[ Pobierz całość w formacie PDF ]
błąd i kimś ty m najprawdopodobniej by ł kąpany w gorącej wodzie Władek.
Widząc wbiegający ch na polanę ludzi, zby t mocno wy chy lił się z zapewniającej ukry cie
wy sokiej trawy. Został dostrzeżony. Prawdopodobnie jeden ze ścigający ch uznał to za część
przy gotowanej na nich zasadzki. By ć może pomy ślał, że Ulianow nieprzy padkowo uciekał
właśnie w tę stronę, wiedząc, że w pobliżu bunkra znajdują się jacy ś lojalni wobec niego
wartownicy. Nie jest również wy kluczone, że ten właśnie agent, nadbiegając jako ostatni, nie
dostrzegł momentu, w który m Ulianow wpadł do bunkra. Widząc postać w trawie, zareagował
odruchowo, zapewne biorÄ…c jÄ… za samego uciekiniera. Podczas chaoty cznej strzelaniny
największe tragedie zdarzają się właśnie przez przy padek i tak najwy razniej by ło też ty m razem.
Faktem jest, że agent KGB strzelił do skry tej w zaroślach postaci. Wtedy Władek popełnił błąd.
Stój! krzy knął major, ale by ło już za pózno.
Na zawsze pozostanie tajemnicą, dlaczego Władek poderwał broń do ramienia i otworzy ł
ogień. Major zastanawiał się nad ty m wielokrotnie podczas długich bezsenny ch nocy. Może
zwy czajnie chciał się bronić. Może jednak, już od pewnego czasu wzbierała w nim wściekłość na
agentów, zwłaszcza po rozstrzelaniu cy wilów, którego by li świadkami. Władek nie zdołał mu tego
nigdy wy tłumaczy ć, ponieważ w sekundę pózniej leżał martwy na ziemi i wpatry wał się
w majora niewidzący mi oczami. Z głowy ciekła mu wąska stróżka krwi.
Władek! krzy knął major, choć wiedział, że jest już za pózno.
Czując, jak do oczu napły wają mu łzy wściekłości, posłał w stronę agentów długą serię
z pepeszy. Strzelał aż wy czerpała się amunicja. By ł przekonany, że trafił co najmniej dwóch.
Pozostali dwaj zdołali skry ć się na powrót za drzewami. Potem wy rwał pepeszę z rąk Władka
i nadal ostrzeliwując się, umknął w las. Wtedy jeszcze nie wiedział, że Czarny również nie ży je,
choć przeczuwał już, że stało się coś złego, bowiem spadochroniarz nie pojawił się po wy konaniu
zadania i major nie zobaczy ł go już nigdy więcej. Wiele lat pózniej, kiedy udało mu się zbadać
okolice wy sadzonej tamy, odkry ł zwoje splątanego, do cna przerdzewiałego już drutu. Znalazł
również przegniłe strzępy munduru oraz guziki i domy ślił się przebiegu zdarzeń. Nie odnalazł
natomiast szczątków. By ć może woda przeniosła je w jakieś inne miejsce, skąd ktoś je zabrał.
Sądził, że zajęli się ty m zacierający ślady Rosjanie.
* * *
Ulianow posły szał gwałtowną wy mianę ognia na polanie przed bunkrem. Strzały
z automaty cznej broni. Dotarło do niego, że pojawił się jeszcze ktoś trzeci. Nie miał jednak ani
chwili czasu, by zastanawiać się, kim są ci niespodziewani wy bawcy, którzy zatrzy mali
podążającą za nim pogoń. Z pewnością by łby zaskoczony, gdy by poznał prawdę. Czuł, że jest
prawie uratowany. Zapalał i zaraz gasił latarkę, by jej światło go nie zdradziło. Na razie należało
jedy nie biec jak najszy bciej przed siebie.
