy gestem. Elizabeth przesunęła się kawałek bliżej do paleniska i
kornie chyląc głowę, powtórzyła swoje słowa.
- Obraziłam twego gościa, milordzie. Odmówiłam mu siebie i
znieważyłam go. Błagam o wybaczenie.
Pochyliła jeszcze niżej głowę, lękając się spojrzeć im w twarz.
Najpierw usłyszała głos lady Margaret.
- Prawdopodobnie on zasłużył na zniewagę.
- I na odmowę - dodał lord Orrick.
- A co było przedmiotem zniewagi? - spytała lady Margaret. - Jego
zachowanie czy miejsce, skąd przybył? Miejsca lepiej nie tykać, ci Szkoci
nadzwyczaj nie lubią, kiedy ktoś kpi z ich obyczajów czy ziomków.
- A jeśli jego umiejętności walki, to się nie trap. On na pewno nie
potraktował tego poważnie - rzucił kpiąco lord Orrick i zaśmiał się
głośno. Lady Margaret zawtórowała. Elizabeth, wstrząśnięta, podniosła
głowę. Nie wierzyła własnym uszom. Oni śmiali się, mało tego, jeszcze
48
RS
doradzali, jak zakpić z ich gościa!
- Elizabeth, co ty myślisz o lordzie Gawinie? - spytał lord Orrick.
Elizabeth na chwilę wstrzymała oddech. Co ona myśli o Gawinie
MacLeodzie, pochodzącym ze Szkotów? A to, że jest butny. Dumny i
nieustraszony, silny i twardy. A jednocześnie nieraz zatroszczył się o
Elizabeth. I nie chciał przymuszać jej do niczego. Czuł do niej żądzę, ale
potrafił ją poskromić. Raz tylko ją posiadł, i Elizabeth nie pojmowała,
dlaczego lord właśnie wtedy stracił panowanie nad sobą.
- Lord Gawin jest... on jest... Wybacz, milordzie, moją zuchwałość.
Ale myślę, że lord Gawin jest... bardzo osobliwy... bo... bo...
- Bo jest Szkotem - dokończyła lady Margaret, takim tonem, jakby
to wszystko wyjaśniało.
Lord Orrick znów się zaśmiał, ale krótko, i jego twarz spoważniała.
- Czas przypomnieć sobie o naszej umowie, Elizabeth.
Znów wstrzymała oddech. Co teraz? Czy lord Orrick ma zamiar jednak
wyrzucić ją z Silloth za znieważenie jego przyjaciela? Chyba nie, śmiał się
przecież z tego razem z lady Margaret! Co więc się stanie?
Jego słowa zapamiętała dokładnie. Słowa, które wypowiedział
tamtego dnia, na brzegu skalnego urwiska, kiedy w ostatniej chwili
powstrzymał ją przed uczynieniem tego ostatniego kroku w jej życiu.
- Możesz zostać w Silloth tak długo, jak chcesz. Póki sama nie
postanowisz, co dalej chcesz uczynić ze swoim życiem.
Zaczęła dygotać na całym ciele. Cała rozpacz i samotność tamtych dni
powróciły. Najpierw szła przez wiele, wiele dni. Szła, dokąd oczy
poniosą. Prawie nic nie jadła, nocą nie miała gdzie się schronić. Ale szła
przed siebie i tak znalazła się na drodze, wiodącej do wioski w Silloth.
Nie weszła do wioski. Słyszała przecież, jak większość wieśniaków
rozprawia się z wędrującymi dziewkami. Poszła dalej, tam, skąd
dobiegał świeży zapach morskiej wody. Nogi zaniosły ją na sam brzeg
skalnego urwiska nieopodal zamku.
Nie wiedziała, jak długo stała tam, wpatrując się w dół, w potężne,
spienione fale. Wiatr szarpał cienką spódnicą i wystrzępionym
płaszczem, zerwał z głowy chustkę.
49
RS
Zamknęła oczy. Tylko jeden krok. Nie trzeba więcej.
