[ Pobierz całość w formacie PDF ]

morderstwa byÅ‚a zagadkÄ… nie do rozwikÅ‚ania. - Gdyby­
śmy znali odpowiedz na to pytanie...
- Gdyby tak byÅ‚o, najdroższa, caÅ‚a ta sprawa nie sta­
nowiłaby dla nas tajemnicy - powiedział Marcus Kilga-
ren, marszczÄ…c brwi.
James poruszył się na krześle.
- Jednakże, zanim Will wydobrzeje i przedstawi nam
sprawy ze swojego punktu widzenia, możemy wiele zdzia­
łać. Trzeba odnalezć kolegów Willa, żeby złożyli zeznania
i oczyÅ›cili go z zarzutu zdrady. NastÄ™pnie możemy wydo­
być prawdziwe rozkazy od Cranshawa. A ja spróbuję
znalezć jakichś świadków wczorajszych wydarzeń. Wiem,
że to trudne zadanie, ale możliwe do wykonania. Gdy do­
wiemy się czegoś konkretnego, damy ci znać - obiecał
Annabelli. W jego ciemnych oczach błysnęła swawolna
iskierka. - Będziesz musiała przekazać to Willowi. Widzę,
że znalazł jakiś nowy sposób, aby się z tobą pogodzić.
Annabella wyglądała na wzburzoną. Zapomniała, że
musi przekazać wiadomość, która przed tymi wszystkimi
wydarzeniami wydawała się najważniejsza. Jej zielone
oczy nagle rozbłysły i odwróciła się do Alicji. Nawet w tej
sytuacji była szczęśliwa z powodu zaręczyn z Willem.
- Och, Liss staÅ‚o siÄ™ coÅ› cudownego! Wczoraj po po­
Å‚udniu Will mi siÄ™ oÅ›wiadczyÅ‚! ZapomniaÅ‚am o tym po­
wiedzieć!
Annabella pomyślała z goryczą, że zawiadomieniom
o ślubie towarzyszą zazwyczaj okrzyki radości i życzenia
szczęścia. Ona zaś dwukrotnie oznajmiała, że zamierza
wyjść za mąż, i nigdy po ogłoszeniu tej radosnej nowiny
nie obsypywano jej gratulacjami. Za pierwszym razem oj­
ciec krzyczał i awanturował się, odmawiając swej zgody,
póki mu nie oświadczyła, że już oddała się Francisowi
i praktycznie jest jego żonÄ…. Tym razem byÅ‚o niewiele le­
piej, póki Alicja nie zebrała się w sobie i nie wstała, by ją
ucałować.
- Cieszę się, że się pogodziliście, Annabello - zaczęła
ostrożnie, - ale...
- Wiem - westchnęła Annabella. - Uważasz, że nie­
mądrze jest zaręczać się z człowiekiem, na którym ciążą
podejrzenia o zdradę i próbę morderstwa.
- Niezupełnie... - Alicja podchwyciła wzrok męża
i zamilkła, akurat gdy drzwi się otworzyły.
- Pani St Auby - rzekła zrzędliwie pani Frensham - na
tych różach jest pleśń i nic z nich nie będzie! Robiłam co
mogÅ‚am, ale nie nadajÄ… siÄ™ do wazonu. I - dodaÅ‚a po chwi­
li namysłu - ten męczący kapitan Harvard znowu się tu
pojawiÅ‚, wtyka nos w każdy kÄ…t kuchni i wszystkich wy­
pytuje. Może przyprawić człowieka o migrenę! Idę do
swojego pokoju.
Harvard czaiÅ‚ siÄ™ już w korytarzu, gdy Frank, z kamien­
ną twarzą, niepotrzebnie meldował o jego przybyciu.
- Kapitan Harvard do pani.
Po twarzach swych goÅ›ci Annabella poznaÅ‚a, że zasta­
nawiają się, czy przypadkiem kapitan nie dowiedział się
czegoś nowego, i że są zaniepokojeni jego przybyciem.
Jednocześnie bez słów dają jej do zrozumienia, że będą
stali za nią murem. Podniosła się i podeszła do drzwi
z wojowniczym błyskiem w oku.
- Wprowadz kapitana, Frank - rzekła słodko. - Czy
przyprowadził ze sobą swoją wesołą gromadkę?
Nie ulegało wątpliwości, że kapitan usłyszał to pytanie,
bo kiedy wszedł, jego twarz pokrywał rumieniec, a oczy
płonęły mu gniewem. Jeszcze bardziej zaniepokoił się na
widok gości Annabelli, zwłaszcza gdy wystąpił James, by
serdecznie uÅ›cisnąć mu dÅ‚oÅ„ i przypomnieć o jego dzisiej­
szej, bezowocnej wizycie w Oxenham. Kapitan
najwyrazniej nie spodziewał się ujrzeć takiego grona ani
nie byÅ‚ mu rad, czuÅ‚ też niemÄ… solidarność zgromadzo­
nych, skierowaną przeciw niemu. Ukłonił się sztywno.
- Jeśli państwo wybaczą, mam do pomówienia z panią
St Auby...
Jego sÅ‚owa nie odniosÅ‚y pożądanego efektu. W uniesio­
nych brwiach Alicji było tyle wyniosłości, że poczuł się
nieswojo, a Annabella natychmiast to zauważyÅ‚a i posta­
nowiła wykorzystać.
- Nie mam sekretów przed swoją siostrą - rzekła ze
słodyczą - ani przed żadnym z moich przyjaciół. Może
pan mówić swobodnie.
Nie ulegaÅ‚o wÄ…tpliwoÅ›ci, że kapitan wcale nie chce mó­
wić swobodnie przed zgromadzonymi tu osobistościami.
Zgrzytnął zębami.
- Gdyby zechciaÅ‚a pani porozmawiać ze mnÄ… na stro­
nie. .. - zaczął, lecz tym razem wtrąciła się Alicja.
- No no, mój panie, nie mogÄ™ pozwolić, by moja sio­
stra rozmawiała sam na sam z mężczyzną - skarciła go.
UsadowiÅ‚a siÄ™ wygodniej na krzeÅ›le, podczas gdy Anna­
bella, patrzÄ…c na kapitana szeroko rozwartymi, niewinny­
mi oczyma, wskazała mu miejsce obok nich.
- I cóż, drogi panie? Czekam z niepokojem. Czy udało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl