[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tak a tak. Dlatego też nie lekceważyłbym Edwarda. To
bardzo niebezpieczny przeciwnik.
- Więc pytam raz jeszcze, dlaczego pozwoliłeś mu tu
zostać? Niebezpiecznych ludzi trzymamy wszak jak najda
lej od siebie.
- Nie sposób odmówić twemu rozumowaniu pewnej
106 O%7Å‚EC SI ZE MN
logiki, ale wypędzając go stąd, narazilibyśmy się na różne
podchody z jego strony, nad którymi nie mielibyśmy żad
nej kontroli. Natomiast dając mu schronienie, właściwie
już w pewnej mierze zachwialiśmy go w jego nieufności.
Zresztą uprzedzałem cię, Rosy, że coś podobnego może się
wydarzyć.
Zatrzymała się jak wryta.
- Nie przypominam sobie żadnych tego typu ostrzeżeń
- zaprzeczyła w uniesieniu. - Nigdy nie mówiłeś, że Ed
ward może z całą rodziną zwalić się nam na głowę.
- Przyznasz chyba jednak, iż niejednokrotnie wskazy
wałem ci na ryzyko, jakie łączy się z naszym małżeństwem
na niby. Mówiłem ci też niejednokrotnie, że nie chcę na
rażać na szwank mojego dobrego imienia, co by niewątpli
wie się stało w przypadku demaskacji czystej formalności
naszego związku. Nie łudz się, Rosy. Najlepiej znać kon
sekwencje własnych czynów. Możemy przegrać nie tylko
Aąkę Królowej. Możemy stracić wolność. Gdyby doszło
do rozprawy sądowej i Edwardowi udałoby się przedstawić
niezbite dowody, kto wie, czy nie musielibyśmy stawić
czoło więzieniu.
- Więzieniu? - Z twarzy Rosy odpłynęła wszystka
krew, a siły opuściły ją do tego stopnia, że musiała usiąść.
- Nie, ty po prostu próbujesz mnie przestraszyć.
Nagle zmartwiała i przycisnęła dłoń do serca. Ktoś za
pukał do drzwi.
Ale była to tylko pani Frinton, która przyniosła im po
siłek. Ta zazwyczaj pogodna osoba była dzisiaj wyraznie
nie w sosie. Jej twarz wyrażała lęk, wstyd, gniew, dezorien
tację i ogólne podenerwowanie. Dała temu wyraz, gdy roz
stawiwszy wszystko na stole, mogła odłożyć tacę.
OZEN SI ZE MN
107
- Oczywiście, nic mi do prywatnego życia innych ludzi
i nie zwykłam też obmawiac bliznich, ale zanim państwo
przyjechaliście, pan Edward zadał mi mnóstwo pytań. - Jej
dłonie bawiły się nerwowo rąbkiem białego fartuszka.
- Jakiego rodzaju były to pytania? - zapytał Guard.
Skąd ten człowiek brał spokój, którym zdawał się dys
ponować w nadmiarze, gdy równocześnie ona, Rosy, cała
aż dygotała z niepokoju i niepewności? A miarą tego spo
koju mogło być to chociażby, że najzwyczajniej w świecie
zaczął opychać się kanapkami.
- Na przykład chciał wiedzieć, który pokój przeznaczy
liście państwo na sypialnię małżeńską lub przynajmniej
zamierzacie przeznaczyć. Powiedział, iż interesuje się tym
pod kątem wyboru pomieszczeń dla siebie i swojej rodziny.
Zauważył też, że pani wszystkie rzeczy są jeszcze w jej
dawnym pokoju.
Rosy aż fuknęła w przypływie wściekłości. Jak ten gru
bas śmiał wdzierać się w święty krąg jej intymności? Gdy
by żył jej dziadek, dałby mu do wiwatu.
Z tym, że gdyby żył jej dziadek, cały ten łańcuch przy
czyn i skutków nie mógłby zaistnieć. Nie musiałaby wy
chodzić za Guarda. Nie musiałaby kłamać i oszukiwać.
- A kiedy odpowiedziałam mu - ciągnęła pani Frinton
- że nic nie wiem o państwa planach, posunął się do zapy
tania mnie, gdzie spędziliście noc poślubną...
Było jasne, że pani Frinton mówi to przez zwykłą lojal
ność. Jej zaczerwieniona twarz wskazywała jednoznacznie,
jak bardzo czuje się upokorzona faktem, że ktoś w ogóle
śmiał zwracać się do niej z podobnymi pytaniami.
- Dziękuję, pani Frinton - powiedział Guard z ciepłym
uśmiechem w oczach. - Co zaś się tyczy wyboru sypialni,
O%7Å‚EN SI ZE MN
108
to właśnie chcielibyśmy zasięgnąć pani rady. Są tu pokoje,
których ze względów emocjonalnych Rosy wolałaby nie
zajmować. Na przykład sypialnie ojca i dziadka. Mnie
z kolei udało się wytłumaczyć mojej małżonce, że łóżko
w jej dawnym pokoju w żaden sposób nie nadaje się na
łoże małżeńskie.
Kompletny idiota, pomyślała Rosy. Akurat tej rzeczy nie
trzeba było tłumaczyć ani jej, ani też nikomu innemu.
Wystarczył bowiem jeden rzut oka, aby zdyskwalifikować
jej koję jako ewentualne łoże małżeńskie.
Guard jeszcze długo rozwodził się na temat sypialni,
łazienek i wanien, jak również swoich planów związanych
z modernizacją domu. Gdy jednak skończył i pani Frinton
odeszła, Rosy wybuchnęła:
- Zdaje się, że ustaliliśmy raz na zawsze, które sypial
nie zajmujemy.
- Sytuacja uległa zmianie, i to w sposób diametralny.
Bystre i podejrzliwe oczka Edwarda muszą widzieć każde
go wieczoru, że znikamy oboje za tymi samymi drzwiami.
Gwałtownie pokręciła głową, również w reakcji na pod
sunięty jej przez Guarda talerz z kanapkami, na które spo
jrzała ze szczerą odrazą.
- Co to, to nie! %7ładnej wspólnej sypialni! Ty chyba
postradałeś zmysły, Guard.
- Bynajmniej, Rosy. Prawdę mówiąc, nie mamy innego
wyboru. Warunki dyktuje nam sytuacja. Więc albo bę
dziesz spać ze mną w jednym łóżku, albo będziesz spać
sama na pryczy w jednym z tych ponurych budynków
zwanych więzieniami.
- Straszysz, Guard. Chcesz, żebym ze strachu zgodziła
się na każde warunki, każdy układ.
O%7Å‚EC SI ZE MN 1 09
- Czy naprawdę sądzisz, że muszę uciekać się do tak
skomplikowanych intryg, by pójść z kobietą do łóżka? Wy
doroślej, Rosy. Nie seks w tej chwili mi w głowie, tylko
oszustwo, nasze wspólne oszustwo.
Zagryzła dolną wargę. Strach, przed którym się dotąd
[ Pobierz całość w formacie PDF ]