Jeden krok i zniknie cały ból. Już dla nikogo nie będzie sprzedajną
dziewką... Ale jej nieśmiertelna dusza zostanie potępiona na wieki... Czy
jednak już teraz nie jest karana za swoje grzechy? Czy za ucieczkę od tak
nieszczęsnego losu naprawdę czeka ją wieczne potępienie?
Tylko jeden krok. W przepaść.
Do dziś nie wiedziała, czy uniosła już stopę, czy nie. Nie posunęła się
jednak do przodu. Silne ręce lorda Orricka nakazały jej pozostać w
miejscu, a kiedy ocknęła się, po raz pierwszy od wielu miesięcy była w
miejscu suchym i ciepłym. Orrick dał jej schronienie w Silloth i ona je
przyjęła. Płacąc za to swoją cenę.
- Elizabeth?
Cichy głos lorda kazał oderwać się od smutnych wspomnień.
Zamrugała szybko powiekami, odpędzając z oczu mgłę przeszłości.
- Milordzie?
- Ani ja, ani moja żona nie wiemy, dlaczego obrałaś sobie właśnie
taką drogę, aby ukarać siebie. I nie naszą rzeczą jest pytać. Ale od chwili
twego przybycia tutaj minęło wiele niedziel. Wydobrzałaś, odzyskałaś
siły. Sądzę, że nadeszła pora, abyś dokonała wyboru.
- A jaki ja mogę mieć wybór, milordzie? Milady? - spytała. - Ty
jesteÅ› tu lordem, panie, i decydujesz o wszystkim. Wiele tobie zawdziÄ™-
czam i uczynię, co mi każesz.
- Elizabeth - odezwała się lady Margaret. - To pora narodzin Pana.
Także czas, kiedy przyglądamy się swemu życiu i jeśli zachodzi potrzeba,
zmieniamy je na lepsze. Lord Orrick chce cię wyposażyć i wysłać do
zakonu gilbertynek koło Carlisle, tam, gdzie przebywa moja siostrzenica.
Mogłabyś najpierw przyłączyć się do wspólnoty świeckiej, tam żyć i
pracować, a pózniej, jeśli poczujesz powołanie, możesz złożyć śluby i
zostać zakonnicą.
- Możesz też zostać tutaj - powiedział Orrick. - Ale pod warunkiem,
że inaczej zapracujesz na swój chleb.
Inaczej? Czyli jak? Przecież ona jest nierządnicą i niczego innego tutaj
robić już nie może. Dobrzy ludzie nie będą chcieli z nią się zadawać, z
50
RS
obawy, że jej nieczystość przejdzie na nich i zawładnie nimi, tak jak
zawładnęła nią.
Czyje to słowa? Ojca. Tak. On tak wtedy powiedział.
Otworzyła usta, ale lord podniósł rękę i nakazał jej milczenie.
- Nie ustÄ…piÄ™! Elizabeth, my niczego o tobie nie wiemy. SwojÄ…
przeszłość okryłaś tajemnicą, ale prawdy nie da się ukryć. Tylko ślepiec
by nie zauważył, że chowana byłaś do innego życia. Mówią o tym twoje
oczy. Za każdym razem, gdy ktoś nazwie ciebie nierządnicą, widzę w
nich ból i poczucie winy. Ja i moja żona...
Spojrzał na lady Margaret i wziął ją za rękę.
- My oboje jesteśmy przekonani, Elizabeth, że nie jesteś
nierządnicą. Nawet jeśli ty myślisz inaczej i okłamujesz siebie.
Znów zaczęła dygotać na całym ciele, jakby teraz nagle dotarło do
niej, że ma na sobie mokre ubranie. A może to nie chłód, tylko strach?
Lady Margaret podeszła do drzwi, otworzyła je i szeptem przekazała
polecenia komuś, kto czekał za progiem. Niebawem w komnacie zjawiła
się jedna z jej służących.
- Musisz się przebrać, Elizabeth, bo inaczej się rozchorujesz -
powiedziała lady Margaret. - Idz z Lynną, ona zatroszczy się o ciebie.
Służąca narzuciła Elizabeth ciepły koc na ramiona, objęła wpół i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]