Po pokonaniu około stu metrów skry ł się w jedny m z opustoszały ch pomieszczeń i pozwolił
sobie nawet na to, by opaść na ziemię, wspierając się o ścianę plecami. W podziemiach ukry je
się, przeczeka, spróbuje odnalezć jakieś inne wy jście. Nie opuszczała go również my śl
o ciągnący m się aż poza granice Polski legendarny m metrze. Oczy wiście przeby cie takiej
odległości pieszo wiązałoby się z niemały m wy siłkiem. Nie posiadał zapasów ży wności ani nawet
wody pitnej, żadna latarka nie wy trzy małaby tak długo& A jednak Polacy jakoś sobie poradzili;
weszli do podziemi i wy szli stamtąd, cali i zdrowi, w jakimś zupełnie inny m miejscu, ponieważ
ludzie Ulianowa obserwowali bunkier. Przeby wali tam, pod ziemią, wiele godzin. Jeśli oni sobie
poradzili, czemu jemu miałoby się nie udać?
Nasłuchiwał. Nikt go nie ścigał. Na polanie musiało się coś wy darzy ć, ale działało to jedy nie
na jego korzy ść. Kiedy ochłonął nieco, wy jrzał ostrożnie na kory tarz. Potem wy szedł i śpiesznie
podąży ł znaną już sobie trasą. Mijał boczne kory tarze, tonące w ciemności i prowadzące nie
wiadomo dokąd. Raz opanowało go nawet poczucie, że mógł zabłądzić, ale szy bko odzy skał
orientację. Miał dobrą pamięć do szczegółów. Udawał się wprost do podziemnego mauzoleum,
by stamtąd przedostać się w czeluście podziemnego miasta i w nich szukać ratunku.
Kiedy by ł już prawie na miejscu, przed wejściem, odniósł wrażenie, że skądś dobiegł do jego
uszu stłumiony odgłos wy buchu. Musiał on by ć bardzo głośny, skoro posły szał go aż tutaj.
Ostrożnie przekroczy ł zagradzające mu drogę rumowisko i wszedł przez otwór. Czuł się coraz
bardziej niepewnie. Nadal wierzy ł głęboko, że istnieje jakieś racjonalne wy jaśnienie tego
wszy stkiego, co widział i co się wy darzy ło. By ł przesiąknięty nauką o materializmie. Na kursie
filozofii marksistowskiej nauczono go, że zjawiska uważane niegdy ś przez zabobonny ch ludzi za
niezwy kłe, z czasem dzięki potędze nauki znajdują swoje, często banalne, wy jaśnienia.
Prowadzący zajęcia wy kładowca przy taczał niezliczone przy kłady ludzkiej łatwowierności,
naiwności, my ślenia ży czeniowego czy wreszcie głupoty, która doszukiwała się zjawisk
nadprzy rodzony ch wszędzie tam, gdzie współczesna wiedza by ła chwilowo bezsilna.
Nie mógł jednak nic na to poradzić, że przed oczy ma stawały mu zmasakrowane ciała
strzegący ch podziemi agentów KGB. Zostali zabici w okrutny sposób, a teraz on sam znajdował
się w tajemniczy m mauzoleum. Na dodatek bez broni. Jego jedy ny oręż stanowiła latarka.
Na jak długo mu wy starczy ? Rozumiał niebezpieczeństwo pły nące z samej ciemności. Nad
inny mi ewentualnościami wolał się zby t wiele nie zastanawiać.
Wstrzy mał oddech. Do jego uszu dobiegał jakiś dziwny wzmagający się szum. Nie miał
jednak pojęcia, co może on oznaczać. Nagle spojrzał pod nogi. Woda. Skądś wpły wała do
mauzoleum, a jej poziom zdawał się gwałtownie podnosić. Wy trwale brnął jednak przed siebie,
pokonujÄ…c betonowe pomosty.
Nagle w miejscu, w który m znajdował się sarkofag, zapłonął jasny ogień. Ulianow, który
znajdował się w odległości może dwudziestu metrów od niego, stanął jak wry ty w ziemię.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]