[ Pobierz całość w formacie PDF ]
może teraz...
- Na pewno nie - wymamrotał.
Zack zaczął gwizdać melodię, która sygnalizowała, że
należy się rozejrzeć za dziewczynami.
- Ma tyle zdrowego rozsądku, że na pewno nie będzie
mnie chciała - wymamrotał Cole.
- A może myśli, że się zmieniłeś? Chce cię poznać ze
swoimi koleżankami, tak czy nie? Czyli nie myśli o tobie zle.
- Po prostu w tym sensie mnie nie interesuje, rozumiesz?
- Ale czemu? Jestem niÄ… zachwycony. Kto by przypusz
czał, że Tess zrobi się taka ładna i seksowna. Jak przyjdzie
na mnie kolej, wezmÄ™ jÄ… pod uwagÄ™.
Zack potrafił być czasem bardzo denerwujący.
Tess próbowała dodzwonić się do Cole'a w poniedziałek
wieczorem, potem we wtorek i w środę. Nie odpowiadał na
jej telefony. Czy był zły z powodu przyjęcia firmowego, czy
może uznał, że jak na platoniczną przyjazń są ze sobą zbyt
blisko? Tak czy owak, była w głupiej sytuacji. Umówiła ko
lejną znajomą na spotkanie z nim w piątek wieczorem. Miała
jednak ochotę odwołać tę randkę i w ogóle przestać się tym
dalej zajmować. Po co ma dziewczynom zawracać głowę?
To niepoważne.
Tym razem zrobiła rzeczywiście dużo. Melissa Van Cort-
land była kuzynką Lucindy, nie żadną przyjaciółką. Na pew
no była ładna - ciemnowłosa, wysoka i smukła jak trzcina.
RS
Co więcej, spełniała warunki z listy Cole'a, bo lubiła się
bawić, miała miłe usposobienie, uprawiała sporty. Była oczy
wiście młodsza od Cole'a.
Tess głupio było odwoływać tę randkę, ponieważ przed
stawiła Melissie Cole'a jako skrzyżowanie supermana z roz
kosznym pieseczkiem. Więc Cole nie wywinie się, chociaż
nie odpowiada na telefony.
Wyszła ze sklepu, zakładając, że wróci najdalej za dwie
godziny, ale teren budowy kondominium znajdował się dalej,
niż przypuszczała. Wreszcie osoba o zachrypniętym głosie,
która prowadziła biuro firmy Baileyów, udzieliła jej właści
wych wskazówek. Tess spodobało się to, co zobaczyła, gdy
w końcu dojechała na miejsce. Zachwycający starodrzew ob
rastał kręty biały betonowy podjazd, który wił się, prowadząc
w stronę długiego szeregowca z obszernymi balkonami na
drugim piętrze. Gotowy był już plac zabaw z huśtawkami,
zjeżdżalnią i drabinkami.
Tess znalazła Cole'a w trzecim z segmentów, do którego
zajrzała. Klęczał, zakładając uchwyt w kuchennym kreden
sie. Brudne dżinsy zsunęły mu się tak bardzo z bioder, że
widać było biały pasek i granatowe majtki. Nie miał na sobie
koszuli. Jego brązowe ciało błyszczało od potu. Przyglądała
mu się przez chwilę. Nigdy jeszcze nie widziała z bliska
kogoś równie przystojnego. Zaskoczyła go, kiedy siedział
wtedy na stołku w barze, więc fajnie by było, gdyby... No
nie, dość tych bzdur!
- O co chodzi? - spytał, nie patrząc.
- O ciebie.
A jednak go zaskoczyła.
- Myślałem, że to Zack - powiedział.
RS
Wstał, podciągnął spodnie i zerknął w jej stronę. Zaczepił
palce o pasek.
- A to ja, nie Zack.
- Właśnie, zawsze was odróżniam.
Przyjechała aż ta, by mu powiedzieć parę słów prawdy,
ale widok jego nagiego ciała trochę ją zbił z tropu. Czemu
mężczyznom wolno rozbierać się do połowy?
- Piękne domki - powiedziała, rozglądając się dokoła,
żeby nie patrzeć na niego. - Podobają mi się fasady, a zwła
szcza te wielkie okna.
- Dziękuję. Co cię tu sprowadza? Chcesz mieć taki do
mek? Na pewno?
- Na razie nie. Wszystko, co mam, inwestujÄ™ w sklep.
- Wiem, jak to jest.
- Odebrałeś wiadomość ode mnie?
- Wszystkie osiem.
- Cole, randki w ciemno to twój pomysł. Tym razem
załatwiłam wszystko jak trzeba. Piękna, zgrabna, da się lubić.
Wygrywa zawody golfowe, na twojej liście znalazłam taki
warunek. Właśnie ukończyła studia.
- Chyba za młoda.
- Ty też nie masz jeszcze trzydziestu lat.
- Ale prawie. - Zachowywał się tak, że miała ochotę nim
potrząsnąć. - Może ten pomysł z umawianiem mnie nie jest
taki dobry.
- Nie gadaj głupstw! Namówiłam ją, żeby się z tobą spot
kała. Jeżeli każesz mi odwołać ten piątek, to już nigdy, ale
to nigdy z nikim cię nie umówię.
- Ależ ja chcę iść - powiedział pojednawczo.
Tess uśmiechnęła się szeroko.
RS
- Przyjdziesz? A czemu nie odpowiedziałeś na moje te
lefony?
- Byłem zajęty.
Podał jej rękę, bo właśnie szła do drzwi nad stertą starych
desek.
- Zajęty? Zmusiłeś mnie, żebym tu specjalnie przyjechała
po odpowiedz. Ja też pracuję na kawałek chleba, jak może
wiesz.
- Przykro mi.
- Nie znoszę, kiedy ludzie, którym nie jest przykro, mó
wią, że jest im przykro.
- Powiedz to jeszcze raz.
-Jesteś niemożliwy!
- Byłem bardzo zajęty. Pierwszy domek ma być gotowy
zaraz po Zwięcie Pracy.
- No, a ja jestem zbyt zajęta, by organizować randki dla
kogoś, kto nigdy w życiu nie zadał sobie trochę trudu, by
samemu zaprosić dziewczynę na wieczór.
- Ufam bardziej tobie niż sobie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]