[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co ty na to, żebyśmy przestali zajmować się wspominaniem osób
niezasługujących na pamięć i zabrali się wspólnie do odrabiania naszych
osobistych zaległości? - zaproponował, uśmiechając się czarująco.
Pona & Polgara
ous
l
anda
sc
- Jakich mianowicie zaległości?
- Najpierw trzeba do końca posprzątać w kuchni. - Uśmiech Justina
stracił niedawne erotyczne zabarwienie. - Potem łazienka. Nie, już czas
chyba zdjąć pościel z łóżka i wrzucić ją do pralki.
- Dobrze - zgodziła się, maskując rozczarowanie.
- No, to do roboty! - Wyskoczył z łóżka, podniósł swoje zmięte
dżinsy i włożył je, po czym sięgnął po ten sam sweter, który nosił
wczoraj.
Hanna włożyła szlafrok i zawiązała go mocno paskiem, nie
spuszczając oka z ubierającego się tyłem do niej Justina.
Musiała przyznać, że miał wspaniałe ciało. Szerokie bary, muskularne
plecy, długie nogi. Westchnęła. Drań, nawet stopy ma ładne!
%7łałosna jesteś, skarciła się. Czy ktoś w ogóle przygląda się męskim
stopom pod kÄ…tem ich urody?
Uświadomienie sobie tego faktu napędziło Hannie stracha.
Wybiegając z sypialni, powtarzała sobie stanowczo, że jej uczucia do
Justina mają podłoże wyłącznie fizyczne. Wyjątkowo silny fizyczny
pociąg, nic więcej.
Współpracując sprawnie, tak jak i poprzedniego dnia, uporali się z
porządkami w ciągu niecałych dwudziestu minut.
- Wiesz co? - odezwał się nagle Justin. - Przyznam ci się, że
zgłodniałem.
- Dopiero posprzątaliśmy kuchnię - burknęła niechętnie Hanna,
płucząc w zlewie zmywak do naczyń.
- Tak, to prawda... - Justin zademonstrował jeden ze swoich
demonicznych uśmiechów - ale spójrz na zegar.
Hanna podniosła wzrok na kuchenny zegar wiszący na ścianie i
zaniemówiła. Wskazywał pierwszą czterdzieści cztery. Niewiarygodne.
No tak, a śniadanie skończyli około dziewiątej. Minęło prawie pięć
godzin. Wystarczyło, że sobie to uświadomiła, a poczuła ssącą pustkę w
żołądku.
- Wiesz co? - Spojrzała na Justina. - Ja też jestem głodna.
- Zwietnie. No to do roboty.
Po dziesięciu minutach znowu usiedli do stołu.
O ile przy sprzątaniu kuchni zachowywali milczenie, o tyle teraz cały
Pona & Polgara
ous
l
anda
sc
czas rozmawiali.
Po jedzeniu wrócili do sypialni z zamiarem zabrania brudnej pościeli,
ale ledwie Hanna schyliła się po nią, poczuła na ramieniu dłoń Justina.
- Wiesz co? - powiedział znowu. - Moim zdaniem szkoda tak
zachęcająco rozgrzebanego łóżka, nie uważasz?
Hanna miała ochotę zaprzeczyć. Jednak zarówno język, jak i struny
głosowe wypowiedziały jej posłuszeństwo. Zdołała jedynie wydobyć z
siebie zduszone tak".
Leżąc pózniej u boku Justina, bezsilna, nasycona seksem, nie mogła
się nadziwić jego nadzwyczajnej energii. Uwielbiała tak przy nim leżeć i
czuć jego ciepło. Uwielbiała, jak owiewa oddechem jej włosy, uwielbiała
jego czułe dłonie, głaszczące ją po plecach... Westchnęła głęboko.
Czyżby to była miłość?
Nie rozpędzaj się za bardzo - po raz kolejny powtórzyła rozkaz, który
sama sobie przedtem wydała. To tylko miły przerywnik. Kilka
niezwyczajnych kolorowych dni.
Pozwól sobie jeszcze na kilka, a potem uciekaj do domu tak prędko,
jak się da, żeby twoja emocjonalna równowaga nie została zachwiana. A
pózniej hoduj w pamięci piękne wspomnienie.
Hanna, podbudowana własnym postanowieniem, oswobodziła się z
objęć Justina i sięgnęła po szlafrok.
- Idę pod prysznic - zakomunikowała, zmierzając jak najprostszą
drogÄ… do Å‚azienki.
- Hej, zaczekaj na mnie! - zawołał, wyskakując z łóżka.
Spóznił się. Hanna zamknęła się akurat w momencie, gdy dosięgnął
klamki.
- Hej, to przecież ja! - wołał przez drzwi. - Pozwól mi wejść.
- Już ci pozwalałam. Wiele razy. I było mi bardzo przyjemnie -
roześmiała się, słysząc głośne jęki, jakimi akcentował doznany zawód. -
Chcę wziąć porządny prysznic i umyć włosy szamponem. Zobaczymy
się za około pół godziny.
- Pół godziny?! - wykrzyknął Justin z desperacją. - Zostawiasz mnie
samego na tak długo? Co ja będę robił przez ten czas?
- Na pewno coś wymyślisz. - Hanna odkręciła kurki i szum wody
zagłuszył dalsze protesty.
Pona & Polgara
ous
l
anda
sc
Wychodząc z łazienki, czuła się cudownie odświeżona i zadowolona,
że udało jej się skrócić o ponad pięć minut kwarantannę Justina.
Przytrzymując poły szlafroka, weszła do sypialni, ale ku jej
zdziwieniu Justina w niej nie było. Zauważyła natomiast, że z podłogi
znikły porozrzucane części ich garderoby, a łóżko było posłane.
Ten człowiek nie przestawał jej zaskakiwać. Kto by pomyślał, że Pan
Donżuan okaże się taki porządny?
Otworzyła walizkę, wyjęła rzeczy potrzebne do przebrania się,
włożyła wygodne kapcie i włączyła suszarkę do włosów. Były już
prawie suche, gdy do pokoju wszedł Justin.
- Włożyłem pościel do pralki - oznajmił. - Za jakieś piętnaście minut
powinna się uprać. Jak może widziałaś, doprowadziłem też do porządku
łóżko.
- I oczekujesz teraz oklasków?
- Nie. Buziaczek będzie dostateczną nagrodą.
- Nie przypuszczam.
- Co to? Nie masz do mnie zaufania?
- Ani grama. - Z trudem powstrzymała się od śmiechu, widząc jego
żałosną minę. - Idz pod prysznic, a ja tymczasem skończę suszyć włosy.
- Jesteś twarda jak granit, słodka Hanno - westchnął donośnie. - To
ci tylko powiem - burknął i pomaszerował do łazienki.
Nigdy w życiu nie przyszłoby jej do głowy, że może być jej tak
dobrze z mężczyzną.
Uśmiechnięta, postanowiła nagle, że zostanie z Justinem może nawet
do końca tygodnia. Czuła się odprężona i szczęśliwa. Dlaczego nie
miałaby trochę dłużej nacieszyć się jego towarzystwem, pośmiać się,
pożartować i pofiglować w łóżku, zapominając o całym świecie?
Bądz co bądz, po tych kilku dniach rozjadą się każde w swoją stronę.
Ona wróci do Filadelfii, on na swoje ranczo w Montanie.
Prawdopodobnie nigdy się więcej nie spotkają.
Ta myśl dziwnie ją przygnębiała.
Pona & Polgara
ous
l
anda
sc
ROZDZIAA ÓSMY
Była niedziela. Hanna przyleciała do Filadelfii póznym wieczorem w
poprzedni piątek. Minął już tydzień i jeden dzień od jej powrotu do
domu.
A Justin nie dał jeszcze znaku życia.
Cóż, czy mogłaś się spodziewać czegoś innego? - pytała samą siebie,
odkurzajÄ…c automatycznymi ruchami meble w salonie.
Spędzili razem pięć dni. Pięć cudownych dni, podczas których
fantastycznie się zrelaksowała.
Jej asystentka Jocelyn zauważyła to od razu po wejściu Hanny do
biura w poniedziałek rano.
- Wyglądasz kwitnąco! - wykrzyknęła na jej widok - Byłaś w
Dakocie Południowej czy zaszyłaś się w jakimś ekskluzywnym kurorcie
z odnowÄ… biologicznÄ…?
- W żadnym kurorcie, słowo daję - zaśmiała się Hanna. - Cały czas
siedziałam w Dakocie.
- Coś cię jednak korzystnie odmieniło. - Jocelyn zmierzyła swoją
szefową taksującym spojrzeniem. - Mężczyzna? Hanna natychmiast
spiekła raka. Do diabła! Stale się teraz czerwieni, dawniej tego nie było.
Dodatkowo zdradził ją miękki, rozradowany śmiech.
- Tu cię mamy! - wykrzyknęła Jocelyn. - Przystojny? Było
romantycznie?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]